Film był znakomity, a Rami Malek śpiewająco (sic!) udźwignął ciężar roli Freddiego. Naprawdę warto obejrzeć. A to, że nie był on biografią, lecz raczej fabularyzowaną hagiografią - licentia poetica, głównym bohaterem i tak była muzyka. Po filmie wrzuciłem sobie na YT występ Queen z Live Aid na Wembley i byłem oszołomiony wiernością filmowego odwzorowania wydarzenia.