Jump to content
LuciferMorningStar

Piekielne wypociny Lucyfera

Recommended Posts

Myślę, że już czas, pokazać się na forum od bardziej artystycznej strony. Opowiadanie, wstawiałem na stronę Nowej Fantastyki, wytknięto mi liczne błędy, wiem co mam poprawiać, jednak jestem bardzo ciekaw, opinii artystycznych dusz z DE a nie speców od przecinków i enterów. Tekst nasączony jest twórczością Nightwish ;)

                                                                                          

                                                                                            PATOGEN

 

                     

       Protestacyjny marsz pod okiem sił zbrojnych, szybko przekształcił się w oblepione szkarłatem pandemonium. Wysypisko poszlachtowanych ciał w makabryczny sposób dopełniało brudu i zgnilizny dolnej warstwy miasta. Bogaci w wysokich budynkach, silnie chronionych przez najemników, spodziewali się szybkiego końca rozruchów. Zwykli robotnicy mieli dość wyzysku i barier. Wykorzystując liny z hakami, proste narzędzia przekształcone w broń, działając ramię w ramię, nie zaprzestali walki. Bitewna gorączka trwała dłużej niż przewidywali możni. Wielu z nich zostało w tajemniczy sposób otrutych pomimo tego, że schowali się na szczycie kamiennych piedestałów które zwali pałacami. Liczono się z możliwością udziału Świetlistych Synów Poranka, znanych ekoterrorystów realizujących własne cele. Obustronny przelew krwi nie zakończył się pertraktacjami.

Jednym z ostatnich buntowników był górnik. Zdeterminowany wspinał się po pełnej ostrych występów rezydencji gubernatora. Jeszcze niedawno zaharowywał się na śmierć w kopalni cennych minerałów. Każdego dnia, sześcioro dzieci przeraźliwie wrzeszczało z głodu prowadząc kochającą się rodzinę ku szaleństwu. Śmierć jako pierwsza zabrała troskliwą matkę, zbierającą słodką spadź od ociężałych apidów, ku chwale wymagających żołądków, wysokich warstw społecznych. Prosty archon, marzył tylko o zemście, nie licząc na zwycięstwo i sprawiedliwość. Lordowie w nienawistnej gierce, dali mu dojść na sam szczyt. Grot strzały wykonanej z surowca który wydobywał, wbił się mu między oczy. Upadł w otchłań jak wielu przed nim, walcząc o swoje prawa.

     Stos trupów w blasku krwistoczerwonego zachodu Słońca oznajmiał nadejście choroby.

                                                                                                 ***

     Ujrzenie Kroczących Wysp rozpalało wyobraźnię. Nieśpieszny i niezdarny chód stworzeń o trzech parach szczudłowatych odnóży przywodził na myśl pijanego tancerza. Patrzący wysoko archon widział lepidy gnieżdżące się na twardym korpusie zwierzęcia. Odbywały niebiański taniec godowy, onieśmielając postronnego obserwatora barwami skrzydeł. Dwa osobniki przysiadły na kępie półprzeźroczystych mydliczek która w obronie potraktowała ich pieniącymi się bąbelkami. Lot trwał dalej a parka trzymając się statecznikami na zakończeniach tułowia, kreśliła spiralne ruchy w powietrzu, prezentując wąskie i zakrzywione skrzydła. Na mężczyznę nie zwracały uwagi. Szedł równiną, podziwiając piękno i różnorodność natury. Rozumiał też, że ten spektakl nie jest przeznaczony dla jego oczu, ponieważ on stanowił jedynie okruch, wrażliwy, ale znikomy fragment tła. Teren potrafił być groźny. Nie musiał się martwić olbrzymimi syfonami Kroczących Wysp, nie były mięsożerne. Problem mogły sprawić termoforowce wydzielające gorącą parę wodną z kielichowatych narządów. Uśmiech na twarzy budziły szkarłatne korale nadymki imitując iskrę przechodzącą w płomień. Najtrudniej było przejść przez Zabójczy Krąg, grupę miniaturowych koralowców o psychodelicznej palecie kolorów, w sprytny sposób zastawiających sidła. Gdyby wszedł w środek, każdy osobnik z kolonii wydzieliłby lepką, żelistą maź, zamykając w kręgu głupiutką ofiarę. Na horyzoncie ukazały się smukłe wieże i monstrualnych rozmiarów budynki arystokratów miasta Bbell. Kierując wzrok na wschód oglądał nieliczne już stada tetigoni prezentujące hipnotyzujące straszywyrostki wydzielające lotne substancje, w obronie przed megarhyssą próbującą upolować słabszego osobnika z pomocą wystrzeliwanych z nibyogona parzących nematocystów. Pasje zaczekają – zamyślił się drobny archon. Żołądka nimi nie zaspokoję.

