Jump to content
Taiteilija

Nightwish z perspektywy (naszego) czasu

Recommended Posts

Pomyślałam sobie, że dobrym pomysłem będzie założenie wątku o zabarwieniu nieco sentymentalnym, nieco refleksyjnym odnośnie naszego postrzegania zespołu na przestrzeni okresu naszego fanowania. Czyli, krótko, jak zmieniło się wasze postrzeganie muzyki zespołu i samego zespołu w czasie, w którym go znacie, odkąd go znacie? Zapewne ci z was, którzy fanami są dłużej, będą mieli tu więcej do napisania, ale jestem też ciekawa, jak to wygląda z perspektywy fanów nieco młodszych (o ile tacy tu są?), którzy do świata Nightwisha wkroczyli niedawno... Może i ci młodsi już zdobyli sobie jakąś, nieco węższą być może, ale jednak wartościową perspektywę? Jak zmieniało się wasze podejście do zespołu, wasz sposób bycia fanami, czy coś się zmieniło, co się zmieniło? :)

 

Skoro ja to zaczęłam, to... ja to zacznę! :D

Zaczęłam słuchać Nightwisha, gdy miałam dwanaście lat, a mam już dwadzieścia trzy, czyli zdążyło upłynąć trochę czasu i trochę pozmieniała się moja perspektywa, co oczywiste. 

Pamiętam, że, gdy zaczynałam moje "fanowanie", to mój słuch muzyczny był absolutnie zadowolony z utworów, takich jak Amaranth i Nemo, podczas gdy Ghost Love Score to było już coś strasznego, bo niby jak piosenka może trwać dziesięć minut? Z czasem wszystko się zmieniło... Zupełnie. 

Oczywiście, jako dzieciak, uważałam, że Tuomas to absolutny ideał mężczyzny, Nightwish to mhroczna, gotycka muzyka, więc ja będę także ponurym, zuym gotem (przez jakoś miesiąc, po czym zdecydowałam, że to wcale nie jest mhroczna, gotycka muzyka), a zaplakatowanie sobie świata twarzami członków zespołu było moim absolutnym priorytetem, ku uciesze mojej mamy. Nie mówiąc o cichym fantazjowaniu na temat posiadania pary glanów na własność, co było, gdy miałam lat trzynaście, moim celem i marzeniem nieosiągalnym, bo w małym miasteczku próżno ich było szukać. 

Jednak, gdzieś w gimnazjum, gdy już uzyskałam glany (i okazało się, że mimo wyjątkowości jako takiej, są to jednak zwykłe buty, nie dające jakichś nadludzkich supermocy), ale wyrosłam z Amaranth i z bycia quasi-gotem, a także zaczęłam postrzegać Tuomasa jako doskonałego muzyka raczej, niż idola w rozumieniu dość dziecinnym, zaczęłam na poważnie śledzić życie zespołu, tłumaczyć wywiady, napisy do dokumentów, a także udzielać się na oficjalnym forum Tuomasa, co zaowocowało zdobyciem sobie tam pozycji osoby prawie ważnej. Przestałam też obrażać się na krytykowanie zespołu przez innych, co wcześniej bardzo mnie bulwersowało i brałam to do siebie niby personalną zniewagę. Słowem, po prostu urosłam. 

Na sam koniec, porzuciłam międzynarodową społeczność na rzecz Dream Emporium i jestem tu do dziś, choć miewam mniej czasu, niż w liceum, gdy się tu pojawiłam. Studia nie są tak łaskawe...

Na początku, począteczku fanowania, Nightwish był dla mnie zespołem ciężkim, bardzo metalowym, mrocznym i nierozłącznie zespolonym (że tak się wyrażę) z całym światem fanvidów, fanartów, fanficków, fanczegokolwiek. Nie znałam wcześniej muzyki metalowej, więc w mojej głowie istniało przeświadczenie, że, jeżeli coś jest metalem, to jest ciężkie, mroczne i złe. Cóż, obiegowe opinie wpłynęły na mój sposób myślenia i kreowania małej-siebie. Członkowie zespołu byli zaś dla mnie wówczas jak postaci z bajki raczej niż prawdziwi ludzie, co oczywiście zrzucam na krab postrzegania dwunastoletniej osoby, która nie była ani szczególnie dorosła, ani mądra, ale za to bardzo oddana. 

Potem okazało się, że zespół nie jest ciężki, mroczny i mocno metalowy, ale symfoniczny i traktujący często o urodzie świata częściej niż o jego ponurej stronie (takie postrzeganie zapewne wynikało z dziecinnego przywiązania do piosenek typu Nemo i Wish I Had an Angel). Tymczasem, przestałam też być największą fanką nieskomplikowanych singli, bo mój słuch pokochał przede wszystkim te wielkie, monumentalne dzieła, dające Tuomasowi szansę się wykazać. Członków zespołu zaczęłam widzieć jako ludzi, a nie wielkich idoli z kosmosu. A zespół sam też (co zrzucam już nie tylko na ewolucję mojego postrzegania) dojrzał, zrzucił trochę tego balastu piszczących fanek, stał się mniej autorski (już nie czysto tuomasocentryczny), a bardziej wspólnotowy (także jeżeli chodzi o przekaz utworów), same zaś utwory straciły jeszcze trochę ciężkości, zyskały jeszcze trochę radości (podobnej do tej dziecięcej wesołości piosenek, takich jak The Riddler) i symfoniczności, pewnej ogłady. 

Mam wrażenie, może mylne, że Nightwish także trochę urósł ze mną.

