Jump to content
Maciek

Płyta Tygodnia - nowa zabawa (10 kolejka)

Recommended Posts

Moje pierwsze spotkanie z twórczością tej wokalistki. Zacznę od okładki albumu. Niezwykle oryginalna i rzucająca się w oczy. Awangardowa, przesycona kolorami, niemal kiczowata. Przyznam, że nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Nie lubię takiej „cukierkowej” kolorystyki. Nigdy jednak nie oceniam zawartości po opakowaniu, więc dałam Sii szansę, choć zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Mimo że to nie moja muzyczna bajka, po kilkakrotnym odsłuchaniu płyty wrażenia były pozytywne. Lekkie, przyjemne, wpadające w ucho dźwięki, przy których można się odstresować, napić kawy albo właśnie posprzątać, bujając się w rytm chwytliwych melodii. Choć piosenki są do siebie podobne, nie odnoszę wrażenia powtarzalności. Jest oryginalnie i ciekawie. Mocną stroną tego albumu jest bardzo charakterystyczny, przykuwający uwagę wokal artystki.

W pamięć zapadło mi kilka utworów, m.in. „Clap your hands”, „You’ve changed”, „Bring night”, „Stop trying”, „Never gonna leave me”, “I’m in here”. Utwór “Be good to me” niejasno mi się z czymś kojarzy, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć z czym...

Choć fanką Sii nie zostanę, kupuję zawartość bez opakowania ;)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Nienawidzę popu. Przedstawiona płyta Sii, tego niestety nie zmienia. Poza głosem wokalistki nie odnajduję pozytywów, wymęczyłem odsłuch całego albumu. Kompletnie nie odnajduję się w tym nurcie muzycznym. Nudzi mnie, odrzuca, myśli gdzieś mi błądzą. Nie jest to wina Sii, po prostu koncepcji popu. Za to doceniłem Emilie Autumn!

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

To mój pierwszy kontakt z twórczością tej artystki.

Pomimo ze to nie są moje muzyczne klimaty, piosenki podobały mi się i na pewno będę je nucił jeszcze przez jakiś czas :) Jest tu i radosne, podnoszące na duchu piosenki jak "Stop Trying", które dzisiaj od rana miałem w głowie; "Clap Your Hands" z dynamicznym refrenem; "The Fight"; jak i smutne "I'm in here", które jak czytałem jest powiązane z protestem przeciwko okrucieństwo wobec zwierząt.

Jedyne, co mi nieco przeszkadzało, to niewyraźna wymowa, ale jako że nie zwracam zwykle większej uwagi na teksty, nie był to wielki problem.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ponieważ Miguided nie ma, zaś Adrian jeszcze ma spore zaległości, to następny na liście jest Lucifer, więc prosimy o zapodanie. :)

 

Oczywiście cały czas można nadrabiać album Todesbonden, Emilie Autumn i Sia - wszystko w I poście jest.

 

Swoje wrażenia z tej ostatniej płyty napiszę na dniach. :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Jesień jest doskonałą porą na monumentalne cykle fantasy. Epicka Malazańska Księga Poległych zainspirowała mnie, do poszukania zespołu poruszającego tą tematykę.

Caladan Brood - Echoes of Battle

700x400https://f4.bcbits.com/img/a2855599013_10.jpg[/img]

Zespól składa się z dwóch Amerykanów. Ich twórczość to epicki atmospheric black metal. Oficjalnie. Jak dla mnie to ekstremalny symphonic metal tudzież symfoniczny black metal. Duża ilość czystego wokalu, okazjonalne chórki, bogactwo instrumentarium no i ogólna lekkość wykonania sprawia, że Caladan Brood wybija się ponad schemat. I choć występuję typowo black metalowy skrzek, Echoes of Battle cechują niewielkie proporcję "nawalankowe". Jak sugeruję okładka, cudnie chodzi się z tą muzyką po lesie (sprawdzałem). Piosenki wplatają się w mozaikę natury czy coś tam ;). Inspiracją dla kapeli był zespól Summoning, moim zdaniem mniej epicki i cięższy. Kompozycja kawałków - ich czas trwania, nie schodzi poniżej 9 minut. Z minusów. Przebicie się przez ponad godzinę longplaya, może nieco znudzić. Lepiej smakować utwory pojedynczo. No to w las!

