Jump to content
  • Recenzja Century Child

    page-cc-color.png.2140f49719f2d3594aa0f62d3b7e1818.png

     

    Czwarty album studyjny Nightwish. Zespół w momencie nagrywania go był już gwiazdą w Finlandii i stawał się coraz bardziej znany w metalowym światku w Europie i na świecie.

    Ta płyta jest traktowana zazwyczaj dwojako. Bądź jako płyta przejściowa między stylem znanym z Oceanborn i Wishmaster, a tym od czasu Once, bądź jako sama początek nowego stylu Nightwish. Osobiście skłaniam się ku tej drugiej opcji, aczkolwiek w muzyce jak to w życiu, rzadko co jest czarno-białe, zazwyczaj mieniąc się odcieniami szarości. Tak i w tym przypadku, mimo zaczynu nowego stylu, można odnaleźć elementy świadczące o pewnej przejściowości i nawiązywaniu do wcześniejszych wydawnictw.

    Natomiast zmiany, które na naszych oczach dokonały się w twórczości zespołu, można ująć w następujących punktach:

    A) Dojście do składu Marco Hietali, człowieka zakochanego old-schoolowym rocku i metalu, który nie przepada za galopadami i „jodłowanymi” melodiami, jest raczej fanem Black Sabbath czy Dio. Nowy członek zespołu stał się drugim wokalistą i od tego czasu odpowiada za męskie wokale. Ma on za sobą naukę w college’u muzycznym i sporą wiedzę na temat teorii muzyki. Co warto zaznaczyć, lider zespołu nadmieniał kiedyś w wywiadzie, że Marco otworzył mu oczy na pewne sposoby aranżowania i umiejscowienia basu w przestrzeni muzycznej, z których wcześniej nie korzystali. Marco opanował także biegle arkana gry na gitarze akustycznej i klasycznej. Brodaty basista jest muzykiem bardzo dobrym technicznie, z wieloletnim doświadczeniem zarówno studyjnym jak i scenicznym. Dziś ciężko sobie wyobrazić Nightwish bez Marco, a mówię to nie bez kozery, bo właśnie ta płyta po raz pierwszy pokazała Nightwish, jaki znamy obecnie i wytyczyła kierunki rozwoju na przyszłość.

    B) Z dokoptowaniem Marco wiąże się bardziej wyrazisty i cięższy bas. Marco gra kostką i bardzo siłowo, z agresją atakuje struny, podczas gdy poprzedni basista Sami Vänskä używał do gry palców i grał znacznie delikatniej. Konsekwencją cięższego brzmienia basu jest też cięższe i bardziej masywne brzmienie gitar. Sześć strun Emppu charakteryzuje się bardziej zdecydowanym przesterem niż na poprzednich płytach. Gitarzysta Nightwish po raz pierwszy przechodzi również ze standardowego strojenia E, stosowanego z powodzeniem w latach 1997-2001, do obniżonego strojenia D, które stosuje z drobnymi odstępstwami (czasami schodząc aż do C) po dzień dzisiejszy.

    C) Motoryka – jak już wspomniałem Nightwish zaczął grać wolniej, ale ciężej, zupełnie zmieniło się frazowanie gitar, już nie uświadczymy szybkich, lekkich i unoszących się jak Pegaz w powietrzu galopad. W ich miejsce zadomowiły się cięższe, potężne, bardziej masywne brzmienia. Także Jukka ze swoim zestawem perkusyjnym nie nadużywa podwójnej stopy, zachowując ją tam gdzie jest ona konieczna.

    D) Zmienił się ogólny klimat muzyki na ciemniejszy, bardziej melancholijny i pełen refleksji.

    E) Nastąpiła absolutnie kluczowa zmiana w kwestii brzmienia i aranżacji, poprzez wprowadzenie do muzyki zespołu, po raz pierwszy pełnej orkiestry symfonicznej: Joensu City Orchestra i dużego klasycznego 18 osobowego chóru mieszanego.