Dwóch strażników leniących się przy wrotach zmierzyło go wzrokiem.

– Stój! W mieście panuje zaraza! – Słowa podstarzałego mężczyzny uleciały wraz z kroplami gęstej śliny.

– Jestem biologiem. Mogę zaradzić problemowi – rzekł niezdegustowany chudy młodzieniec.

– Kim? My potrzebujem znachora a nie bio… coś tam. – Zmarszczki na pobrużdżonym czole wartownika świadczyły o zaprzęgnięciu umysłu do pracy.

– To ta sama profesja. – Konsternacja dozorców świadczyła o głębokim pacie w dyskusji. – Poślijcie po waszego dowódcę! On zrozumie.

Po krótkiej naradzie wygadany żołdak zagrał mistrzowski akord na zardzewiałej trąbce. Czas się dłużył. Sześcioro oczu błądziło w przestrzeni oceniając zaprawę murarską. Wtem ich spojrzenia powędrowały ku wyciągowi krzesełkowemu.

– Powitać! Kimże jesteś? – zagrzmiał głos dość pulchnego mężczyzny.

– Myślę, że mogę wam pomóc. Znam się na chorobach i innych przypadłościach – odparł wielbiciel natury.

– Animalog?

– Dawne księgi mówią, że biolog – rzekł pocierając skąpy zarost.

– Do licha z bełkotem starych pryków. – Komendant machnął grubym ramieniem. – Znasz się na rzeczy co?

– Tak sądzę. Proszę objaśnić sytuację! – Sprawy nareszcie przybierają lepszy obrót – pomyślał młokos.

– Nie tak szybko – zbył go weteran licznych potyczek. – Jak cię zwą?

– Dawkin – odparł machinalnie. Nastąpiła chwila ponurej ciszy. – Właściwie jestem przedstawicielem wielkiego elohima Baala, zaniepokojonego zaprzestaniem wymiany handlowej.

– Mam ci uwierzyć na słowo? – Głównodowodzący uniósł krzaczaste brwi.

Niebieskoskóry archon wyjął z pochwy grawerowaną szablę z kabłąkiem. Uniósł rękojeścią ku ciekawskim oczom zarządcy. – Poznajesz ten symbol? Decyzja była natychmiastowa.

– Hej! Wy dwaj! Ciągnijcie w dół. Z życiem!

 

Tak prezentuję się, pierwsze dwa fragmenty. Liczę na obiektywne opinie ;)

  • Like 5

Share this post


Link to post
Share on other sites

Co mogę powiedzieć... Przecinków ci nie wytknę, bo sama ciągle jestem poprawiana, ale opowiadanie samo w sobie mi się podoba ^^


– Dawne księgi mówią, że biolog. – rzekł pocierając skąpy zarost. -> tutaj bez kropki po "biolog" ;)


– Jestem biologiem. Mogę zaradzić problemowi. – rzekł niezdegustowany chudy młodzieniec. -> tu też bez kropki po "problemowi" :P Chociaż tyle mogę ci doradzić.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Patryk, genialne! Fantastyka, to widać od razu ;)  Bogactwo słów, zdania sformułowane prawidłowo, opisy płynnie przechodzą w dialogi. Naprawdę odczuwałam przyjemność, pochłaniając Twoje opowiadanie. Czekam na więcej.

