-
Content Count
258 -
Joined
-
Last visited
-
Days Won
73
Content Type
Forums
Gallery
Calendar
Aktualności
Lyrics
Dyskografia
Reviews
Everything posted by Ada28
-
Loreena MCKennitt - Elemental Miałam przyjemność słuchać Loreeny McKennit już wcześniej, ale była to zaproponowana przez YT składanka “The Best Of”. Pamiętam, że już wówczas spodobał mi się jej głos. Z chęcią więc sięgnęłam teraz do zaproponowanego krążka „Elemental”. Rok wydania oraz czas i miejsce nagrania albumu tylko mnie zachęciły do odsłuchu, zaostrzając apetyt na czyste, dźwięczne melodie, urzekające swoją autentycznością i szczerością. Spójność kompozycji, przepiękne aranżacje instrumentalne (zwłaszcza brzmienie harfy) i przede wszystkim krystaliczny, przeszywający wręcz wokal artystki okazały się połączeniem idealnym. Gdy wreszcie udało mi się odsłuchać cały album bez konieczności odrywania się co chwilę do innych czynności, odpłynęłam... Wyciszyłam się, zrelaksowałam i poczułam spokój, którego nie zmąciła nawet burza w „Lullaby”. Odgłosy burzy i ćwierkania ptaków na tym krążku przenoszą mnie na łono przyrody, a konkretnie do zielonego, pachnącego lasu. I wówczas dostrzegam „czającego się za konarem Herna” (Maciek, bardzo trafne spostrzeżenie). Podczas słuchania całej płyty widzę przed oczami sceny z ukochanego „Robina z Sherwood” (tego z lat 80-tych). Muszę kiedyś przeprowadzić mały eksperyment i odpalić tenże serial przy dźwiękach albumu Loreeny. ;) Z pewnością wrócę do „Elemental” jeszcze niejednokrotnie. Płyta jest krótka, ale jakże ujmująca :) Niezwykle świeża. Jasna i klarowna niczym woda szemrząca w leśnym strumyku. Prawdziwa perełka. Kiitos, Ala!
-
Doskonale rozumiem, co masz na myśli. Moje odczucia są identyczne. Do końca z nadzieją w sercu czekałam na chwilę, kiedy głosy Tarji i Marco zabrzmią wspólnie, jak za dawnych lat, i jestem nieco rozczarowana, że się nie doczekałam... Rzeczywiście utwór przez to traci. Choć oboje śpiewają pięknie, to jednak brakuje tego pierwiastka, dzięki któremu można by to wykonanie uznać za spójne i doskonałe. Całość brzmi trochę jak dwie osobne części sklejone w jedną... Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że chórek pojawi się podczas występów na żywo (szczęściarze, którzy tam będą!) Oby wówczas było inaczej niż na albumie. Czekam na duet z prawdziwego zdarzenia, na pozytywne emocje, uśmiechnięte twarze i uściski dłoni. Na to, żeby oboje pokazali światu, że wreszcie sobie wybaczyli.
-
!!!!! Zupełnie zapomniałam, że to dziś! :D Światło dzienne właśnie ujrzał podwójny singiel z nadchodzącego albumu RJ, zatytułowanego „IV”. Joulun Rauhaa / Ave Maria Wersja angielska: https://lnk.to/happyxmas_FINAr Wersja fińska: https://lnk.to/JoulunRauhaaAr Co sądzicie o duecie Tarji i Marco? ♥ ♥
-
Na fali sukcesu kolaboracji z JP Leppäluoto, która zaowocowała niezwykle klimatycznym, teatralnym teledyskiem do utworu „Dance With The Dragon” (2 miliony wyświetleń na YT w niespełna rok), Heidi Parviainen właśnie zapowiedziała swój trzeci krążek, który będzie nosił tytuł „The Golden Moth” i ma się ukazać w przyszłym roku. Będzie to album koncepcyjny (podobnie jak dwa poprzednie), zamykający pierwszą część trylogii Dark Sarah. Więcej szczegółów tutaj: [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=_5OeHBlOWto Dziś poznaliśmy pierwszy teledysk, zapowiadający nowe wydawnictwo. Tym razem Dark Sarah i Dragon spotykają się na pustyni. I co się dzieje? Sami zobaczcie. Ja powiem tylko, że dawno nie widziałam ani nie słyszałam tak zgranego duetu. Thumbs up! (y) [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=914aqd7BpJM&feature=share
-