Teraz oboje jesteśmy już duzi. :D

 

 

Niniejszym zapraszam pozostałych użytkowników do podobnych, kompromitujących refleksji! :D

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dziś, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że w pewnym sensie dorastałam z Nightwish. Zespół poznałam w czasach, gdy nie wszyscy mieli internety, nie było wszechdostępu do muzyki, płyty i kasety kupowaliśmy w sklepach muzycznych ( mój pierwszy shop, gdzie kupowałam muzyczne gadżety to sklepik w podziemiach Błękitnego Wieżowca na Placu Bankowym w Warszawie). Chodziłam do liceum, gdzie muzyką żył cały gmach szkoły, bo równocześnie z klasami ogólnymi uczyły się dwie klasy muzyczne. Nie brakowało tam ludzi, którzy szkolili się w danych instrumentach, ale moją uwagę przykuwały zawsze piękne, często o dużej skali, operowe głosy koleżanek z profilu muz. W szkole działał chór mieszany, którego uwielbiałam słuchać na szkolnych uroczystościach. Dziś myślę sobie, jak bardzo ci ludzie musieli być zorientowani na muzykę, jeśli w tamtych czasach ktoś wyłapał debiutujący fiński band, który dopiero co wydał swoją pierwszą płytę i śpiewa tam "pani z opery" ? Oni się interesowali, uczyli się śpiewu, muzyki, chcieli mieć idoli...chyba dlatego już wówczas pewne osoby z mojej szkoły odkryły Nightwish. I tak na szkolnych korytarzach pierwszy raz usłyszałam jakieś fragmenty z AFF :). Do dziś zastanawiam się, skąd oni to mieli? Kto i jak odkrył wtedy te utwory w Polsce? Skąd wiedzieli? Na moje szczęście ;)

Justyna była zakochana z Tuomasie, a ja po skończeniu liceum, gdy zespół wydał Oceanborn "zakochałam" się w Tarji. Chciałam być pod każdym względem jak ona. Z ciemnej blondynki stałam się czarną wielbicielką Turunen! Przefarbowałam włosy wbrew wszystkim i katowałam Gethsemane z pożyczonej kasety(!) w walkmanie Sony. Oczywiście nie słuchałam samego Nightwisha, bo w moim życiu pojawiło się wiele innych odkryć muzycznych. Dopiero po pewnym czasie, gdy dorosłam zaczęłam postrzegać Tuomasa jako poetę kompoztyora, niezwykle utalentowanego i charyzmatycznego. Ale nade wszystko imponowała mi Tarja. Ubierałam się jak ona, chciałam śpiewać, więc przez ponad cztery lata chodziłam na próby i udzielałam się w kościelnym chórze. To była inspiracja ;)! Gdy Tarja odeszła, byłam przekonana, że zespół przestanie istnieć. Chociaż bardzo sceptycznie podchodziłam do Anette, bo przecież była zupełnie inna niż moja idolka TT, to postanowiłam dać Nightwish szansę. I nie żałuje! Do dziś Imaginaerum jest jedną z moich ulubionych płyt. Po kolejnej zmianie wokalistki, wszystkich tych zawirowaniach i w toku różnych poczynań Nightwish wciąż jestem fanką! Nigdy nie byłam wrogo nastawiona do żadnej wokalistki, nie bojkotowałam Tuomasa za słynny list, nie wyróżniam gorszych, czy lepszych albumów itp. Jestem bezwzględnie zakochana w muzyce, tekstach, stylistyce i manierze zespołu. To jest dla mnie ponadczasowe, ja to kupuję, bez żadnych dyskusji. I bardzo się cieszę na jubileuszowy koncert w Polsce. Bo to będzie dla mnie sentymentalna podróż w przeszłość. Moją przeszłość Z Nightwish! Taka moja puenta i podsumowanie na 20-to lecie działalności NW :)

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Aniu, jakie świetny dodatek do wątku uczyniłaś swoimi wspomnieniami! :D  W sumie, to fajnie, że nadałaś swojej wypowiedzi charakter takiego fanowskiego podsumowania, bo to się świetnie zgrywa z rocznicą (zeszłorocznicą już właściwie) zespołu. A więc twoim wzorem była Tarja? To ciekawe... Zawsze myślałam, że wszyscy lubią głównie Maestro Tuomasa, ale to mogła być moja osobista nieświadoma modyfikacja rzeczywistości. ;)  tak samo jak ty, nigdy tak naprawdę nie miałam "ataków nienawiści" w stosunku do Tuo, wokalistek, sprawy z listem... Nie, zawsze, jak większość ludzi, wolałam Tarję, ale uznałam, że to nie wina Anette, iż nie jest Tarją i jakoś z tym żyłam. Imaginaerum to także jeden z moich ulubionych albumów Nightwisha i, kto wie, czy nie wskazałabym na niego jako na ulubiony, gdyby mnie ktoś zapytał, a przecież to Tarji głos wolę. IM jest jednak wyjątkowe... 

Ach, a to prawda: koncert nadchodzi! I do tego ze starymi kawałkami, które do niemożliwości katowałam w gimnazjum, gdy odkryłam From Wishes to Eternity, a potem każdy album po kolei... Jeżeli zagrają Dead Boy's Poem, to prawdopodobnie zamienię się w fińskie jezioro albo pojezierze! Mam nadzieję, że się spotkamy na koncercie, a także (może) przed i po, a mówiąc "my", mam oczywiście na myśli Dreamerów znanych i nieznanych, czyli... nas, po prostu. Nastawiam się! :)

 

Hej, a resztę z was też zachęcam do pisania o swojej perspektywie. Nawet krótko. To nie musi być esej... Może, owszem, ale może to być elegia, epos, poemat, sonet, oda albo początek ciekawych spostrzeżeń, o których zawsze będzie można podyskutować.

