Nie sądziłam, że do tego dojdzie, ale... wpadłam w seriale. Na dobre. Złapały mnie i nie chcą puścić.
Jeszcze przed maturą w ramach maratonu pod tytułem "Nic nie robię i staram się zagłuszyć czymś stres" obejrzałam Sherlocka BBC. W jakieś 3 dni. I uroczyście oświadczam, że I am Sherlocked :D Mam nawet tapetę na telefonie z hasłem Irenki ♥
Bardzo polubiłam się z tym serialem. Bardzo. Nie ma tam żadnej postaci, do której bym się nie przywiązała (no dobra, ta policjantka, ta Donovan była niemiłosiernie wkurzająca. I nie bardzo polubiłam Mary. Bo Watson należy do Sherlocka! xD). Co więcej, jestem chyba jakimś odmieńcem, bo ludki narzekają na 4 sezon, a mnie się właśnie podobał. Faktycznie był dziwny - jakby kręcony po dragach, ale przypadła mi do gustu ta dziwność. I smutno mi, że się skończyło. Niby mówi się, że 5 sezon jest możliwy itd., ale tak szczerze mówiąc, nie wiem, czy chciałabym widzieć więcej odcinków. Zakończenie było takie... szczęśliwe. Poza tym, poprzeczka została ustawiona tak wysoko, że nie wiem, jakim sposobem Moffat i Gatiss mieliby ją przeskoczyć. Już bardziej udziwnić fabuły się chyba nie da.
Teraz jestem w trakcie oglądania Breaking Bad. Nieśmiało się do tego zabierałam, bo myślałam, że to nie moje klimaty, ale muszę powiedzieć, że to jest DOBRE.
Próbowałam też obejrzeć Doktora Who jak przystało, czyli od odcinka Rose, ale no... Nie mogę. Po tym jak przypadkiem obejrzałam kiedyś kilka odcinków z Tennantem, za nic nie mogę przekonać się do Dziewiątego. Żeby nie było - dam mu jeszcze jedną szansę jak tylko skończę Breaking Bad, ale póki co, mam mieszane uczucia :/ Byleby tylko jakoś przebić się przez odcinki z Dziewiątym, bo chociaż nie widziałam jeszcze wszystkiego, coś czuję, żem Team Ten. :D