Wreszcie płyta, której miałam przyjemność słuchać nie po raz pierwszy :) Dziękuję, Aniu! Przywołałaś wspomnienia z dawnych lat, i mimo że Pearl Jam nie gości na mojej playliście zbyt często, to utwory wspomniane przez Ciebie w prezentacji są mi doskonale znane. Z sentymentem odsłuchałam cały album, przypominając sobie czasy liceum. Teledyski nagrywane na kasety VHS i kolekcję kaset magnetofonowych, wśród których na pewno gdzieś kurzem obrasta „Binaural” PJ. Wracając jednak do krążka „Ten”. Absolutny grunge’owy klasyk, zawierający chyba największy hit zespołu, „Alive”, uznawany nawet za hymn pokolenia. Uwielbiam ten numer od zawsze i bawiłam się przy nim na niejednej studenckiej imprezie (choć warstwa liryczna raczej nie zachęca do radosnych pląsów, ale wówczas nie zwracałam na to uwagi). Choć teksty są ciężkie i przygnębiające, mają niezwykle ciekawą i zróżnicowaną oprawę muzyczną, a charyzmatyczny wokal Eddiego doskonale sprawdza się w stylistyce gatunku. Vedder wyraża nim cały wachlarz emocji – smutek, żal, strach, cierpienie, desperację, szaleństwo... Czuć w jego głosie spontaniczność. Łagodny śpiew potrafi znienacka przeobrazić w krzyk, który wywołuje gęsią skórkę. Słuchanie poszczególnych utworów jest trochę jak przysłuchiwanie się rozmowom bądź monologom, w których nie brak dosadnych zwrotów, trudnych pytań, oskarżeń, rozczarowań i niedopowiedzianych słów. Niezwykle charakterystyczne brzmienie, barwa i styl śpiewania sprawiają, że nie sposób pomylić PJ z żadnym innym zespołem. Oceniając „Ten” z perspektywy czasu, za największy jego atut uważam naturalność aranżacji i szczerość przekazu. Zarówno w aspekcie wokalnym, jak i instrumentalnym, album jest do bólu prawdziwy i świeży, wręcz surowy. Hipnotyzujący od pierwszej do ostatniej minuty. Wielbię go w całości.
-
Z twórczością L. Arbogasta zapoznałam się w nieco szerszym zakresie, niż przedstawiona płyta „Metamorphosis”. Z uwagi na to, iż początkowo miałam dostęp wyłącznie do YT, wysłuchałam kilku nadprogramowych utworów artysty. Spodobały mi się na tyle, że zaczęłam oglądać teledyski, a potem także występy francuskiego wokalisty w programie „The Voice” i jeden z jego koncertów. Następnie, zahipnotyzowana niesamowitym głosem, przesłuchałam zupełnie inną płytę. Ostatecznie znalazłam „Metamorphosis” w usłudze Deezer. Album zdecydowanie trafia w mój gust. Mogę go zapętlić i słuchać w kółko. Podoba mi się na nim harmonijne powiązanie klimatu średniowiecza i ducha współczesności, melodyjność i spójność kompozycji, a także zróżnicowane aranżacje wokalne. Czysty i dźwięczny głos Arbogasta dominuje, wspomagany partiami chóru, co z jednej strony tworzy pewien kontrast, a z drugiej nadaje kompozycjom bardziej podniosły charakter. Dawne instrumenty w połączeniu z elektroniką brzmią zgodnie, a aranżacje poszczególnych utworów są zgrabne i słucha się ich naprawdę z przyjemnością. Nie wyróżnię żadnej kompozycji, podobają mi się wszystkie. Dziękuję, Adrian! Duży plus za propozycję, której z pewnością posłucham jeszcze nie raz (właśnie ją przesłuchuję trzeci raz z rzędu :) ).
-
Anette wyraźnie nabrała wiatru w żagle. To już czwarty utwór, który możemy usłyszeć przed premierą albumu przewidzianą na 10 listopada. Jestem coraz bardziej ciekawa całej płyty. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=eidS1nyQB50 Trzeci był ten: [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=ogcFCxaSvAA
-
Nowe czary-mary z nadchodzącego albumu "Darkness Of Eternity". Nawet mi się podoba :) [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=cvtAR-y3JsM
-
Tak! Świetnie się ich słucha :) [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=pdlAZj5iDc8
-
Relacja z koncertu Brother Firetribe we Wrocławiu 12.10.2017 r.