    F) Tarja zmieniła swój sposób śpiewu na mniej operowy. W wielu utworach stara się używać bardziej normalnego wokalu, jedynie z lekkim operowym posmakiem.

    Nightwish znacznie mocniej niż wcześniej, zaznaczył symfoniczne i filmowe wpływy w swojej twórczości. To jest już metal symfoniczny pełną gębą. Trzeba też zanotować powrót tu i ówdzie do nastrojowych gotycko-metalowych brzmień, z jakich zespół słynął w okresie debiutanckiego albumu. Tym razem jednak w wersji bardziej melancholijnej, dojrzalszej i ciemniejszej brzmieniowo.

    Nagranie płyty poprzedził ciężki okres w życiu lidera zespołu i jednocześnie twórcy całego repertuaru. Rozstanie z poprzednim basistą Samim, problemy z Tarją, komplikacje w życiu osobistym. Maestro jest tego rodzaju twórcą, który mimo świetnego opanowania zasad rzemiosła i erudycji, pisze przysłowiową wątrobą. Nightwish zawsze był odzwierciedleniem jego duszy. Toteż nie najlepszy okres w życiu Tuomasa, dał światu najbardziej melancholijną płytę w dziejach zespołu.

    Po raz pierwszy mamy do czynienia ze swego rodzaju koncept albumem. Jeśli chodzi o stronę liryczną, motywem przewodnim płyty jest utrata dziecięcej niewinności i rozczarowanie otaczającym nas światem oraz związane z tym sprawy. Wszystkie teksty orbitują wokół owego tematu. Spod szyldu Nightwish wyszedł album, jak wspomniałem wyjątkowy gorzki, choć jednocześnie nie pozbawiony całkowicie nadziei.

    Warto jeszcze przytoczyć skąd się wziął metaforyczny tytuł płyty – Century Child.

    Otóż w owym czasie, Tuomas był bardzo zmęczony życiem, rozczarowany, był nawet moment, że zastanawiał się nad zakończeniem działalności Nightwish. Sprawy wokół go przytłaczały, do tego dochodziły jeszcze problemy personalne (Sami/Tarja) i osobiste. To był mroczny okres dla niego i to dziecko w środku, ta dziecięca niewinność i radość życia, zostały w znaczym stopniu zabite. Świat wokół zniszczył w nim część tej niewinności, którą miał kiedyś i jego „wewnętrzne dziecko” stało się tak metaforycznie stare, doświadczone przez życie i zmęczone, że określił je jako Dziecko Stulecia. Tytuł ten niby klamra, idealnie spina koncept płyty.

    Jest to ostatnia płyta z jakimś większym użyciem instrumentów klawiszowych, w roli elementu dominującego w brzmieniu. Keyboardy są wyraźnie słyszalne obok orkiestry symfonicznej w praktycznie każdym utworze.

    1. Bless The Child

    Utwór otwierający płytę, bardzo dobrze oddający ducha albumu, napędzany rytmicznym staccato klawiszy. Tuomas określa ten utwór jako idący po śladach Hansa Zimmera. W pierwszym odruchu może to wywołać zaskoczenie, ale gdy wgłębimy się w twórczość Niemca i dojdziemy do na przykład muzyki z filmu Black Rain,, a w szczególności do utworu The Final Confrontation. Usłyszymy wyraźnie skąd Tuomas czerpał inspirację, jeśli chodzi rytmikę i specyficzne klawiszowe uderzenia dźwięku. Swoje robi też mocno przesterowany bas Marco. W mostku dumnie prezentują się potężne partie po raz pierwszy użytej pełnej orkiestry symfonicznej. W utworze wystąpił też Sam Hardwick (ten sam, którego znamy jako martwe „wewnętrzne dziecko” – Dead Boy z Dead Boy’s Poem), recytując pewne fragmenty tekstu w zakończeniu, notabene dość mocnym i gitarowym.

