Loreena MCKennitt - Elemental
Miałam przyjemność słuchać Loreeny McKennit już wcześniej, ale była to zaproponowana przez YT składanka “The Best Of”. Pamiętam, że już wówczas spodobał mi się jej głos. Z chęcią więc sięgnęłam teraz do zaproponowanego krążka „Elemental”. Rok wydania oraz czas i miejsce nagrania albumu tylko mnie zachęciły do odsłuchu, zaostrzając apetyt na czyste, dźwięczne melodie, urzekające swoją autentycznością i szczerością. Spójność kompozycji, przepiękne aranżacje instrumentalne (zwłaszcza brzmienie harfy) i przede wszystkim krystaliczny, przeszywający wręcz wokal artystki okazały się połączeniem idealnym. Gdy wreszcie udało mi się odsłuchać cały album bez konieczności odrywania się co chwilę do innych czynności, odpłynęłam... Wyciszyłam się, zrelaksowałam i poczułam spokój, którego nie zmąciła nawet burza w „Lullaby”. Odgłosy burzy i ćwierkania ptaków na tym krążku przenoszą mnie na łono przyrody, a konkretnie do zielonego, pachnącego lasu. I wówczas dostrzegam „czającego się za konarem Herna” (Maciek, bardzo trafne spostrzeżenie). Podczas słuchania całej płyty widzę przed oczami sceny z ukochanego „Robina z Sherwood” (tego z lat 80-tych). Muszę kiedyś przeprowadzić mały eksperyment i odpalić tenże serial przy dźwiękach albumu Loreeny. ;) Z pewnością wrócę do „Elemental” jeszcze niejednokrotnie. Płyta jest krótka, ale jakże ujmująca :) Niezwykle świeża. Jasna i klarowna niczym woda szemrząca w leśnym strumyku. Prawdziwa perełka. Kiitos, Ala!