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Z mojej strony będzie krótko, ale to było tak, że mój "szwagier" włączał sobie Elana Nightwisha i poderżnąłem tytuł. Z kilka miesięcy na Elanie leciałem, później włączyłem EFMB (singiel) i się zakochałem. Wszedłem na wikipedię i nazwę albumu zakosiłem i jak usłyszałem Shudder to się zakochałem ♥33333333333

Moim wzorcem jest Floor Jansen (jestem jej psychofanem)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

To i ja dorzucę coś od siebie :D

 

Pierwszy raz zetknęłam się z zespołem chyba jakieś 16 lat temu... Moja siostra miała na swoim komputerze kilka ich utworów, a ja nagrywałam sobie na płyty jakieś losowe utwory. Znalazły się tam między innymi The Carpenter, Gethsemane, Stargazers i Moondance. Wszystkie bardzo mi się spodobały, ale nie wiedziałam nawet, że to ten sam zespół (zwłaszcza Carpenter, bardzo różnił się od reszty) do tego doszłam dopiero później, gdy już katowałam Gethsemane i Stargazers tak długo, że chciałam posłuchać czegoś więcej. Więc pomęczyłam trochę siostrę i dostałam składankę Nightwisha. Wishmaster, The Riddler, Devil & the Deep Dark Ocean, The Pharaoh Sails to Orion, End Of All Hope, The Kinslayer... Tego słuchałam w kółko. Po jakimś czasie mi się znudziło i zapomniałam o NW.

 

Wróciłam do nich w momencie, gdy na jakiejś Vivie czy innej MTV usłyszałam Nemo. Wtedy miałam już własny komputer, więc ściągnęłam sobie całą dyskografię. Podobnie jak Ania zakochałam się w Tarji :D i podobnie jak Tai, w tym czasie nie doceniałam jeszcze tych dłuższych, czy bardziej złożonych utworów. Nie interesowałam się też specjalnie samym zespołem, takie fanowanie przeszło mi kilka lat wcześniej, gdy kochałam Ville Valo i miałam cały pokój obklejony jego plakatami xD później chyba po prostu dorosłam.

 

Nie obchodziło mnie więc kto pisze teksty, kto komponuje muzykę, jak nazywają się członkowie zespołu... Wiedziałam, że ten wspaniały głos należy do Tarji, i że muzyka jest cudowna - to mi w zupełności wystarczało. No i nie minęło wiele czasu, a ja przeczytałam gdzieś, że te gnojki wyrzuciły Tarję. Dla mnie to był koniec NW. No jak można się pozbyć wokalistki, i to jeszcze z takim nieprzeciętnym głosem?! Jak usłyszałam singiel Eva, to nie mogłam uwierzyć, że taki głos miałabym słyszeć w NW. Później było Bye, Bye, Beautiful i Amaranth - jakaś panna w stroju jak z wiejskiej potańcówki podrygiwała do muzyki (która również kojarzyła mi się z potańcówką). Wtedy powiedziałam STOP.

 

Długo nie wracałam do NW, czasami słuchałam starszych utworów, raz przesłuchałam DPP po to tylko, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że to już nie dla mnie. I po kilku latach przeczytałam gdzieś, że Anette również opuściła zespół. Wtedy z ciekawości sięgnęłam po Imaginaerum. I nie przestawałam słuchać tej płyty! I kolejny raz nie mogłam zrozumieć... IM wyszło świetnie, z mojego punktu widzenia w końcu udało się zgrać NW z "nową" wokalistką, więc dlaczego się jej pozbywają? Kto w ogóle podejmuje takie decyzje? Poczytałam trochę. To był ten moment, kiedy odkryłam, że ten koleś grający na klawiszach, na którego nigdy nie zwracałam uwagi, który w sumie był dla mnie najmniej ważny, że to właśnie on stoi za całą twórczością NW. Uwierzcie mi, to był SZOK.

 

Było mi trochę szkoda Anette, napisałam komentarz na tekstowo pod jakimś tekstem, nie pamiętam już nawet jakiej treści, i wtedy odezwała się do mnie Beatka. Zaprosiła mnie tutaj, na to forum.

 

Z reguły nie zwracam uwagi na takie wiadomości. Po prostu je ignoruję, traktuję jak spam. Pomyślałam sobie, że po co ona w ogóle do mnie pisze, ja nawet nie lubię jakoś bardzo tego zespołu. Wolę R+, wolę NIN, NW to ja sobie tylko od czasu do czasu posłucham... Nie wiem, do tej pory nie wiem co mnie podkusiło, żeby tutaj wejść xDD no, ale weszłam. Założyłam konto i zaczęłam czytać. Dowiedziałam się tak dużo nowych rzeczy, że mózg mi parował. Na początku nie chciałam nic pisać, ale w końcu i tutaj pękłam. Forum było wtedy bardzo młode, więc mogłam przeczytać WSZYSTKIE posty. I nagle wszędzie miałam coś do powiedzenia. No i wsiąkłam na dobre...

 

Ale miało być o zespole. więc kontynuuję. Floor pokochałam od samego początku i dalej ją uwielbiam. Nowy album też przypadł mi do gustu. Tutaj w sumie nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Jest tylko jeszcze jedna kwestia.

 

Ex wokalistki. Tarjii było mi bardzo żal. Widziałam jej oświadczenie, patrzyłam na jej łzy i wiedziałam, że mogli to jakoś inaczej załatwić, bez tego publicznego prania brudów. Dalej tak uważam. Ale na szczęście Tarja radzi sobie teraz świetnie. Chociaż nie słucham jej solowych albumów, bo jedynym kawałkiem jaki do mnie przemawia jest I Walk Alone, już nie powala mnie tak bardzo jej głos, ale życzę jej jak najlepiej i cieszę się, że jej się wiedzie.

 

Inaczej jest z Anette. Na początku bardzo jej współczułam, sytuacja była przykra, ona była taka biedna... Ale jakiś czas temu poczytałam sobie trochę jej bloga i zobaczyłam ile tam jest zawiści... Niby słodka Anetka, której było mi żal, bo przecież taki hejt się na nią sypnął... A ona sama hejtuje wszystkich, którzy choć trochę nie podzielają jej zdania :/

http://anetteolzon2.blogspot.com/2015/05/just-because-you-can.html - hejt na Floor, bo ludzie zachwycali się jej wykonaniem TPATP

http://anetteolzon2.blogspot.com/2016/04/speaks-for-itselves.html - przypisywanie sobie największych sukcesów NW

http://anetteolzon2.blogspot.com/2016/04/dear-luana-and-every-other-nightwish.html - i to co mnie najbardziej zdenerwowało - publiczny hejt na osobę, która mimo wszystko okazała się jej "fanką". No ale napisała coś, co się Anetce nie spodobało.