Ada28 replied to Ada28's topic in Relacje z koncertów
Kochani, dziękuję Wam serdecznie za tak ciepłe przyjęcie mojej relacji i tyle pozytywnych opinii. Nie potrafiłam opisać tego wydarzenia inaczej niż przez pryzmat emocji, których doświadczyłam tamtego wieczoru. To było niesamowite przeżycie. @anulka79 Dziękuję, Aniu! Ja również żałuję, że Cię ze mną nie było. Czułam się nieco osamotniona, brakowało mi bratnich dusz, z którymi mogłabym poskakać pod sceną. Powiedziałam chłopakom na spotkaniu, że mają w Polsce fanów, i mam nadzieję, że odwiedzą nas jeszcze w przyszłości. Może przyjadą wówczas do Warszawy, a wtedy ja stanę na głowie, żeby przyjechać! :) Z rysunków dziewczyn jestem naprawdę dumna. Wiszą teraz na honorowych miejscach nad biurkiem, a młodsza już nawet obkleiła szafki zdjęciami zespołu. :D @Justyna Dziękuję za miłe słowa. Zdecydowanie polecam Ci zapoznanie się z twórczością Brother Firetribe! Na mnie ich muzyka wpływa bardzo pozytywnie. Jest nieskomplikowana, optymistyczna i pełna radości życia. Ale ostrzegam: uzależnia! @beatag60 Kiitos, Beatko! Bardzo się cieszę, że czytanie moich emocjonalnych relacji sprawia Ci frajdę. Mi ogromną przyjemność sprawia ich pisanie. Zdradzę teraz tajemnicę i dodam, że w tym temacie nie powiedziałam jeszcze swojego ostatniego słowa w tym roku! Co do Emppu, to wcale mnie nie dziwi, że nie zapamiętał koncertu w Polsce. Nic specjalnego się na nim nie wydarzyło. To był festiwal jakich wiele. Dla nas fanów ogromne wydarzenie, a dla niego tylko kolejne zobowiązanie do wypełnienia, zapewne bardzo podobne do wszystkich innych koncertów, jakie NW grał w tamtym czasie. Po prostu przyjechał, zrobił swoje, ukłonił się, pomachał publiczności ze sceny i zniknął. Dlatego tak bardzo wielbię Brother Firetribe, w którym Emppu gra rolę pierwszoplanową. Widać, że scena to jego żywioł, i w to, co robi, wkłada całe swoje serce. Nawet od czasu do czasu coś tam się odzywa. Nawiązuje kontakt wzrokowy z publicznością i ciepło się do niej uśmiecha. Roztacza wokół siebie taką mega pozytywną aurę, że nie da się go nie kochać ♥ Oho, znowu zaczynam! :P Chciałabym bardzo doczekać się halowego koncertu Nightwish w Polsce. Myślę, że wówczas mielibyśmy większą szansę na to, by w jakiś wyjątkowy sposób wryć się naszym ulubieńcom w pamięć na dłużej. @LuciferMorningStar Dziękuję bardzo! Jest mi niezmiernie miło, że mój emocjonalny opis zrobił na Tobie tak dobre wrażenie :) Umiejętności w pisaniu relacji z koncertów nabyłam w dużej mierze dzięki aktywności na naszym forum i z przyjemnością dzielę się w nich wspomnieniami pięknych, acz ulotnych przeżyć koncertowych z Wami. A kto wie, może moje młode utalentowane artystki za kilka lat dołączą do naszej Nightwishowej społeczności ;) @hietAla Jak miło słyszeć te słowa! :) Prawda, po miesiącach oczekiwania na koncert marna godzinka występu to zdecydowanie za mało. Ale było jak było. Ja absolutnie nie mam powodów do narzekań! Meet&greet z zespołem trwało w sumie na pewno więcej niż 5 minut (nie wiem ile, straciłam rachubę czasu), ale przez cały czas jego trwania byliśmy ponaglani przez tour managera, który bez przerwy powtarzał te swoje „five minutes”, dając nam w ten sposób do zrozumienia, że mamy się streszczać. Miałam wielką ochotę go odesłać, zamknąć za nim drzwi i zostać na backstage’u chwilę dłużej. :-D -
Chyba jeszcze nigdy nie wyczekiwałam koncertu żadnego zespołu tak bardzo, jak właśnie Brother Firetribe we wrocławskim Firleju. Pamiętam, że odkąd się o nim dowiedziałam (w marcu bodajże), odliczałam dni do 12 października. Cieszyłam się, że będę miała okazję posłuchać kolejnego fińskiego zespołu na żywo w moim mieście i odpowiednio wcześnie zaopatrzyłam się w bilety (choć nie było takiej konieczności, gdyż sprzedaż wejściówek szła kiepsko i frekwencja w dniu koncertu niestety również pozostawiała wiele do życzenia). Jednak świadomość, że bilety leżą już na półce i spokojnie czekają na swój czas, działała na mnie uspokajająco. Z drugiej strony czułam ogromną radość i ekscytację związaną z przyjazdem Emppu. W Nightwish tak odległy i niedostępny, a tutaj miał wystąpić na malutkiej scenie w kameralnym klubie. Przez te kilka