Jest kwiecień. Za miesiąc i jeden dzień matura.
Wypadałoby się pouczyć. To znaczy, uczyłam się do tej pory, ale no. Muszę porozwiązywać jakieś arkusze w końcu czy coś. Problem w tym, że im bliżej matury, tym bardziej mi się nie chce. Może rzucę to wszystko i wyjadę w Bieszczady bądź do Finlandii, zaszyję się na odludziu i zostanę pisarką - awangardzistką.
Poza tym, w piątek jadę na finał konkursu z włoskiego, na którym strasznie mi zależy.
Nie bałabym się tak bardzo, gdyby nie to, że finał jest w formie ustnej.
Wybrałam sobie temat sztuki w renesansowych Włoszech i teraz mam problem, bo to takie ciekawe zagadnienie, a ja mam się zmieścić w dziesięciu minutach. Ból ;_;