 

Trochę odeszłam od tematu, ale to mnie ostatnio bardzo zdenerwowało. I bardzo zmieniło to, jak postrzegałam Anette...

 

Na razie tyle ode mnie.

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

@Evi: Łał, to się nazywa wyboista droga fana. Chyba każdy, kto już od jakiegoś czasu słucha tego zespołu, miał wzloty i upadki "fanowania". Prawdopodobnie dlatego, że sam klimat piosenek Nightwisha, sam styl, mocno się zmieniał z czasem, do tego stopnia, że między, powiedzmy, Oceanborn a Endless jest po prostu przepaść muzyczna i stylistyczna. Do tych zmian technicznych, dochodzą te bolesne rozstania i cały ten brud z nimi związany. Nawet Tuomas, po latach zaprzeczania, w którymś wywiadzie, niedawno, może z dwa lata temu, powiedział, że mogli jednak tę sprawę z listem rozwiązać inaczej. Dziwię się, że tak późno się do tego przyznał, ale, to tylko człowiek i ma swoje dziwactwa. Prawdopodobnie bardzo szybko pożałował tej decyzji, ale jakoś nie mógł się zmusić, by to przyznać. Co zaś się tyczy wyrzucenia Anette, to tym razem od początku byłam po stronie Nightwisha, bo, choć nie nienawidziłam Anette, to jednak niemal zaczęłam, gdy rozpętała chaos, tylko dlatego, że zastąpiono ją kimś na koncercie, bez jej wiedzy, gdy była chora; od razu zaczęła żalić się w mediach społecznościowych, nie mówiąc o obietnicach składanych wielokrotnie, że "sprawę uważa za zamkniętą" i ponownym wdawaniu się w niedojrzałe kłótnie z fanami na swoim blogu. O ile Tarja wzięła się w garść i nigdy nie powiedziała niczego, co kwalifikować mogłoby się do miana niedojrzałości, przetrawiła to i, być może, uczyniło ją to nawet silniejszą, to Anette nie potrafiła zachować się w podobny sposób. O, i zgadzam się, Evi, że Floor... Floor to było to i też zaskoczyła od razu; jako wokalistka, i jako osoba. Po prostu jest w niej jakaś surowa szczerość, głos jest odpowiedni do typu muzyki i nie pozostaje mi nic, tylko mieć nadzieję, że tak pozostanie i, że zespół w takiej formie przetrwa. 

A, a, co do trafienia na forum, tutaj, w ogóle... Beatce należą się oklaski za to, że mamy Evi. :D

Z kolei ja trafiłam tu nie-mam-pojęcia-jak. Tak po prostu. W okolicach chyba Imaginaerum, gdy jeszcze funkcjonowałam czynnie na oficjalnym forum Tuo, ale już zaczęłam się tam gubić, bo nagle z tych tam 100 czy 200 użytkowników zrobiło się tam kilka tysięcy, co utrudniło funkcjonowanie. Uciekłam od przeludnienia do swojskich klimatów, że się tak wyrażę, a te "swojskie klimaty" okazały się być nową, dziewiczą stroną, pełną werwy i potencjału!

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Cześć i czołem wszyscy,

na wstępie zacznę, że to właśnie dziś nadszedł ten (dla mnie wiekopomny) moment i w końcu założyłam sobie profil na tym oto forum ;), a zabierałam się do tego jakieś...hmmm, kilka lat :D. W sumie nie wiem czemu, bo forum sobie czytałam i często tu zaglądam.

 

Słucham Nightwish'a od jakiegoś 2004 roku, kiedy to na programie 4funTV pierwszy raz usłyszałam Nemo. Babeczka w czerwonym płaszczu, w śniegu i z operowym głosem zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Wówczas mój, powiedzmy, rockowy świat był dość wąski i ograniczał się do tego, co leciało w TV w czasie rockowych audycji. Mój starszy brat posiadał komputer i internet ale nie dopuszczał mnie praktycznie do niego "bo zniszczę", dlatego nie miałam zbytnio informacji o zespole, skąd jest, ile płyt wydali i jak się nazywają muzycy, a w Bravo o tym nie pisali :D . Jako ,że wszystkie dziewczyny ze szkoły, słuchały Britney, Sary Conor, Ich Troje itp. nie mogłam z nikim podzielać swojego zamiłowania do metalu i rocka, dlatego zostało mi tylko wisieć na antenie i czekać, aż coś fajnego puszczą.

 

Wybawienie przyszło w raz z gimnazjum, gdzie rodzice kupili mi własny komputer i podłączyli net, wtedy mogłam ściągać i słuchać wszystkiego, co chciałam i mój metalowy świat się rozszerzył. Potem moje przyjaciółki zaczęły również słuchać cięższego brzmienia, przekonały się do Nightwisha i innych zespołów tego gatunku. Miałyśmy swój fanklub, a uwielbieniem NW zarażałyśmy wszystkich dookoła, aż uzbierała się nas niezła banda. Dzięki różnym Nightwishowym forą poznałam wielu ludzi z różnych cześci Polski, i z którymi utrzymuje kontakt do dziś. Jednym słowem Nightwish łączy ludzi :D.