miesięcy oczekiwania na koncert gdzieś w głowie kołatała się myśl, że może jakimś cudem uda mi się zdobyć autograf chociaż jednego z członków NW... Bardzo tego pragnęłam, naprawdę. W najśmielszych snach jednak nie przypuszczałam, że dostanę znacznie więcej. Na kilka miesięcy przed koncertem miałam najnowszy album zespołu („Sunbound”) w małym palcu i wytrwale zgłębiałam pozostałe wydawnictwa w dyskografii grupy, które stopniowo coraz bardziej mnie wciągały. Chwytliwymi melodiami BF zaraziłam całą rodzinę. Gdyby dzieci były odrobinę starsze, z pewnością poszlibyśmy na koncert całą czwórką J Tym razem jednak wybrałam się tylko z mężem. Trzy dni wcześniej dostałam od zespołu wiadomość, że zostałam szczęśliwą posiadaczką wejściówki „meet&greet” dla dwóch osób. Przeżyłam najwspanialszy szok w życiu. Nigdy jeszcze czegoś podobnego nie wygrałam, więc ogarnęła mnie prawdziwa euforia. Ale mój zachwyt już po chwili przysłoniły ciemne chmury zwątpienia: A co jeśli na spotkanie nie wyjdą wszyscy członkowie zespołu? Co jeśli zabraknie tego, na którego czekam najbardziej? Co jeśli moje marzenie jednak w ostatniej chwili wymknie mi się z rąk? I tak się biedna zamartwiałam przez cały czas pozostały do koncertu, nie wiedząc, co począć z szalejącymi w brzuchu motylkami. Gdy w dniu koncertu dotarliśmy z mężem do klubu (niedługo po otwarciu bram), w środku było niemal pusto :/ Tu i ówdzie plątały się pojedyncze osoby, a podczas występu supportu (fińskiego Shiraz Lane) naliczyłam pod sceną może dwadzieścia osób... Mimo to zespół na scenie dawał z siebie wszystko. Wysłuchałam jednego numeru i wyszłam z zamiarem przebrania się w firmową koszulkę zakupioną na stanowisku z merchem. Dodatkowo nabyliśmy jeszcze płytę BF w atrakcyjnej cenie 40 zł. Po zamianie koszulki „Nightwish” na koszulkę „Brother Firetribe” pozostało już tylko czekać, aż zajmie się nami tour manager i zaprowadzi nas tam, gdzie sny stają się rzeczywistością. Gdy tylko otworzyły się drzwi „backstage roomu” i zobaczyłam uśmiechnięte twarze wszystkich członków zespołu, całe zdenerwowanie momentalnie ulotniło się w przestrzeń i zapanowała atmosfera pełnej swobody. Ze słodkim „Hi” na ustach wyściskałam najpierw wokalistę, a potem wszystkich pozostałych, którzy wstali z miejsc, by nas przywitać. Emppu grzecznie siedział na krzesełku, rzucając nieśmiałe spojrzenia w naszą stronę. Gdy już wylałam z siebie potok ciepłych słów i podziękowań za spełnienie mojego marzenia i nauczyłam Pekkę poprawnie wymawiać „Wrocław” (no, not „Wroklau”!), przystąpiłam do „ataku”. W ruch poszły zdjęcia, okładki płyt i markery. Wszystko działo się w pośpiechu, w obecności nieustannie ponaglającego nas TM zespołu („You really have only 5 minutes”), dlatego też po wręczeniu chłopakom „stuffu” do podpisania, postanowiłam skupić wszystkie swoje siły na Emppu, by nie uronić ani chwili z tego wymarzonego spotkania. Poprosiłam go o autograf na zrobionym przez siebie zdjęciu z Czad Festiwalu (na moje pytanie: „Do you remember”? odpowiedział krótkim acz zdecydowanym „No”), uśmiechając się przy tym niewinnie. A potem wręczyłam mu do podpisu... rysunki moich dzieci(!) Młode fanki przez cały poprzedni dzień tworzyły swoje dzieła, chcąc za wszelką cenę dać Emppusiowi coś od siebie i pokazać, że jest dla nich ważny. „Mamo, a czy Emppuś naprawdę zobaczy nasze rysunki?” „Dasz mu je?” „Naprawdę będę miała jego autograf?” „O jaaaa!” Odpowiadałam, że nie wiem, spróbuję, zobaczymy, może się uda itp. Udało się! Emppu wyraźnie się wzruszył na widok swojej podobizny w wizji sześcio- i jedenastoletniej fanki i z chęcią złożył swój zamaszysty podpis na obu rysunkach. Jako mama poczułam w tamtej chwili nieopisaną dumę. Pozostali członkowie zespołu również docenili wysiłki moich dziewczyn, ciesząc się, że już w tak młodym wieku są na właściwej drodze muzycznej i chłoną fińskie brzmienia. Mieliśmy mało czasu, a jeszcze przecież trzeba było zrobić sobie pamiątkowe fotki! Wyjęłam więc polską flagę i ustawiliśmy się w jednym kącie ciasnej kanciapki, podczas gdy po drugiej stronie stanął tour manager z moim aparatem. Zdjęcie zostało zrobione, choć zmieścił się na nim zaledwie czubek flagi. Nieistotne. Po