 

Youtube

Spotify

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Niestety nie jest to muzyka dla mnie. Moje uszy nie lubią, jak to określiłeś "blackmetalowego skrzeku", dlatego trudno mi było przebrnąć przez tą pozycję. Growl i jemu podobne nie są w moim guście, te dźwięki mnie drażnią, może nawet bolą. Growl podchodzi mi jedynie kiedy występuje sporadycznie, albo jest połączony z kobiecym wokalem. Jeśli chodzi o samą muzykę, to jest okej, kojarzy się z fantastyką.

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Bardzo się starałam, ale niestety, mnie również ta płyta nie przypadła do gustu. Chociaż słuchałam utworów wybiórczo, w odstępach czasu, to i tak "przytłoczyła" mnie jednostajność kompozycji i mimo wszystko, męczący wokal i screaming. Owszem, są fajne momenty, np. spokojniejsze wstawki, czy właśnie elementy chórku, ale utwory są zdecydowanie za długie, przez co wydają się nudne. Ogólnie sama muzyka nie jest najgorsza, ale psuje mi ją drażniący głos wokalisty. Wybacz, Patryk, że wypowiadam się krytycznie, ale właśnie ta zabawa pokazuje, jak różne są nasze gusta muzyczne i to co bardzo podoba się innym, zupełnie odbiega od naszych preferencji :) Ale dam też plusa! Bardzo podoba mi się okładka ;)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Sia - We Are Born

Znałem parę kawałków Sii, ale pewnie z innego okresu działalności, bo były raczej spokojne, o lekko alternatywnym zabarwieniu. Trochę zaskoczył mnie więc repertuar, niektóre kawałki mogłyby się znaleźć na płycie na przykład Lady Gagi, choć Sia gra bardziej naturalnie. To dość popowy album, aczkolwiek czasem przebijają pewne refleksy indie popu/indie rocka, tego drugiego chyba najbardziej w Bring Night. Wkręciło mi się w głowę jeszcze Clap Your Hands. Czasem pojawią się jakieś aranże rodem popu sprzed dekad.

To dość jednolita płyta, nie powiem, żeby mnie zachwyciła, niemniej parę numerów naprawdę sympatycznych.

 

 

 

PS Zapraszamy też osoby niebiorące dotychczas udziału, wciąż można dołączać. ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Płyta zaczyna się bardzo obiecująco. Instrumentalne intro buduje nastrój i wprowadza słuchacza w ów las z okładki. Zamykam oczy i wyobrażam sobie krajobraz, w którym królują drzewa i majestatyczne góry. Słyszę szum rzeki, czuję powiew wiatru we włosach. Klimatyczna muzyka przenosi mnie na chwilę w świat zbliżony do tolkienowskiego Śródziemia. Niestety tylko na chwilę... W momencie, gdy wchodzi wokal, czar pryska. Blackmetalowy skrzek miażdży wszystkie moje pozytywne odczucia. Nie toleruję czegoś takiego, dla mnie to w ogóle nie jest śpiew. Odsłuchałam album w całości tylko raz. Nie chcę do niego wracać, chyba że w wersji instrumentalnej. Wówczas bardzo chętnie! Nawet takiej szukałam, bo chciałam posłuchać samych melodii. Niestety nie znalazłam.

Różne są gusta muzyczne. Mój jest w przypadku tego albumu podzielony. Aranżacje instrumentalne na tak, wokalne niestety na nie. Mimo to dziękuję za propozycję :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites
Płyta zaczyna się bardzo obiecująco. Instrumentalne intro buduje nastrój i wprowadza słuchacza w ów las z okładki. Zamykam oczy i wyobrażam sobie krajobraz' date=' w którym królują drzewa i majestatyczne góry. Słyszę szum rzeki, czuję powiew wiatru we włosach. Klimatyczna muzyka przenosi mnie na chwilę w świat zbliżony do tolkienowskiego Śródziemia. Niestety tylko na chwilę...[/quote']

Zgadzam się z tobą... Liczyłem na jakiś żeński delikatny głos i niestety się zawiodłem

Share this post


Link to post
Share on other sites

Caladan Brood, ach Caladan Brood! Uwielbiam atmospheric black metal, więc po Echoes of Battle sięgnęłam z ogromną przyjemnością. Wszystko w tym albumie jest dla mnie idealne. Począwszy od bogatego instrumentarium przez liryki i obecność chórów po black metalowy skrzek ;) Gdy słucham tego albumu przed oczyma rozpościerają mi się sceny rodem z porządnych filmów fantasy :)! Majstersztyk.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Emilie Autumn - Enchant

W mojej ocenie album dość nierówny. Warstwa muzyczna jest interesująca i bogata w różne instrumentraium, ale nie do końca przekonuje mnie warstwa wokalna. Nie chodzi mi o głos wokalistki, bo ten jest w porządku, ale o same linie wokalne. Momentami przeszkadzały mi w odbiorze i żałowałem, że dany utwór nie jest w wersji instrumentalnej. Nie wiem z czego to wynika, ale wiele utworów przywodziło mi na myśl czołówki rodem z anime. Gdyby nie ta "cukierkowatość" to byłaby całkiem ciekawa pozycja. :)

 

Sia - We Are Born

Nieczęsto sięgam po takie klimaty, ale nie stronię od nich. ;) Oczywiście pod warunkiem, że mnie czymś zainteresują.