    2. End Of All Hope

    Kompozycja jako demo nosiła tytuł Rewishmastered. I jest to jeden z wcześniej wspomnianych refleksów stylu z poprzedniej płyty, aczkolwiek chodzi tu tylko o konstrukcję utworu. Polega to też na wykorzystaniu w podobny sposób partii chórów czyli na początku i w refrenach. W przypadku tego konkretnie numeru dochodzą jeszcze partie chóralne w części C czyli mówiąc popularnie – mostku. Natomiast samo brzmienie jest zupełnie inne. End of All Hope to utwór ciemny, dramatyczny nie mający w sobie nic z lekkości oraz rześkiej i optymistycznej energii, jaka cechowała Wishmastera. Tym razem to raczej energia rozpaczy i dramatu, niemalże krzyk. Bardzo wyraźnie słychać chrupiący bas, a całość ubarwia krótka solówka gitarowa.

    3. Dead to the World

    Gdy na dzień dobry, słyszymy współgranie głosów Tarji i Marco, to zdajmy sobie sprawę, że podobne rozwiązanie zastosowano na następnej płycie przy jednym ze singli. Jednak w tym przypadku pierwszą zwrotkę zaczyna Marco Hietala i jest to jego pierwsze samodzielne wejście na tej płycie, na tyle surowe i gitarowe, że dopóki śpiewa Marco można odnieść wrażenie, iż mamy do czynienia z tradycyjnym męskim heavy metalem. Dopiero partie klawiszowe i wokal Tarji naprowadzają nas na właściwy tor. Numer zakorzenia się dobitnie w naszych uszach ultra melodyjnym refrenem. Wybornie i z dużym wyczuciem został dobrany też duet wokalny i podział tekstu między wokalistów. Potem mamy wyraźne maidenowskie przyśpieszenie, z podwójną stopą zestawu Jukki Nevalainena, po którym do naszych uszu dochodzi wyciszenie z samym pianinem. Warto dodać, że jest to prawdziwe akustyczne pianino Tuomasa, a nie imitujący je syntezator. Końcówka to już tradycyjnie powtórzenie refrenu.

    4. Ever Dream

    Ten numer ten stanowi jakby pre – Nemo. Wejście na pianinie rozpoczyna utwór. Oczywiście pod względem motoryki, brzmienia czy aranżu kawałek wyraźnie się różni od Nemo, ale konstrukcją jest już zaczynem singla z Once. Warto zauważyć, że już znajduje zastosowanie (podobnie jak w Nemo), patent z dziurawą pierwszą zwrotką bez gitary, która dołącza dopiero później, co będzie charakterystyczne przy wielu następnych singlach zespołu. Na tej w większości melancholijnej i ciężkiej płycie, ta kompozycja wyróżnia się swoją lekkością, zwiewnością i dynamiką jakby wyjętą z poprzedniego albumu Wishmaster. I tylko bardzo dobrze zaznaczone partie orkiestry symfonicznej sygnalizują, że to nowe wcielenie grupy. W refrenach słychać w tle partie wokalne Marco, które jednak bardziej wyraziste i dłuższe stały się dopiero na koncertach. Po dwóch zwrotkach następuje popisowa solówka Emppu i zwolnienie, po którym mamy przyspieszenie jeśli chodzi o frazowanie gitar i pracę perkusji, przez co utwór kończy się rozpędzoną, melodyjną power metalową galopadą.

    5. Slaying the Dreamer

    Najcięższy utwór na albumie. Asumpt do jego napisania, dała liderowi Nightwish, osoba z otoczenia zespołu, która go dość mocno zbeształa, krytykując sposób prowadzenia grupy. Sytuacja ta przelała czarę goryczy. Od strony muzycznej, po raz pierwszy pojawiły się w stylu grupy naleciałości thrashowe, inspirowane tak lubianą przez Tuomasa – Panterą. Można je wychwycić w drugiej części utworu, gdzie na tle agresywnych, szarpanych riffów gitarowych wydziera się Marco. Rozbujane zwrotki, podniosły chóralny refren i lekko orientalizujący mostek poprzedzają ostrą końcówkę. Utwór sygnalizuje chęć wycieczek Nightwisha w bardziej agresywne rejony. Zespół kontynuował i rozwijał potem styl z tego utworu, czego dowodem były takie rzeczy na Once jak Dead Gardens i Romanticide czy utwór Master Passion Greed z jeszcze kolejnej płyty, będący apogeum agresywnych wycieczek zespołu. Przez ów „pierwiastek agresji” jest to rzecz zdecydowanie różniąca się stylistycznie od reszty płyty. W miejsce melancholii pojawił się gniew i złość, a utwór skanalizował i dał ujście emocjom kłębiącym się w głowie lidera zespołu w tamtym okresie, będąc swego rodzaju muzyczną pięścią wymierzoną w brutalny świat.