wspólnej foci ze wszystkimi członkami zespołu (prawie, bo perkusista gdzieś się ulotnił), przyszedł czas na zdjęcie dnia. Powiedziałam Emppu wprost, że muszę się z nim sfotografować, a gdy chętnie przystał na moją propozycję, pod wpływem impulsu szybko dodałam pytanie „Can I hug you”? i nie czekając na odpowiedź objęłam go przyjacielskim uściskiem. Cudowny, kochany Emppu dał się przytulić, a ja nie mogłam uwierzyć we własne szczęście ♥ Ustawiliśmy się do zdjęcia, a ja z emocji zapomniałam, jak się robi różki :p Szczęśliwa, spełniona i wniebowzięta pożegnałam chłopaków tradycyjnym fińskim „Kiitos”, wylewając z siebie kolejny potok słów wdzięczności pod ich adresem. Zaraz jednak wróciłam z powrotem, ponieważ okazało się, że w całym zamieszaniu zostawiłam na backstage’u swoją kurtkę. Po spotkaniu szybko przejrzałam zdjęcia w aparacie, by upewnić się, że wszystko, co przed chwilą się wydarzyło, nie było tylko pięknym snem. Do koncertu zostało pół godziny. Zakupiliśmy z mężem kolejną płytę, ugasiliśmy pragnienie i usiedliśmy, by ochłonąć przed rozpoczęciem występu. Finowie wyszli na scenę punktualnie, a ja bez większego trudu zajęłam strategiczne miejsce przy barierkach na samym środku sali. Tłumu nie było. Na oko około sto osób. Z jednej strony boleśnie mało, z drugiej akurat wystarczająco, by cieszyć się swobodą ruchów i bliskością zespołu. Zabrzmiało intro z płyty „Sunbound” i muzycy pojawili się w świetle reflektorów, owacyjnie witani przez polską publiczność. Było nas mało, ale była w nas siła! Wyczuwalne pozytywne wibracje od początku wędrowały w obie strony, a dobra energia napędzała show. Wydobyłam z czeluści torby mój aparat fotograficzny, chcąc uwiecznić na zdjęciach pierwszy występ zespołu w Polsce, a dla mnie już wtedy najpiękniejszy wieczór koncertowy ever ♥ Panowie byli najwyraźniej zadowoleni z naszego „meet&greet”, bo przez cały występ nie szczędzili mi specjalnych względów. Pekka szukał spojrzenia aprobującego wymowę słów „Wrocław” i „dziękuję”, Emppu sypał ze sceny uśmiechami i posyłał w moją stronę „różki”, a ja odbierałam pozytywne emocje bijące od całej piątki. Czułam się wyróżniona. Znałam wszystkie utwory, które zagrali, więc podśpiewywałam sobie teksty, co wokalista skwitował stwierdzeniem, że radzę sobie w tej kwestii lepiej niż oni sami. Prawdą jest, że liryki BF są na tyle proste i wpadające w ucho, że nie sposób ich nie zapamiętać. Zabawa szybko rozkręciła się na dobre. Polska publiczność, wyraźnie zainfekowana bakcylem fińskiego optymizmu i dobrego humoru, odpłynęła na fali dźwięków melodyjnego hard-rocka w klimacie lat osiemdziesiątych. Emppu rzucił w „tłum” kilka kostek, a chwilę później zszedł ze sceny i... kolejną kostkę wsunął prosto w moją dłoń. Coś przy tym powiedział, ale w tej chwili już nie pamiętam jego słów. Wpatrywałam się kompletnie zaskoczona to w niego, to w moje pierwsze „zdobyte” koncertowe trofeum. Nigdy dotąd o nic nie walczyłam. Nie posiadam w swojej kolekcji żadnych pałeczek, setlist, pustych butelek ani innych tego rodzaju bezcennych pamiątek. Ledwo zdążyłam schować kostkę od Emppu w bezpiecznym miejscu, gdy tuż przed sobą zobaczyłam Jasona, który wręczył mi swoją kostkę basową. Tym razem usłyszałam, jak powiedział „For the girls”. To wyjaśniało, dlaczego kostki były dwie! Wydusiłam z siebie tylko cichutkie „Thank you”, tłumiąc cisnące się do oczu łzy wdzięczności. Występ skończył się o wiele za szybko. Finowie pięknie się ukłonili, a ja, największa szczęściara wieczoru, na do widzenia zgarnęłam jeszcze serdeczny uścisk od Pekki. Emocje, emocje, emocje... Zawładnęły mną tego dnia całkowicie (wybaczcie), więc teraz wreszcie czas na kilka suchych faktów: Koncert trwał godzinę (za krótko!). Zespół zagrał dla nas większość numerów ze swojego nowego krążka, a także największe hity z poprzednich albumów, w tym m.in. „Heart Full Of Fire”, „Runaways”, „For Better Or For Worse” czy „One Single Breath”. Na bis otrzymaliśmy energetyczne „I Am Rock”, a po zakończeniu występu Finowie zrobili sobie tradycyjne zdjęcie z fanami w tle (szkoda tylko, że zapomnieli o polskiej fladze, która została na barierkach). Co do technicznych umiejętności