Sia ma bardzo ładny i mocny wokal. Przyjemnie się słucha tego albumu jako tło do jakiejś pracy czy przeglądania sieci. To dobrze i niedobrze, ponieważ po pewnym czasie zapomniałem, że coś leci w tle. ;) Brakuje mi tu czegoś co by mnie wciągnęło na dłużej i oderwało od zajęć żeby wcisnąć replay.

 

Caladan Brood - Echoes of Battle

Interesująca propozycja. Kompozycje dobrze wyważone - słuchanie nawet tych długich utworów nie męczy bo nie są sztucznie rozciągnięte. Każda partia wydaje się być dobrze przemyślana. Melodie rodem z muzyki filmowej budują świetny klimat. :)

Podobają mi się ciekawie wkomponowane partie sekcji dętej oraz solówki pozostałych instrumentów. Mimo, że niektóre brzmią sztucznie (pewnie słabej jakości biblioteka dźwięków) to w tym przypadku ta "syntetyczność" ma swój urok.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Caladan Brood - Echoes of Battle

Ciekawa rzecz. Określiłbym ją jako atmosferyczno-symfoniczną mieszankę z wątkami blackowymi, doomowymi, a momentami wręcz tradycyjnie metalowymi (solówki gitarowe). Ze względu na wokal i trochę piwniczną produkcję rozumiem zaliczanie do black metalowych kręgów, mimo że muzycznie to naprawdę mieszanka kilku gatunków, nawet w jednym utworze motyw folkowy się pojawił.

 

Słucha się tego bardzo przyjemnie, szczególnie porą gdy Luna zawisa na nieba firmamencie. W tych najbardziej klimatycznych momentach może się nawet skojarzyć z nieodżałowanym Estatic Fear, na pewno też jest słyszalny Summoning. W miarę proste patenty, ale wciągające. Jedyne co może przeszkadzać to fakt, że wszystkie utwory są do siebie dość podobne i przy słuchaniu albumu będą się zlewać.

 

Pewnie że blackowy wokal to nie jest moja najukochańsza bajka i fajnie jakby go przeplatał damski wokal, ale nie ma go dużo, poza tym pasuje do całości. Krążek uważam za bardzo dobry i wart uwagi, świetnie pasuje do jesienno-zimowej aury. :)

 

 

 

________________________________________________________________________________________________

Miguided znów nie ma, więc dziś albo jutro wypada kolej Adriana. Wszystko w 1 poście.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Caladan Brood jest tak epicki, jak tylko epicka może być muzyka. Czuć klimat fantasy, odległych krain... Na pewno sprawdza się jako podkład do "Malazańskiej Księgi Poległych" i jak tylko dorwę ten cykl to odpalę w tle Caladan Brood. Jedyne, co nie do końca mi leży to wokal, ale po zaakceptowaniu growlu myślę, że shriek to kwesta czasu (i przyzwyczajenia), a wtedy takie albumy będą u mnie gościć bardzo często :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Na Caladan Brood natrafiłem jakiś czas temu szukając projektów w stylu Summoning.

Właściwie wszystko co mógłbym napisać, ujęły już w słowa Satu i HietAla :) Ja dodam tylko od siebie, że bardzo lubię chóralne partie na tej płycie i przez jakiś czas miałem je w głowie, co z pewnością nie było złym wyborem, jak na prześladującą człowieka muzykę ;)

Wczoraj natrafiłem na covery Summoning, ale ponieważ oryginały znam słabo, nie pokuszę się o porównanie.

Na zakończenie wspomnę jeszcze o pięknej okładce, na którą aż chce się patrzeć.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Luc Arbogast - Metamorphosis

 

meta.jpg.5d10ffc3bd4a04ebe4a88a3ba34133cc.jpg

 

Za Wikipedią: francuski kontratenor, specjalizujący się w wykonaniach muzyki średniowiecznej.

