Zacznijcie od 1 sezonu New Who (czyli od odcinka Rose chyba) z 2005 roku. Ja sama jeszcze nie obejrzałam klasyków. A jak zareklamować...? Doktor Who jest najdłużej emitowanym serialem sci-fi, bo emitowanym z przerwami od 53 lat. Jest tak naprawdę wielogatunkowy, w zależności od odcinka można w nim znaleźć i komedię, i wciągające kryminało-sensacjo-sci-fi, i fantasy, i powroty do różnych historycznych momentów w dziejach ludzkości. Bywa absurdalny, bywa romantyczny, bywa poważny, bywa śmieszny, bywa straszny. Ale zawsze jest cholernie inteligentny i niesie za sobą przesłanie dobra, tolerancji i odwagi. Jest też taki mega trafny cytat jednego ze scenarzystów od początku New Who, a obecnie (od 5 do 10 sezonu) scenarzysty wiodącego i współtwórcy serialu - fanfary! - Stevena Moffata:
Nowy Lucifer! OMG! How could they?! o.O Ale nowy odcinek dopiero 14.02. Za dwa tygodnie! Co za złe ludzie! 3
A co do nowego Sherlocka - jeszcze nie widziałam ostatniego odcinka, bo oglądam z mamą, a w domu będę dopiero w piątek. A jest on raczej dość rozstrzygający, więc na razie się wstrzymam z opinią. Niemniej zapowiada się, że w 10. sezonie DW nie umrze żadna główna postać (bo nie ma żadnej starej, która jeszcze by żyła poza Doktorem xD), skoro w 4. sezonie Sherlocka umiera kto umiera. W sensie. Z reguły wystarcza Moffowi i Gatissowi jedna znacząca śmierć na jeden z sezonów w danym roku, więc tak liczę sobie na to.
Za to po raz kolejny Benedict i Matrin zagrali cudownie, w tym sezonie mieli - jakby na to nie patrzeć - więcej możliwości do wykazania się na polu aktorskim i wyszło im to świetnie. No a w kwestii fabuły (jak mówiłam) więcej po weekendzie. :)