Emppu, to mój mąż-znawca rzeczowo stwierdził, że zagrał dobrze. Już na zakończenie tej mojej przydługiej, och-ach-relacji dodam, że jedynym zgrzytem wieczoru była niska frekwencja. Puste kąty na sali raziły w oczy. Myślę, że zespół to odczuł, choć niczego nie dał po sobie poznać i zaserwował publiczności naprawdę profesjonalne show. Pod tym względem nasi południowi sąsiedzi biją nas na głowę – dzień później Finowie grali w Pradze na pełnej sali, a po koncercie wszyscy rozdawali fanom autografy. Tak to powinno wyglądać! Tak więc, kochani, podczas następnego koncertu Brother Firetribe w naszym kraju liczę na Waszą obecność i wspólną zabawę :) Cały czas chodzi mi też po głowie myśl utworzenia polskiego fanpage’a, a nawet fanklubu zespołu. Tyle że do tego trzeba wsparcia fanów ;) Uff... Dziękuję wszystkim, którzy doczytali do końca J
-
Płyta zaczyna się bardzo obiecująco. Instrumentalne intro buduje nastrój i wprowadza słuchacza w ów las z okładki. Zamykam oczy i wyobrażam sobie krajobraz, w którym królują drzewa i majestatyczne góry. Słyszę szum rzeki, czuję powiew wiatru we włosach. Klimatyczna muzyka przenosi mnie na chwilę w świat zbliżony do tolkienowskiego Śródziemia. Niestety tylko na chwilę... W momencie, gdy wchodzi wokal, czar pryska. Blackmetalowy skrzek miażdży wszystkie moje pozytywne odczucia. Nie toleruję czegoś takiego, dla mnie to w ogóle nie jest śpiew. Odsłuchałam album w całości tylko raz. Nie chcę do niego wracać, chyba że w wersji instrumentalnej. Wówczas bardzo chętnie! Nawet takiej szukałam, bo chciałam posłuchać samych melodii. Niestety nie znalazłam. Różne są gusta muzyczne. Mój jest w przypadku tego albumu podzielony. Aranżacje instrumentalne na tak, wokalne niestety na nie. Mimo to dziękuję za propozycję :)
-
Podczas wczorajszej wizyty Brother Firetribe we Wrocławiu stanęłam oko w oko z tym oto panem, który okazał się przesympatyczny, otwarty, ciepły i wcale nie taki nieśmiały, jak się spodziewałam. Ta wspaniała chwila zostanie mi w pamięci na zawsze, podobnie jak cały wieczór, bezsprzecznie najbardziej wyjątkowy spośród wszystkich moich dotychczasowych koncertowych doświadczeń. Postaram się sporządzić rzetelną relację z koncertu, choć z pewnością będzie ona również bardzo emocjonalna ♥ Zainteresowanych proszę o cierpliwość ;) Ps. Jak na ciasnotę w "backstage roomie" to zdjęcie wyszło naprawdę pięknie ♥
-
Zachęcam do obejrzenia najnowszego teledysku Tarji do utworu "O Come, O Come Emmanuel" z nadchodzącego świątecznego albumu "from Spirits and Ghosts (score for a dark Christmas)", który ukaże się już w listopadzie. Jak przyznaje artystka, zainspirowała ją Enya, dzięki której w ogóle poznała ten utwór. Muszę przyznać, że mnie interpretacja Tarji chwyta za serce. Ciekawa jestem Waszych opinii. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=spJlqZIHK24
-
Moje pierwsze spotkanie z twórczością tej wokalistki. Zacznę od okładki albumu. Niezwykle oryginalna i rzucająca się w oczy. Awangardowa, przesycona kolorami, niemal kiczowata. Przyznam, że nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Nie lubię takiej „cukierkowej” kolorystyki. Nigdy jednak nie oceniam zawartości po opakowaniu, więc dałam Sii szansę, choć zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Mimo że to nie moja muzyczna bajka, po kilkakrotnym odsłuchaniu płyty wrażenia były pozytywne. Lekkie, przyjemne, wpadające w ucho dźwięki, przy których można się odstresować, napić kawy albo właśnie posprzątać, bujając się w rytm chwytliwych melodii. Choć piosenki są do siebie podobne, nie odnoszę wrażenia powtarzalności. Jest oryginalnie i ciekawie. Mocną stroną tego albumu jest bardzo charakterystyczny, przykuwający uwagę wokal artystki. W pamięć zapadło mi kilka utworów, m.in. „Clap your hands”, „You’ve changed”, „Bring night”, „Stop trying”, „Never gonna leave me”, “I’m in here”. Utwór “Be good to me” niejasno mi się z czymś kojarzy, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć z czym... Choć fanką Sii nie zostanę, kupuję zawartość bez opakowania ;)
-