    6. Forever Yours

    Jedyna ballada z prawdziwego zdarzenia na albumie, choć pod koniec wzmocniona gitarą elektryczną. Spowita orkiestralnym aranżem i z melodią prowadzącą trochę przypominającą tą, którą wszyscy znamy z Titanica. Jest to też rodzynek na płycie, bo jako jedyny na albumie przynosi ze sobą elementy folkowe, które materializują się w postaci krótkiej partii fletu prostego w środku utworu. Co ustawia Century Child, jako najmniej folkowy album ze wszystkich wydawnictw zespołu. Jest to też najmniej lubiany kawałek z tego wydawnictwa przez samego Maestro.

    7. Ocean Soul

    Utwór bardzo ważny dla lidera zespołu, o niesamowicie osobistym, niemal intymnym charakterze. Do tego stopnia, że oficjalnie oświadczył on, że nigdy nie zostanie zagrany na żywo. Atmosferyczny numer trochę w klimacie gothic metalowym i z brzmieniami instrumentów klawiszowych, przypominajacych nieco rozwiązania z neoprogresywnych bandów typu Pendragon, lecz w ciemniejszym wydaniu. Refleksyjny nastrój plus dość chwytliwy refren są atutami kompozycji. W końcowej części utworu następuje lekkie podkręcenie dynamiki, która jednak nie zmienia kontemplacyjnego wyrazu całości.

    8. Feel For You

    Początek utworu opiera się na wyraźnie zaznaczonych partiach basu Marco, którym po chwili idzie w sukurs sekcja smyczkowa orkiestry symfonicznej. Delikatny śpiew Tarji wciąga nas w głąb opowieści, niczym księżyc przyciąga do siebie lunatyka. Prawdziwym highlightem kawałka jest niespodziewane wejście wokalne Marco Hietali. Kapitalne skontrastowanie wokalu żeńskiego i męskiego i moc głosu jaką pokazuje w tym momencie nowy basista, powodują, że jest to bez dwóch zdań najbardziej ekscytująca partia wokalna naszego wikinga na płycie. W finale wyraźniej zaznacza się obecność riffów Emppu, który twardymi partiami gitary stawia przysłowiową kropkę nad i, dopełniając tym ładnie formę utworu. Numeru, który jest lekko ironiczny w wymowie.

    9. The Phantom of the Opera

    Nightwish rzadko kiedy umieszczał cover na podstawowej, studyjnej płycie zespołu, tym razem po raz trzeci (po Walking in the Air i Over the Hills and Far Away), zdecydował się na taki krok. Upiora w Operze znają pewnie wszyscy z dziesiątków wykonań, jest to jeden z najpopularniejszych musicali na świecie. Jego wykonań istnieje legion, ich ilość jest tak duża, że niekoniecznie znany ogółowi jest oryginalny singiel, śpiewany przez Sarah Brightman. I przy całym pięknie jej głosu, muzycznie reprezentuje on typowo ejtisowe brzmienie. Elektroniczna perkusja, rozmyte gitary, syntezatory i orkiestracje, ale całość charakteryzuje brak werwy i dynamiki, wyróżnia się głównie melodia. Piszę o tym nie bez kozery, bo wypowiadając się na temat wersji Nightwish. trzeba zestawić ją z tamtym singlem. Ta żywsza bardziej metalowa wersja tak się ogółowi wbiła w podświadomość, że nie pamiętają, iż oryginał taki nie był. Zespół nadał tej kompozycji energii i pazura, jaki powinien charakteryzować metalowy musical. W zasadzie to opracowanie stało się teraz kanoniczne, bo nawet oryginalna wykonawczyni na koncertach prezentuje ten utwór, najczęściej w wersji zbliżonej do Nightwish. Głosy Tarji i Marco idealnie współgrają, zresztą basista zespołu wydaje się być wręcz stworzony do roli upiora. Jedyne z czego zrezygnowano to wysokie partie wokalne pod koniec, gdyż nie znosi ich mózg zespołu Tuomas (jednak były one wykonywane przez Tarję w wersji koncertowej).