 

 

End of an era & Princess in the tower children in the fields

Wymiana wokalistki nieźle mną cząchnęła, to przecież miał być koniec NW! Na początku byłam bardzo negatywnie nastawiona do Anette, bo "przecież ona nie umie śpiewać", ale szybko zmieniłam zdanie i polubiłam ją, jej delikatny głos, optymizm i dobrą energię. Polubiłam ją też przez dobry kontakt z fanami na scenie i sama się wybrałam na koncert do Krakowa, by usłyszeć na żywo słynne "Hep hep". Choć nie zawsze jej styl pasował mi do stylu kapeli. Imaginaerum, w mojej ocenie ,jest świetnym krążkiem, do którego Anette bardzo się wpasowała. Przyznam, obraziłam się na NW , że znów wymieniają wokalistkę, kiedy usłyszałam , że Anette odchodzi. Zrobiłam sobie wtedy pauzę na jakiś dłuższy czas i nie słuchałam NW prawie w ogóle.

 

 

Shudder Before The Beautiful. Era Floor.

Całkiem przypadkiem podsłuchałam rozmowę kolegów ze studiów, oglądali koncert NW z Floor gościnnie, przysiadłam się zobaczyć, jak to teraz wygląda. Na początku oczywiście biadoliłam, a że mogłaby lepiej zaśpiewać Nemo, a że lepiej zaśpiewać Storytime, a że utwory z Imaginaerum to już nie to samo bez Anette bla bla, bo wiedziałam co prezentuje sobą Floor, którą znałam z After Forever i że jej głos jest bardzo mocny. Do momentu aż usłyszałam Ghost Love Score w jej wykonaniu i całkowicie się zakochałam, jakby od nowa. Floor jest niesamowita ♥ i jak patrzę z perspektywy czasu, tak naprawdę, jej głos mi najbardziej pasuje do zespołu. Tarja była pierwsza i z pewnością niezastąpiona dla wielu, wielu fanów. Tworzyła z chłopakami, od samego początku nadając utworom niecodzienne brzmienie. Przez co nigdy nie będzie zapomniana, należą się jej czapki z głów. Anette była taką ciepłą princeską do wyprzytulania o łagodnym głosiku i miłym scenicznym usposobieniu. Też zrobiła dobrą robotę w tym okresie przejściowym, bo wiadomo, różnie to bywało z nią i fanami-fanatykami Tarji, ale w sumie jak się potem okazało też ma swoje za rogami i czasem nie rozumiem jej wylewanych żalów obfitych w zawiść. Natomiast Floor dodała zespołowi tego powera i brzmienia, którego nie mieli za czasu Anette, przy tym wspaniale się prezentuje na scenie w swoich outfitach. Tego zespołowi było trzeba. Na EFMB czekałam chyba najbardziej, tym razem nie ze względu na twórczość Tuomasa, a z ciekawości usłyszeć głos Florki w studyjnych kawałkach i nie zawiodłam się. Album i jego tematyka bardzo mi przypadła.

 

No i nie mogę nic nie powiedzieć o Troyu! Bardzo się cieszę ,że on i jego dudy i flety dołączyli na stałe do zespołu. Troy ma też świetny głos więc super, że ma swój wokalny wkład. ;)

Co do Kaia, który również wzbudza jakieś kontrowersje, bo bębni na miejscu Jukki, hmmm, uważam, że godnie go zastępuje i powątpiewam w to czy Jukka wróci. Jak dla mnie Kai mógłby już zostać, lubię chłopa, miło mu z oczu patrzy.

 

No to tak pokrótce moich przygód z Nightwishem, bo opisywać i opowiadać w sumie można by było godzinami.

 

Pozdrawiam :*

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dodam i ja od siebie słów kilka(set) ;)

W latach szkolnych nie miałam okazji obcować z muzyką Nightwish. Nie spotkałam wówczas na swojej drodze żadnego fana kapeli, nie dotarł do moich uszu hipnotyzujący głos Tarji ani wieść o debiucie fińskiej kapeli, która 20 lat później miała wywrócić mój muzyczny świat do góry nogami i rozbudzić we mnie miłość do nieznanego kraju. Dziś zastanawiam się, co by było, gdyby zespół pojawił się w moim życiu dwie dekady wcześniej. Czy jako grzeczna, poukładana nastolatka, której nie metal był w głowie, wpadłabym w pułapkę symfonicznego brzmienia i Tuomasowego geniuszu? Czy adorowałabym Tarję i bezgranicznie wielbiła jej anielski głos? Czy mój pokój byłby obwieszony zdjęciami wschodzących gwiazd fińskiego metalu zamiast plakatów ze słynnego „Bravo” i „Popcornu”? Podejrzewam, że tak. Coś wewnątrz mnie ciągnęło do ciężkich dźwięków, choć nie byłam tego do końca świadoma.  Upragnione glany kupiłam dopiero na początku studiów i w tychże glanach poszłam 17 lat później na swój pierwszy koncert NW.   

Wróćmy jednak do początków. Poznałam zespół w 2008 roku, będąc ustatkowaną mamą, która już wiedziała, co to takiego metal w muzyce i świadomie uczestniczyła w imprezach z udziałem gwiazd tego gatunku (Metallica, Slayer, Ozzy). Pierwsze zderzenie z muzyką Nightwish było jak rażenie piorunem. Nieziemski głos Tarji wbił mnie w ziemię, a połączenie mocnego uderzenia instrumentów z dźwiękami orkiestry z miejsca mnie porwało. Mąż odnalazł w czeluściach domowej płytoteki krążek z nagraną kiedyś przez kogoś dyskografią zespołu (era Tarji), a ja, gdy tylko mogłam, wysyłałam tatusia z córeczką na spacer, by móc choć przez chwilę poupajać się energetyzującym brzmieniem NW na zdrowo podkręconych głośnikach. To właśnie harmonijne połączenie ciężkiego, symfonicznego instrumentarium z czystym, operowym wokalem urzekło mnie na początkowym etapie fanowania najbardziej. Choć poznałam zespół już w czasach Anette, na początku odrzucałam ją jako wokalistkę i zawzięcie słuchałam DPP oraz IM tylko w wersji instrumentalnej. Ne potrafiłam zaakceptować tak drastycznego (w moim mniemaniu) obniżenia pułapu wokalnego, nie interesowały mnie teksty utworów, nie chciałam iść na koncert mimo że mąż mnie namawiał...  Jakże wtedy żałowałam, że nie poznałam zespołu kilka lat wcześniej. Być może wówczas załapałabym się jeszcze na koncert NW w oryginalnym składzie. Solową karierę Tarji śledziłam niemal od początku. Potrzebowałam jej charakterystycznego lirycznego sopranu w moim życiu. Nowy Nightwish odstawiłam na bok i skupiłam się na debiucie TT, „My Winter Storm”. Nie było łatwo, ale się do niego przekonałam. A po pewnym czasie nawet go pokochałam.