„Blind and Frozen” wyświetliło mi się ostatnio w propozycjach na YT. Przesłuchałam z ciekawości, nie mając najmniejszego pojęcia, jaki zespół kryje się za tym utworem. Brzmienie wpadło mi w ucho już za pierwszym razem :) Dziękuję za przypomnienie, hietAla! Też czekam na cały album. Nie dość, że to grupa fińska, to na dodatek ma wiele wspólnego z lubianą przeze mnie formacją Battle Beast (były gitarzysta BB powołał do życia BiB) i do tego uwielbienie Tuo dla twórczości obu zespołów :) On chyba ma słabość do kapel z bestią w nazwie ;) Taka ciekawostka: „Show Me How To Die” z debiutanckiego krążka Battle Beast w aranżacji NW. Pytanie brzmi: Tuomas śpiewa czy nie śpiewa? ;) [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=hC0ji0V0wP8
-
Kilka dni temu Nightwish ogłosił pierwszy europejski nie-festiwalowy koncert w ramach trasy „Decades World Tour 2018”. Szczęściarzami są fani w Estonii. Zespół wystąpi 18. maja w Talinie. Myślicie, że nam też się poszczęści i zobaczymy ich w Polsce? ;) Ja wierzę, że tak. A oto i najnowsze zdjęcia grupy, autorstwa samego Tima Tronckoe. Piękne ♥
-
Po pierwszym odsłuchaniu płyty pomyślałam: not my cup of tea. Synthpop do mnie nie przemawia, a chaotyczny, chwilami poszarpany wokal na „Enchant” po prostu drażni. Żaden numer nie zwrócił mojej uwagi, wszystkie tylko „przeleciały” w słuchawkach, zlewając się w jedną męczącą całość. Postanowiłam jednak „pomęczyć się” dalej. Za drugim (i kolejnym) razem wpadł mi w ucho melodyjny prolog „Across The Sky” z delikatnym wokalem Emilie, subtelnie zaśpiewana baśń o Roszpunce („Rapunzel”), nastrojowe „Remember”, skoczny klimat „Juliet” z ładnie wkomponowanymi partiami skrzypiec, a także charakterystyczna linia wokalna w epilogu „What If”. Emilie ma ciekawą barwę - to na plus. Wyczuwam potencjał wokalny, ale nie do końca odpowiada mi specyficzna modulacja i intonacja głosu w niektórych utworach, przez którą niekiedy trudno nadążyć za tekstem. To rozprasza moją uwagę. Podsumowując: Dla mnie muzyczna ciekawostka. Interesujące połączenie stylów, uderzająca różnorodność aranżacji wokalnych. Choć płyta w całości mnie nie przekonała, to kilka wybranych piosenek z pewnością zapamiętam na dłużej.
-
Sądzę, że nowy album nie będzie powtórką debiutanckiego “Henkäys Ikuisuudesta” i wyróżni się czymś więcej niż tylko ciemną chmurą na bożonarodzeniowym niebie. Na oficjalnej stronie Tarji pojawiło się kilka zdjęć promujących nadchodzące wydawnictwo. Artystka ponownie postawiła na kontrast czerni i bieli, czyli pierwiastek dominujący ostatnimi czasy w jej twórczości, podkreślany oryginalnymi kreacjami scenicznymi i odpowiednią kolorystyką mikrofonu. Okładka nasuwa skojarzenia z motywem przewodnim „The Shadow Self”, o którym Tarja powiedziała: „The shadow self is a creative force in all of us. I have started to realize that there is this dark side of me.” Wygląda więc na to, że demon, który na TSS wypełzł z cienia, teraz objawił się w pełnej krasie i zamierza w tym roku zmącić nam nieco świąteczny nastrój, zostawiając swoje brudne ślady w połyskującym śniegu ;) Taka koncepcja jak najbardziej pasuje do Tarji, gdyż w jej twórczości przewijają się zarówno ciężkie, rockowe brzmienia, jak i łagodna, ponadczasowa klasyka. Jak mówi sama artystka, bez żadnego z tych muzycznych światów nie potrafi żyć i z żadnego nie umiałaby zrezygnować na rzecz tego drugiego. Biorąc pod uwagę powyższe, moim zdaniem album „From Spirits and Ghosts. Score for a Dark Christmas”z jednej strony odkryje kolejne ciemne zakamarki Tarjowej duszy („The darkness comes from deep within” – TT), a z drugiej pokaże nam Święta z nieco innej perspektywy: „On this album, I explored the other side of Christmas. The Christmas of the lonely people and the missing ones. The Christmas for those that do not find joy in the blinking lights and the jingle bells.” Przy tych słowach od razu przypomina mi się utwór “Boy and the Ghost” z krążka “My Winter Storm” (2007). “…Big family dinner The untold pain Their eyes are sparkling On his frozen face…” Już w grudniu Tarja zawita ze swoim nowym, świątecznym projektem do Ołomuńca, Pragi i Kijowa. Pojawi się również na czterech koncertach w Finlandii, dołączając na scenie do muzyków zrzeszonych w formacji Raskasta Joulua, w której pierwsze skrzypce gra Marco Hietala. Nie wiem, czy nie oczekuję zbyt wiele, ale po cichu liczę na jakiś czadowy duet tych dwojga :) Tymczasem właśnie poznaliśmy okładkę singla promującego wydawnictwo „from Spirits and Ghosts (score for a dark Christmas)”. Będzie to utwór „O Come, O Come Emmanuel”. Premiera 6 października. Cała tracklista prezentuje się tak: 01. “O Come, O Come, Emmanuel” 02. “Together” 03. “We Three Kings” 04. “Deck The Halls” 05. “Pie Jesu” 06. “Amazing Grace” 07. “O Tannenbaum” 08. “Have Yourself a Merry Little Christmas” 09. “God Rest Ye” 10. “Feliz Navidad” 11. “What Child Is This” 12. “We Wish You a Merry Christmas”