 

Album Metamorphosis to ciekawe połączenie muzyki dawnej z elektroniką. To przede wszystkim klasyczny wokal Arbogasta (przez długi czas myślałem, że to śpiewa kobieta :)) w bardzo melodycznej oprawie z wyraźną perkusją i elektronicznymi bitami. :)

Jeśli lubicie ERĘ to ta propozycja z pewnością się Wam spodoba ;)

Polecam też inne albumy (już bez elektroniki).

 

 

Spotify:

Youtube: niestety nie widzę całego albumu na YT :(

  • Like 6

Share this post


Link to post
Share on other sites

Bardzo interesująca propozycja, Adrian! Chyba jest tu wszystko, co lubię w muzyce i bardzo przyjemnie się tego słucha. Chociaż zaskoczył mnie trochę głos wokalisty, bo patrząc na jego wizerunek na okładce, spodziewałam się trochę innego brzmienia ;). Ale ta skala i barwa wcale nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie, tworzą klimat i sprawiają, że utwory łatwo wpadają w ucho i zachęcają słuchacza do dalszego odbioru. Uwielbiam utwory/pieśni, w których często dominują chóry, nadając kompozycjom patetyczny, majestatyczny wymiar. Utwory Luca Arbogasta są też niezwykle melodyjne za sprawą tradycyjnych instrumentów. To mi się bardzo podoba! W aranżacjach, średniowieczny duch ściera się ze współczesnym, elektronicznym brzmieniem i to uważam za atut tej płyty. Nie każdy artysta potrafi w sposób wyważony połączyć te muzyczne niuanse. W pamięci najbardziej zapadły mi znajome motywy z utworów O Fortuna I Nomad, ale ogólnie jestem na "tak" wobec wszystkich kompozycji, bo płyta przypadła mi do gustu zarówno muzycznie, jak i wokalnie. Myślę, że jeszcze nie raz sięgnę po Metamorphosis :)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Z twórczością pana Arbogast'a zetknęłam się po raz pierwszy i muszę przyznać, że było to ciekawe muzyczne doświadczenie. Jedyną rzeczą, do której się przyczepię jest barwa głosu wokalisty, która niezbyt trafia w mój gust, ale obecność chóru i dobre wyważenie kompozycji sprawiły, że całkiem przyjemnie słuchało mi się Metamorphosis :D Myślę, że w przyszłości album ten zagości w moich słuchawkach podczas szkicowania ^^

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

"O Fortuna" w jakiejkolwiek wersji, bardzo przypada mi do gustu. Wykonanie Arbogasta jest jednym z lepszych. Ogólnie, album troszkę nierówny, kompozycję dość podobne. Mimo tego, jestem zachwycony! Coś wspaniałego, relaksującego, niesamowicie wciągającego. Śliczne chóry, epickie kompozycję i nieco gorszy wokal Arbogasta (tu zgadzam się zdecydowanie z Satu). Cóż, oby więcej takich propozycji! Nie od dzisiaj wiem, że mamy z Adrianem podobny muzyczny gust ;)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Z twórczością L. Arbogasta zapoznałam się w nieco szerszym zakresie, niż przedstawiona płyta „Metamorphosis”. Z uwagi na to, iż początkowo miałam dostęp wyłącznie do YT, wysłuchałam kilku nadprogramowych utworów artysty. Spodobały mi się na tyle, że zaczęłam oglądać teledyski, a potem także występy francuskiego wokalisty  w programie „The Voice” i jeden z jego koncertów. Następnie, zahipnotyzowana niesamowitym głosem, przesłuchałam zupełnie inną płytę. Ostatecznie znalazłam „Metamorphosis” w usłudze Deezer. Album zdecydowanie trafia w mój gust. Mogę go zapętlić i słuchać w kółko. Podoba mi się na nim harmonijne powiązanie klimatu średniowiecza i ducha współczesności, melodyjność i spójność kompozycji, a także zróżnicowane aranżacje wokalne. Czysty i dźwięczny głos Arbogasta dominuje, wspomagany partiami chóru, co z jednej strony tworzy pewien kontrast, a z drugiej nadaje kompozycjom bardziej podniosły charakter.  Dawne instrumenty w połączeniu z elektroniką brzmią zgodnie, a aranżacje poszczególnych utworów są zgrabne i słucha się ich naprawdę z przyjemnością. Nie wyróżnię żadnej kompozycji, podobają mi się wszystkie. Dziękuję, Adrian! Duży plus za propozycję, której z pewnością posłucham jeszcze nie raz (właśnie ją przesłuchuję trzeci raz z rzędu :) ).