Do NW wróciłam, gdy za mikrofonem stanęła Floor (z którą zetknęłam się już wcześniej, słuchając AF i Revamp). Wtedy również zaczęłam szerzej interesować się samym zespołem i jego twórczością. Nabrałam przekonania, że oto teraz Holenderka, jak Red Bull, doda Finom skrzydeł i wzniesie ich ponownie na wyżyny. Byłam pełna etuzjazmu i pozytywnych emocji, którymi bardzo chciałam się z kimś podzielić. Na stronę DE zaglądałam, wiedziałam o istnieniu forum, ale ze względu na permanentny brak czasu bardzo długo zwlekałam z rejestracją.

W końcu jednak uwielbienie dla Nightwish zwyciężyło i tak znalazłam się tutaj, wśród Was. Dzięki ciekawym wpisom na forum zgłębiłam swoją wiedzę na temat historii, kariery, wzlotów i upadków zespołu. Wkrótce zaczęłam postrzegać NW jako owoc geniuszu i kreatywności maestro TH, wyłączając myślenie o wokalistkach. Ważniejszy od wokalu i instrumentalnego czadu stał się przekaz utworów. Wsiąknęłam w tłumaczenia i w krótkim czasie „zaspamowałam” forumowy wątek własnymi przekładami. W lirykach NW zaczęłam odnajdywać odniesienia do własnej rzeczywistości, a w kompozycjach cały wachlarz silnych emocji. Nie rozgrzebywałam przeszłości. Słynny list przeczytałam, ale nie oglądałam Tarji płaczącej na konferencji prasowej ani nie śledziłam bloga Anette. Najważniejsza była muzyka.

Mimo że Nightwish wydał już osiem studyjnych krążków, które doskonale znam i bardzo cenię, wciąż stanowi dla mnie nieodkryty do końca ląd, co wynika głównie z fazy mojego buntu przeciwko „przesolonej pomidorowej” (patrz wątek Popularność Nightwish). Uważam też, że Floor wokalnie stać na dużo więcej niż możemy usłyszeć na EFMB. Czekam z nadzieją, że na następnym albumie Tuomas pozwoli jej bardziej się wykazać. Niezwykle wymagające kawałki grane na trasie Decades pokazują, że potencjał jest, trzeba go tylko wykorzystać.

Na podsumowanie mojego przydługiego wywodu powiem tak: Dziś patrzę na zespół z perspektywy fana, który osiągnął pewną dojrzałość i odnalazł swoje muzyczne źródło inspiracji, z którego będzie czerpał już do końca życia. Nightwish jako band i Tarja jako solistka funkcjonują w moim świecie równolegle. Dzielę moje uwielbienie sprawiedliwie między obie strony, bo bez żadnej nie potrafię się obejść. Mam szczerą nadzieję, że członkowie zespołu w końcu odbudują swoje wzajemne relacje, zapominając o nieprzyjemnych wydarzeniach sprzed lat. Pierwszy kroczek ku temu już poczynili (patrz wątek: Raskasta Joulua), a Tuomas tak skomentował wspólny występ Tarji i Marco:

„Bardzo się cieszę, że się spotkali, pogadali i zaśpiewali razem. Pewne sprawy mają się lepiej, niż wielu fanów sądzi [...] Ja osobiście sądzę, że było to coś cudownego i podnoszącego na duchu. [...] Nie chowamy już urazy. [...] to, co się stało między nami, jest już przeszłością, nie myślimy o tym. A to, że Marco i Tarja razem zaśpiewali, jest na to najlepszym dowodem”.

Źródło: Teraz Rock, wyd. nr 3 (marzec 2018)

 

W tym wątku mogłabym napisać co najmniej trzy eseje ;)

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

@"Solness"

U mnie poznanie Nightwisha nastąpiło w bardzo podobnych okolicznościach, tylko zamiast 4FunTV wstaw sobie VIVĘ :D

A okresowe rozstanie z zespołem- a właściwie jego aktualnymi dokonaniami- zrobiłem sobie podczas epoki Anette, kiedy uznałem, że nie podchodzi mi DPP. A poza tym, witaj w naszym gronie

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Moja perspektywa jest bardzo krótka. Poznałem Nightwish bodajże ... rok temu?.. No jakoś tak, mniej więcej. Może się to wydać pewnie co poniektórym niemożliwe... ;)

W wielkim skrócie. Poprzez moje muzycznie poszukiwania czegoś dobrego do posłuchania nie granego w kółko w radiach, przez Evanescence i ich (świetne moim zdaniem, choć grane w kółko w radiach) Bring Me to Life, potem Sirenię, Epicę, Within Temtation, Therion, (kolejność losowa) w końcu "jakimś trafem" trafiłem na Nightwish... Żeby nie było, że słucham samej jakiejś "babskiej" muzy ;). Wychowałem się na U2 (do Achtung Baby), Marillion (tylko z Fish'em), The Police, czy samym Stingu, Genesis, Clannad, Kitaro, Black Sabbath, Ping Floyd, Led Zeppelin I długo by wymieniać. Generalnie słucham prawie wszystkiego (poza polską odmianą tzw disco (co dla disco jest moim zdaniem obrazą...)) rapu i hip hopu (nie napiszę tego, co myślę o takiej "muzyce" - nie chcę nikogo obrażać ;) ). Lubię prawdziwe disco (Bee Gees, Abba), funk, accid jaz, (Jamiroquai i jego ostatnia płyta Automaton - słuchałem miesiąc non stop, a potem starszych płyt) jak i klasyki np Vivaldiego Cztery Pory Roku. Dlaczego o tym piszę? Bo szukałem czegoś, muzyki, która zawierała by w sobie różnorodność, jakąś odmianę od tej popowej radiowej papki i uncunc.