-
Brawo, gratulacje! :)
-
News dnia: Raskasta Joulua łączy siły z TARJĄ! Na czterech tegorocznych koncertach: 14 grudnia w Hameenlinna 15 grudnia w Turku 16 grudnia w Kuopio i 17 grudnia w Vaasa artystka wystąpi na jednej scenie m.in. z Marco, Tonym Kakko i Elize Ryd. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona takim obrotem wydarzeń. To będą z pewnością wspaniałe, niezapomniane koncerty. I być może pierwszy maleńki kroczek ku temu, żeby siła muzyki wreszcie zwyciężyła, godząc zwaśnione strony. Tarja i Marco po latach znów razem na scenie. Teleportujcie mnie do Finlandii! http://raskastajoulua.com/
-
Nowy singiel od Anette. Melodyjne „My Sweet Mystery” z metalowym pazurem wpada w ucho i jest przyjemne w odsłuchu. Przyznam, że po „The Dark Element” bardzo czekałam na kolejny utwór z nadchodzącej płyty AO. Nie da się tutaj uciec od porównań z niektórymi kawałkami NW, ale utwór jest obiecujący. Teledysk mnie nie porywa, ale całość na plus. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?time_continue=14&v=ZKd6GfzpvdY
-
Przesłuchałam płytę kilkakrotnie na słuchawkach przed komputerem i muszę powiedzieć, że spodobała mi się już za pierwszym razem. Melodyjne brzmienie i towarzyszący mu wyrazisty wokal układają się w spójną, harmonijną całość, której przyjemnie się słucha od pierwszego do ostatniego dźwięku. Ciekawe, zróżnicowane aranżacje instrumentalne dodają kompozycjom smaku. Album ani przez chwilę nie trąci monotonią ani nudą. Kojarzy mi się z wiatrem delikatnie szumiącym w koronach drzew (zwłaszcza tytułowy kawałek). Doskonale sprawdził się jako podkład muzyczny przy pracy biurowej i wiem, że jeszcze nie raz po niego sięgnę. :)
-
Tarja w najnowszej, prawdziwie demonicznej odsłonie. Mroczne, intrygujące zdjęcie odsłania rąbek tajemnicy nowego albumu, który ma się ukazać jeszcze w tym roku. Więcej szczegółów na razie nie znamy. Czekamy z niecierpliwością na odkrycie przez artystkę kolejnych kart.
-
Fani Annie, co tu tak cicho? Kilka dni temu Vuur zaprezentował światu teledysk do utworu „My Champion Berlin”, który otwiera nadchodzący album zespołu „In This Moment We Are Free - Cities”. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=gAwDw5zXtLI Krążek ukaże się 20 października, a już 9 listopada grupa zainauguruje trasę koncertową występem w krakowskim klubie Studio (w doborowym towarzystwie Epiki i tunezyjskiej formacji Myrath). To będzie z pewnością fantastyczny koncert, a Anneke, która podbiła serca polskich fanów (w tym moje) dwa lata temu w Progresji, gdzie gościła z projektem The Gentle Storm, zapewne znów oczaruje publiczność swoim uśmiechem i uwolni na scenie niespożyte pokłady pozytywnej energii. Uważam, że nazwa metalowego zespołu Annie (Vuur – z holenderskiego „ogień”) idealnie odzwierciedla zarówno charakter występów na żywo, jak i osobowość sceniczną artystki. Z jednej strony hipnotyzuje (nie tylko swoim głosem) niczym rozszalały żywioł, a z drugiej emanuje ciepłem ogniska, roztaczając wokół siebie aurę spokoju i harmonii. Ostatnio zakochałam się w jej interpretacji utworu „Come Wander With Me” ze ścieżki dźwiękowej do amerykańskiego dreszczowca „The Twilight Zone”. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=23Z52sxUNgA Artystka jest bardzo aktywna zawodowo i udziela się w różnego rodzaju projektach. Można się o nich dowiedzieć z poniższego filmiku, który w wielkim skrócie przedstawia muzyczną drogę holenderskiej wokalistki aż do chwili obecnej, czyli powstania zespołu Vuur. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=xtrkfkTM3Wk