Jestem nowy na forum ale pozwolę sobie skrobnąć coś niecoś na temat Dystopii, czyli w mojej opinii najlepszej od lat metalowej płycie. Dave pokazał to w czym potrafi być prawdziwym mistrzem, czyli komponowanie niesamowitych, porywających partii gitary rytmicznej. Są dopieszczone, ciekawe i z całą pewnością nie bazują na oklepanych od wielu lat schematach pentatonicznych. Przy okazji nie są przekombinowane i po prostu wciągają. Struktury utworów są dostatecznie złożone, żeby kawałki nie nudziły się po kilku przesłuchaniach.
Nawet fakt, że jest całkiem sporo zapożyczeń i podobieństwa do wcześniejszej twórczości Megadeth (np. w Threat is Real mamy riff podobny do Ashes in Your Mouth, w Dystopii najpierw elektroniczną przeróbkę akustycznego wstępu z The hardest part of letting go, potem masakrujący riff nawiązujący do Play for Blood a na koniec finisz w stylu bardzo bliskim do Burnt Ice; od połowy Fatal Illusion to jak każdy słyszy niemal powtórka z Good Mourning Black Friday, a Lying in State operuje przeróbką riffu z Blaskmail The Uniwerse) akurat na tej płycie nie razi. Te cegiełki pasują i w nowym kontekście to nie odrzuca. Styl danego zespołu najczęściej wyraża się właśnie stosowaniem charakterystycznych zagrywek, więc jak dla mnie to żaden zarzut. Szczególnie w kontekście tego, że na Dystopii jest masa nowych zagrań i partii, które są po prostu genialne. Aż dziw bierze że w takim wieku, po tylu przejściach z substancjami psychotropowymi, można tak zajebiście komponować.
Kolejnym olbrzymim atutem jest Kiko. Tak dobrego i kreatywnego solisty nie było w Megadeth od czasów Friedmana. Zresztą nawet Friedman na ostatnich krążkach Megadeth z jego udziałem nie produkował tak cudownych solówek. Kiko nie tylko zachwyca techniką, skacząc po odległych oktawach w zadziwiającym tempie, ale jeszcze układa z tego naprawdę przyjemne harmonie. W tym właśnie przerasta Brodericka, który też jest perfekcyjnym technikiem (choć na koncercie big 4 w Warszawie kilka solówek Friedmana skopał), ale nie tworzył aż tak pięknie. Kiko wniósł zresztą o wiele więcej niż solówki, bo jestem przekonany, że to on dodał te zajebiste akustyczne intra a’la flamenco. Coś z czym nie mieliśmy do czynienia od czasów Holly Wars.
We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.
Megadeth
in Artyści
Posted
Jestem nowy na forum ale pozwolę sobie skrobnąć coś niecoś na temat Dystopii, czyli w mojej opinii najlepszej od lat metalowej płycie. Dave pokazał to w czym potrafi być prawdziwym mistrzem, czyli komponowanie niesamowitych, porywających partii gitary rytmicznej. Są dopieszczone, ciekawe i z całą pewnością nie bazują na oklepanych od wielu lat schematach pentatonicznych. Przy okazji nie są przekombinowane i po prostu wciągają. Struktury utworów są dostatecznie złożone, żeby kawałki nie nudziły się po kilku przesłuchaniach.
Nawet fakt, że jest całkiem sporo zapożyczeń i podobieństwa do wcześniejszej twórczości Megadeth (np. w Threat is Real mamy riff podobny do Ashes in Your Mouth, w Dystopii najpierw elektroniczną przeróbkę akustycznego wstępu z The hardest part of letting go, potem masakrujący riff nawiązujący do Play for Blood a na koniec finisz w stylu bardzo bliskim do Burnt Ice; od połowy Fatal Illusion to jak każdy słyszy niemal powtórka z Good Mourning Black Friday, a Lying in State operuje przeróbką riffu z Blaskmail The Uniwerse) akurat na tej płycie nie razi. Te cegiełki pasują i w nowym kontekście to nie odrzuca. Styl danego zespołu najczęściej wyraża się właśnie stosowaniem charakterystycznych zagrywek, więc jak dla mnie to żaden zarzut. Szczególnie w kontekście tego, że na Dystopii jest masa nowych zagrań i partii, które są po prostu genialne. Aż dziw bierze że w takim wieku, po tylu przejściach z substancjami psychotropowymi, można tak zajebiście komponować.
Kolejnym olbrzymim atutem jest Kiko. Tak dobrego i kreatywnego solisty nie było w Megadeth od czasów Friedmana. Zresztą nawet Friedman na ostatnich krążkach Megadeth z jego udziałem nie produkował tak cudownych solówek. Kiko nie tylko zachwyca techniką, skacząc po odległych oktawach w zadziwiającym tempie, ale jeszcze układa z tego naprawdę przyjemne harmonie. W tym właśnie przerasta Brodericka, który też jest perfekcyjnym technikiem (choć na koncercie big 4 w Warszawie kilka solówek Friedmana skopał), ale nie tworzył aż tak pięknie. Kiko wniósł zresztą o wiele więcej niż solówki, bo jestem przekonany, że to on dodał te zajebiste akustyczne intra a’la flamenco. Coś z czym nie mieliśmy do czynienia od czasów Holly Wars.
Konkludując moim zdaniem zajebista płyta.