No i trafiłem na Nightwish. Operowy głos TT, metalowy kop, chóry i symfoniczność... I płyty, które stanowią jedną kompozycję - jeden zamysł (moja ulubiona kompozycja "Misplaced Childhood" Marillion). I to było TO. Tyle tylko, że do gustu przypadła mi płyta z ... Anett - Imaginaerium(!). Nie coś od TT, a Anett... Słuchałem Imagnaerium znowu miesiącami, a w szczególności Storytime... Potem powoli zacząłem zagłębiać się w "dokonania" Floor i kiedy usłyszałem Ghost Love Score z koncertu w Wacken... Przepadłem. Jak ja zazdroszczę ludziom, którzy tam wtedy byli i słyszeli to na żywo... Nie istnieje dla mnie lepsza wokalistka dla tego zespołu, (choć Storytime wolę w wykonaniu Anett - Floor ma za mocny głos - takie moje odczucie), a najciekawsze jest to, że wiele utworów słyszałem najpierw w wykonaniu Floor i wcześniejsze wykonania TT nie przypadają mi do gustu (!)(wiem bluźnię pewnie dla co poniektórych), choć dla uratowania skóry zdradzę, że mój synek uwielbia Sleeping Sun w wykonaniu TT ;)

Tak może wyglądać Nightwish z perspektywy "od końca".

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

Z perspektywy czasu Nightwish to zespół nagrywający płyty w dużych odstępach czasu. Co jakiś czas artyści upubliczniają swoje solowe projekty. Ostatnia płyta została wydana 3 lata temu. Nie narzekam, bo wiem jak to wygląda u nich i wiem jak "dużo" czasu swojego mają. Marzy mi się jednak płyta Tuomasa z wokalem Floor, który jest niepowtarzalny i niedopodrobienia (wiem bo słyszałem ją na żywo).

 

Początki zespołu i to co stworzył z Tarją to przeszłość do której się wraca. Potem era Anette i jej głos niezbyt pasujący do mocnych numerów (choć nikt tak nie zaśpiewa "Scaretale" jak ona, nawet Floor).

Share this post


Link to post
Share on other sites

Tu i ówdzie pisałem o mojej przygodzie z Nightwish. Może czas skondensować wrażenia w ramach, jakżeby inaczej, biologicznej metafory :devil: .

Faza bezbronnego jajeczka  ;)

The first sunrise

Poznałem zespół w najtrudniejszym momencie swego dość młodego żywota. Zamknięty w szklanej kuli (jak wyjść z tej osłonki), wypełnionej grami RPG i książkami, bezbronny i osaczony (nie jedzcie mnie!) doświadczyłem mocy metalowego riffu. Choć System of a Down, nie zagościł na długo w głośnikach, ukierunkował mnie na zagłębienie się w świat metalu ( a to, tyci i podstępny morfogen!). Tak usłyszałem utwór Amaranth. Wrażenie? Nijakie. Phantom of the Opera (poznany dzięki Iron Maiden), był pierwszym promieniem Słońca. To nieziemskie, synergiczne połączanie elementów muzyki filmowej, opery i ciężkich riffów było piorunująco impresyjne. Wokal przyprawiający o przyjemny ból uszu. Ściana dźwięku, skomplikowanej muzycznej aranżacji. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że fiński zespół, w pewien sposób uratował mi życie (tak, nie zjedli mnie). Ja urodziłem się 24 grudnia, Tuomas 25. Podejrzane? A może znaczące. Tak sobie koncypowałem..

Faza żarłocznej larwy

Bedding the tree of a biological holy

Zdumieniu nie było granic. Pożerałem piosenki Nightwish w zawrotnym tempie. 10th Man Down, Kinslayer, Bye Bye Beautiful, Poet and the Pendulum, Angel Fall First, Bare Grace Misery, pomieszanie z poplątaniem, zero porządku. Oby więcej i więcej euforii i ekscytacji. Choć słuchałem innych zespołów (nie byłem monofagiem), ekipa Holopainena była moim ulubionym pokarmem. Te śliczne, złożone i różnorodne kompozycję (mniam), magiczne orkiestracja i mrok metalu (z perspektywy tamtych czasów). Do zakochania (i napęcznienia) jeden krok. Imaginaerum, krążek i film były dla mnie przełomowe. Zaczęły się glany, czarne zbroje (chitynowy oskórek?) i całe te metalowe szaleństwo. Gdy nabrałem co nieco rozumu (w wieku 18 lat, to nie takie proste), zaczęło się podskubywanie Wikipedii i Tekstowo. Nie spowszedniałem się takich tekstów, poetyckich i głębokich (teraz wiem, że Tekstowo, wiarygodną stronką nie jest, cóż naiwność). Wokalistki były mi obojętne. Poznałem dwie na raz. Lecz to Anette była mi bliższa poprzez zasłuchiwanie w utworach takich jak: Storytime (wielbię fantastyczne opowieści), Rest Calm (ta piosenka zawsze kojarzyła mi się z prozą Stephena Kinga) i Scaretale (to ten moment gdzie cyrk staję się przerażający). Przy końcówce wersji live Poet and the Pendulum (bodajże z Sydney), zawsze miałem łzy w oczach. Przy takiej strawie przychodzi moment na metamorfozę (wszystko mnie uwiera, garnitur za ciasny, duszę się !)