Co do błędów - jak czytam po raz pierwszy, nigdy ich nie zauważam :P Wydaje mi się, że świat, który opisujesz, jest na tyle głęboki i skomplikowany, że mogłoby wyjść z tego coś dłuższego niż zwykłe opowiadanie. Jestem ciekawa jak rozwinie się akcja (i jak skończy). Po raz ostatni - świetne! :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Pierwszy fragment jest trochę za słabo zrozumiały dla czytelnika. Ty masz pomysł na fabułę i wizję wykreowanego świata we własnej głowie, czytelnik opiera się jedynie na tym co mu przedstawisz. Jest to oczywistość, ale trudno jest wyważyć tekst tak, aby nie podać ani nie za mało, ani nie za dużo informacji. Tworzysz ciekawe porównania, podobają mi się, ale moim zdaniem zbyt gęsto pojawiają się w tekście. Jest całkiem pozytywnie, bo jestem ciekawa co będzie działo się dalej :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dziękuję wszystkim za poświęcony czas i wyrażenie opinii. Lawendo, sprawiasz, że czerwienie się jak diabeł z malowidła :-) Od razu zauważyłaś, że to wycinek większej całości. Po prostu lepiej jest zaczynać od krótszych form, mniej do poprawiania. Jeszcze raz, dzięki, jak bym mógł, uściskałbym ciepło  :devil: Nightfall, pierwszy fragment jest ciężki pod tym względem, to fakt. Dalej jest lżej, z większym naciskiem na fabułę. Na NF, narzekali, że świat potraktowałem zlewkowo, inni właśnie czuli się zagubieni. Tak czy owak muszę nad tym popracować. Lucid, dzięki za wytknięcie błędów, z tymi przecinkami to zawsze zamęt  :D

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

@"LuciferMorningStar" jak piszesz dialog i jest, np:

" - Lucię cię - powiedziała Kasia."

To przed wszelakimi "powiedział, rzekł, odparł, odpowiedział" i jeszcze paroma podobnymi sformułowaniami, nie stawiasz kropki przed myślnikiem, którym oddzielasz dialog od narracji. Niedawno to w końcu ogarnęłam na grupie warsztatowej, ale nadal jak piszę to kieruję się tym, co dostałam naszej instruktorki: http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/

 

Mój cały tekst nadal przed dodaniem na bloga przechodzi korektę i "poprawki kosmetyczne", ale myślę że nowa opowieść, do której zainspirował mnie wczorajszy sen, już nie będzie potrzebowała aż tak dużo pracy mojego przyjaciela, bo to on mi robi te wszystko poprawki :D

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Nie. Mam pomysł na świat - miejsce i czas akcji. A mianowicie wszystko opiera się na moim wczorajszym śnie: Transylwania, przyszłość, w świecie zdominowanym przez Drakulę, ludzkość cofa się do mroków średniowiecza. Pewną młodą dziewczynę, pochodzącą z biednej rodziny, rodzice oddali Drakuli, ponieważ nie mieli z czego zapłacić daniny. Wampir lubujący się w orgiach ze śmiertelniczkami, dostaje na punkcie tej dziewczyny obsesji, jednakże ona przerażona widokami, które ujrzała w zamku Drakuli postanawia uciec. Droga wiedzie przez las, dziewczyna ucieka ile sił, goni ją Drakula, ona chowa się pod starym, zniszczonym wagonem pociągu. Nastaje cisza, nagle coś łapie ją za nogę i ciągnie do siebie, ale w ostatniej chwili to coś zostaje zabite przez Drakulę i w tym momencie się obudziłam.