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Wzięcie udziału w tej zabawie było dobrą decyzją :) Co tydzień odkrywam coś ciekawego :)

Bardzo podoba mi się to połączenie stylów. Choć mieszankę folku i elektroniki już słyszałem, dodanie do tej receptury dawnych instrumentów i niebanalnego wokalu sprawia, że mam wrażenie obcowania z czymś zupełnie nowym. Ad Mortem Festinemus i Ursae to jak na razie moi faworyci. Poza tym O Fortuna z dodatkiem elektroniki to coś, czego jeszcze nie słyszałem. Z kolei Oniris, zgodnie z tytułem, oferuje moment odprężenia i zwolnienia obrotów.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Nie do końca przekonuje mnie ten album. Wokal i średniowieczny klimat jak najbardziej mi odpowiadają, ale elektronika dla mnie psuje całość. Pozostaje mi sięgnąć do pozostałej twórczości Arbogasta, bo zdecydowanie jest warty uwagi.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Moja kolej, więc chciałabym przedstawić Wam debiutancki album Pearl Jam - Ten, wydany w 1991 roku. PJ to prekursorzy stylu grunge, grają alternatywny rock, a pochodzą ze Seattle. Liderem i wokalistą zespołu jest Eddie Vedder, który współpracował z takimi artystami jak: The Doors, Rolling Stones, REM, U2, a także z Neilem Youngiem, Stingiem czy Bryanem Adamsem. Tracklista Ten składa się z 11 utworów + 3 bonusy. Może słyszeliście już niektóre utwory - single, np.: Alive, Jeremy czy Even Flow? Moim faworytem jest również ballada Black. Warstwa tekstowa jest dość trudna, liryki traktują o śmierci, bólu, morderstwach, samobójcach... Jest tu też kilka osobistych wątków z życia Veddera. Przyciąga za to niezwykły klimat utworów, różnorodność aranżacji i muzyczne "smaczki" charakterystyczne dla gatunku oraz oczywiście nietuzinkowy baryton Eddiego, który raz brzmi mocno i agresywnie, to znów delikatnie i nastrojowo. Uwielbiam ten ton i barwę u wokalistów! Dodam jeszcze, że PJ słucham od czasów liceum i nadal są dla mnie źródłem muzycznych fascynacji. Miłego odsłuchu :)

https://open.spotify.com/album/5B4PYA7wNN4WdEXdIJu58a

pearl-ten.jpg

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Luc Arbogast - Metamorphosis

Największym zaskoczeniem jest oczywiście fakt, że to śpiewa mężczyzna, ponieważ jego wokal do złudzenia przypomina głos kobiety, gdyby nie informacja, kto to, to w życiu bym nie wykoncypował, że to nie białogłowa. W Niemczech popularny jest gatunek, co się zowie: electro – medieval, takim czołowym zespołem jest Qnatl i właśnie jego twórczość przypomina mi album utalentowanego pobratymca Napoleona. Połączenie elektroniki z muzyką dawną brzmi bardzo przyjemnie, niby dwa światy, a idą ręka w rękę. Jakieś wątki chóralne się przebijają tu i ówdzie. Całość oceniam jako udaną i interesującą pozycję.

 

 

Płyta jest dość spójna brzmieniowo i stylistycznie. Najbardziej podoba mi się końcówka wydawnictwa (Liberta, Oniris), zwróciłem uwagę, że w paru utworach Luc śpiewa męskim głosem (chyba że to nie on?), czyli jednak potrafi. Na plus trzeba zaliczyć, że mimo niezbyt dużego zróżnicowania płyta w ogóle nie nudzi i można ją łyknąć w całości.

 

 

PS Ponieważ znowu nie ma Miguided, więc wypadło, że płytę prezentuje Ania.

 

PS II Może nie wspominałem, ale w temacie można też dyskutować na temat wrzucanych płyt albo odpowiadać na opinie i tak dalej, to nie muszą być tylko same wrażenia (te są obligatoryjne), a reszta jest jak ktoś ma ochotę. :D

 

PS III Zachęcam do nadrabiania zaległości!

Share this post


Link to post
Share on other sites

Luc Arbogast - Metamorphosis

 

Nie będę oryginalna, ale też powiem, że zaskoczyło mnie to, że wokalistą jest mężczyzna. Nie znałam wcześniej jego twórczości. Ten album mi się podoba, lubię taką muzykę w typie średniowiecznym, aczkolwiek jak dla mnie utwory są trochę zbyt mało zróżnicowane i po czasie, robi się trochę monotonnie :D

Share this post


Link to post
Share on other sites

Please sign in to comment

You will be able to leave a comment after signing in



Sign In Now

  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.