Faza poczwarki (tudzież gotującej się zupy)

Deep silence between the notes

Olzon odeszła. Przez moją miniaturowa Wyspę Wszechświata przeszły burze. Występ zespoły w Wacken dał nową nadzieję. Zaczęło się oczekiwanie na nowy album. Emocję sięgały zenitu (albo i alpejskiej zorzy), człowiek siedzi w fotelu przed ekranem a w środku się gotuję (znowu ta nieszczęsna zupa tkankowa) i...

Faza imago (czyli tożsamość związana z zespołem)

The wonder of (re)birth

Of every form most beautiful

Słuchając Nightwish obecnie, czuję się pełni sobą. Taki zintegrowany. Tematyka ewolucyjna EFMB bardzo mi się spodobała i utwierdziła w przekonaniu, że to czym od dziecka się interesuję ma sens (i wiecie dlaczego post tak wygląda). Jeśli ukochany band o tym śpiewa, to jak myśleć inaczej? Miłość do obu była jak feeria barw. Oba czynniki dopełniały się wzajemnie i wzmacniały. Pełna homeostaza. W sieci naoglądałem występów live (przekonując się do Floor) i zamarzyłem aby pojechać na koncert. Jako, że sytuacja finansowa się ustabilizowała, należało zrealizować choć to jedno marzenie. Oczywiście wróciłem wniebowzięty. Teraz jako dorosły (świetlik), mogę świecić ludziom w umysłach Nightwishem (a, co ty kurna? Prometeusz ;)). Często w pracy z pielęgniarkami rozmawiam na ten temat. Boli mnie nieprzychylna opinia na temat muzyki metalowej w całości (a jest to chyba najbardziej różnorodny gatunek muzyczny). Jedyne czego mi zawsze brakowały to porozmawiać z kimś o fińskich wirtuozach symfonicznego metalu. Przy okazji wspomnianego Czad Festiwalu natknąłem się na Dream Emporium i integracja, pasja i miłość trwają. Nightwish forever.

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Świetny tekst, Lucifer! Chyba każdy fan Nightwisha (i nie tylko) przechodzi kilka stadiów w czasie wieloletniego fanowania zespołowi. Historia NW jest bardzo ciekawa. W jednej chwili znajdujesz się w oazie spokoju, by potem trafić w sam środek cyklonu. Siedzisz w okresie stagnacji by za chwilę wpaść w burzę euforii. Takie życie! Nasze i naszego ulubionego zespołu. Jeśli naprawdę to kochasz, to nic nie jest w stanie sprawić, byś przestał...Zgodzę się z Tobą, bo rzeczywiście trudno jest przekonać innych do NW. Nie tylko chodzi tu o środowisko i ludzi w pracy, znajomych czy przygodnie poznanych, ale zazwyczaj o najbliższych. Żyjesz z ludźmi na co dzień, świetnie się dogadujecie, rozumiecie, kochacie a przez kilkanaście lat nie zdołałam zarazić Nightwishem nawet swojego męża ;) Oczywiście słucha, ale bez większych emocji. Ale nie przejmuję się tym zbytnio. Nie wszystko jest dla wszystkich. Muzyka Nightwish i to czego słuchamy, tym bardziej czynią nas jednostkami elitarnymi  :)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Kiedyś koleżanka spytała mi się, jak to możliwe, że Nightwish to nie tylko zespół muzyczny dla mnie, ale wręcz moje życie. Po kilku miesiącach obcowania ze mną już nie pytała. :D Widziałem sporo przypadków, że ludzie "wyrośli z Nightwisha", odeszli, zmienili gusta, ale myślę, że po prostu Nightwish trafia do specyficznych jednostek, takich jak na przykład tu zgromadzeni. I wtedy zostaje na zawsze. :)

  • Like 5

Share this post


Link to post
Share on other sites

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że to nie Nightwish się zmienia tylko "otoczka" wokół niego. Od pierwszego odsłuchu do dziś wszystko co stworzył budzi we mnie rozczarowanie a potem kupuje mnie całą.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Kiedyś koleżanka spytała mi się, jak to możliwe, że Nightwish to nie tylko zespół muzyczny dla mnie, ale wręcz moje życie. Po kilku miesiącach obcowania ze mną już nie pytała. :D Widziałem sporo przypadków, że ludzie "wyrośli z Nightwisha", odeszli, zmienili gusta, ale myślę, że po prostu Nightwish trafia do specyficznych jednostek, takich jak na przykład tu zgromadzeni. I wtedy zostaje na zawsze. :)

 

Coś w tym jest, Maćku, bo faktycznie dużo osób, z którymi się stykam "coś tam słyszała" lub "kiedyś słuchała" i tu często pojawia się odpowiedź typu: "słuchałem/łam, ale wyrosłem/am". To jest najczęściej powracające wyrażenie w dyskusji z innymi ludźmi o zespole i myślę sobie (może nas w tym momencie w jakiś sposób wywyższam, a może stwierdzam tu fakt), że Nightwish na stałe zostaje z wyjątkowymi jednostkami, specyficznymi... Inni... Ci, co odchodzą... Myślę, że oni jakże często nigdy tak naprawdę nie rozumieli tej muzyki, jej prawdziwego przesłania albo się porządnie w to wszystko nie zagłębili, bo, z pojedynczych słów, tych, co "już nie słuchają", wnioskuję, że NW dla nich to jakiś taki stary "kinder metal", jakiś taki gotycki, o aniołach itd., a to opisuje wyrywek, maleńki skrawek tego, czym NW jest i całkowicie nic nie mówi o tym, czym zespół się stał, nie oddaje bogactwa różnorodności podejmowanych w twórczości zespołu tematów, a już na pewno nie zauważa w ogóle tak ważniej dla Tuomasa afirmacji życia. Specyfika zatem tych jednostek polega w największej mierze na pewnym typie wrażliwości, który każe im zgłębiać twórczość zespołu i widzieć ponad kalki, takie jak choćby Wish I Had An Angel czy End of All Hope.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Please sign in to comment

You will be able to leave a comment after signing in



Sign In Now

  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.