Ale wydaje mi się to całkiem niezłą koncepcją i możliwe, że jak wymyślę do tego ciekawą fabułę to coś z tego w przyszłości powstanie. ;)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Brzmi ciekawie ;) Choć osobiście uważam motyw wampira za wyczerpany, jeśli jednak stworzysz z tej kanwy są ciekawego i interesującego, zmienię zdanie ;)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Zobaczymy co z tego wyjdzie :D Ja osobiście uważam to za coś nowego. Czytałam nie raz o wampirach sadystach, mordercach, mięczakach, ale o takich jak ten mój wyśniony Drakula ? Nigdy :D No i jest to przyszłość, ale ludzkość żyje częściowo jak w średniowieczu (chodzi o to, że Internet i telefonie komórkowa upadły, telewizja też, wielkie korporacje zostały zniszczone), więc łatwiej mi będzie ze słownictwem niż w Malachitowym, które podchodzi pod średniowiecze z elementami fantasy.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ja to lubię szukać podobieństw z tym co znam: pierwszy fragment to dla mnie antyutopia nasuwająca skojarzenia z "Przestrzeni! Przestrzeni!" Harry'ego Harrisona, czy filmami "Running Man", "Snowpiercer" albo "Igrzyska śmierci".

 

Drugi fragment znacznie bardziej obiecujący, bo umieszczony w uniwersum bardzo różnym od naszego. Kojarzy się z opowiadaniem "Wiedźmin" - samotnik przybywa do miasta rozwiązać problem i zaczyna od dogadania się z dowódcą, któremu pokazuje swój znak cechowy (zamiast medalionu z wilkiem symbol na rękojeści). Ciekawy jest ten elohim Baal bo na pierwszy rzut oka wygląda jak oksymoron, ale jak poczytałem o etymologii i znaczeniu obu wyrazów i ostatecznie nie jest to takie niedopuszczalne zestawienie :).

Share this post


Link to post
Share on other sites

Błażej, szczerze powiedziawszy nie czytałem Harrisona, filmów też nie oglądałem. Nie jest to antyutopia (nazywam to biologiczną fantasy), choć jak słusznie zauważyłeś może budzić takie skojarzenie. Chodzi o zwyczajne rozruchu społeczne, inspirowałem się bardziej obecną sytuacją w Polsce (czarny protest). Dalsza fabuła pokaże, że z Wiedźminem, opowiadanie nie ma nic wspólnego. Nie ma zabijania stworów, nagród, potyczek na miecze. Chodzi o coś całkowicie odmiennego. Więcej nie mogę zdradzić. Owszem elohim Baal, zestawienie jest celowe. Wystarczy pogrzebać po internetach albo zapytać.

Share this post


Link to post
Share on other sites

I kolejny fragment (opowiadanie jest dość krótkie, to już mniej więcej, połowa):

 

    Sprytny wynalazek transportował ich nieustannie ku górze, w niemal nienaturalnej ciszy. Dawkin podziwiał rozpościerającą się panoramę miasta. Dysonans tworzyły dwie warstwy Bbell: wymarłe, mroczne slumsy i pełne przepychu, bujnych ogrodów i pijackich orgii wielokondygnacyjne pałace. Kierowali się ku najwyższemu i najbardziej wystawnemu z nich. Cztery smukłe wieże wręcz dławiły się w splendorze. Nieopodal celu dostrzegł postać przyodzianą w drogi i elegancki strój, w towarzystwie żołnierzy w inkrustowanych zbrojach płytowych. Gdy zsiedli z wyciągu, znaleźli się pod deszczową chmurą pytań.

– Co to za jeden? – zawołał gubernator do małomównego dowódcy strażników.

– Wysłannik wielkiego elohima. Przynajmniej tak mówi. – odparł.

– Znam się chorobach, medykamentach, panie – wtrącił młodzik.

– Daj mi tę szablę i przeszukaj go. – zwrócił się możny lord do przybocznego, następnie przeniósł spojrzenie na przybysza, szukając symptomów kłamstwa. Wziąwszy do rąk broń sprawdzał każdy detal.

   Dawkin opanowany i spokojny robił co mu nakazano.

– Jest czysty. Żadnych fiolek, mieszków i tym podobnych – oświadczył mężczyzna w zbroi.

– Nieco to dziwne jak na człowieka twojej profesji, co? – Rządca zmrużył powieki.

– Bbell słynie z nieprzebranego bogactwa ogrodów. Wszystko, co potrzebne, znajdę na miejscu – rzekł niewzruszony biolog.