    10. Beauty of the Beast

    W momencie wydania była to najdłuższa i najbardziej zaawansowana kompozycja jaka wyszła pod szyldem zespołu. Będąc zarazem najbardziej zespołową pozycją w historii. Jej autorami są Tuomas Holopainen, Marco Hietala i Emppu Vuorinen łącznie. Jest to jedyny utwór podpisany przez trzy osoby naraz w historii grupy. Nigdy wcześniej, ani nigdy później taki fakt nie miał miejsca. Numer czaruje nas trwająca ponad dziesięć minut mieszanką gitar, keyboardów, chórów męsko-żeńskich i partii orkiestry symfonicznej. Charakterystyczna zimmerowska rytmika, te specyficzne uderzenia (jakie znamy choćby z kawałka otwierającego album). Aranżacyjnie utwór bezbłędnie zlewa brzmienie instrumentów klawiszowych z orkiestrą, tak charakterystyczne własnie dla wspomnianego Zimmera. Całość jest zasadzona na potężnych bębnach, a przede wszystkim chrupiącym basie. Numer został podzielony na trzy części. Pierwsza utrzymana w średnim tempie, stworzona została przez Marco, jeśli się wsłuchacie uważnie, to usłyszycie, że Marco udzielił się także wokalnie w tle. Druga szybsza, orientalizująca z partiami solowymi poszczególnych instrumentów, gdzie istotny wkład wniósł Emppu. Utwór zamyka trzecia i ostatnia część, skomponowana przez Tuomasa. Jest ona najbardziej majestatycznym fragmentem utworu, naznaczonym wiodącą rolą orkiestry. Numer zamyka recytacja Sama Hardwicka, która jest nawiązaniem do noweli S.Byatt „Opętanie”. Kawałek jest bardzo dobrym zamknięciem płyty oraz udanym i spójnym nawiązaniem do pierwszego utworu.

    Płyta jest mało zróżnicowana jak na standardy ostatnich albumów zespołu, ale należy to zrzucić na karb konceptu i zachowania pewnej spójności brzmienia i klimatu całości. Poza tym zaznaczają się tu jeszcze pewne elementy z wczesnych płyt grupy, które właśnie charakteryzowały się większą jednolitością brzmieniowo-aranżacyjną.

    Century Child otwiera nowy rozdział w historii Nightwish i nie jest tylko przygrywką, przed tym co się będzie działo później, ale samodzielnym bytem o bardzo wyrazistej charakterystyce. Oczywiście można na jej przykładzie prześledzić rozwój grupy, ale tak można równie dobrze rzec o każdej płycie. Spowity specyficznym refleksyjnym klimatem album z bardzo dobrymi kompozycjami, prezentuje się jako ważne wydawnictwo w dyskografii grupy. Osobiste, pełne zadumy poetyckie liryki, w jakie oprawiona jest zawartość muzyczna płyty, są znakiem firmowym wydawnictwa. I tak oto mamy kolejny świetny album, który zaprasza nas do Nightwishowego świata, tym razem bardziej nastrojowego i melancholijnego niż wcześniej, ale jak pisał Leopold Staff żyłem i z rzeczy ludzkich nic nie jest mi obce. 

     

    © Maciej Anczyk

    Sign in to follow this  



×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.