– Nie trzymasz z ekoterrorystami, co? – Władca miasta słynął z obsesyjnej ostrożności.

– Panie, widziałeś symbol – odrzekł.

– A może wyślę list do Baala? – Zarządca wyczekiwał odpowiedzi.

– Jak uważasz, panie. Możesz mnie zamknąć albo wyrzucić za mury. Nim list dotrze na miejsce, wszyscy w mieście będą martwi. – Dawkin zrobił obrót ku wyciągowi krzesełkowemu.

– Zaczekaj! Nie chciałem cię urazić! – Gubernator szybko zważył priorytety. – Nosisz symbol Seraphimów, nikt ci by go nie dał. Z Baalem znam się od kołyski – wypowiedział to z nieukrywaną dumą. – Chodź ze mną, porozmawiamy. – Wziął biologa pod ramię.

    W kordonie żołnierzy chuderlawy znawca natury niezbyt mógł podziwiać gatunki koralowców budujące ogrody. Niebo zaś zasłaniał powiewający baldachim. Schodząc na coraz niższe, liczne poziomy budynku, mijali szlachciców przy różnych zajęciach. Niektórym towarzyszyły prowadzone na smyczach, czworonożne lumie wytwarzające zimno-niebieskie bioluminescencyjne światło. Nieliczni służący byli niczym wiatr: szybcy i niewidzialni. Schodząc, w dół w końcu znaleźli się w okrągłej i przestronnej sali, rozjaśnionej światłem słonecznym. Dominowały tu skąpo ubrane kobiety, a właściwie konkubiny o różnych kolorach skóry. Ich melancholijny uśmiech, obrazował życie bez użycia zbędnych frazesów. Namiestnik nie należał do skromnych władców.

– Rozsiądź się – Miłośnik płci pięknej wskazał sofę w złoto-amarantowym kolorze. – Opowiem ci o naszym problemie.

   Przy akompaniamencie nalewania wybornego alkoholu, serwowania smakowicie pachnącego jedzenia i pięknych archonek, gubernator zajął miejsce na tronie. Dawkin oszołomiony sytuacją, zgubił wątek. Błądził myślami o tańcu śmierci między drapieżnikiem a ofiarą. Zwierzę zwane optykiem, potrafiło wykorzystać światło, dzięki specjalnym strukturom na grzbiecie do oślepienia zdobyczy na kilka cennych chwil. Spokojne radule, zajadające korale, poprzez liczne wypustki w ciele, znikały w oparze zgniłozielonej trucizny. O porażce i sukcesie, decydowały dziejące się mgnieniu oka impulsy. Niechętny powrót do rzeczywistości przywołał smutny wyraz twarzy zielonoskórej driadanki, zapewne uciekinierki z niemal doszczętnie wyciętego Wielkiego Lasu Brunatnicowego.

– Widzę ,że podoba ci się jedna z moich dam – stwierdził wesoło gospodarz. – Nie dziwię się, że ktoś z twoim zajęciem lubi zieleń – zaśmiał się rubasznie. – Po wykonaniu zadania, pojmujesz – momentalnie spoważniał.

    Biolog słuchał opowieści o sytuacji politycznej i ekonomicznej w mieście. Zaczęło się od buntu prostych obywateli. Za podpuszczeniem nieznanych jednostek przystąpili do szturmu na warownie bogaczy. Rozruchy trwały dwa tygodnie. Mimo sprytnych zagrywek, nie mieli szans na zwycięstwo. Liczby zabitych nikt do tej pory nie zdołał oszacować. Kryzys społeczny przepoczwarczył się w kryzys handlowy. Prace takie jak wydobywanie minerałów, spadzi, nawożenie pól uprawnych nie znalazły rąk do wykonania. Robotnicy, którzy pozostali przy życiu, nie byli w stanie nawet ruszyć się z łóżek. Bicz ani inne środki przymusu nie dawały efektu. Gdy na ich strudzonych twarzach pojawiły się ropne zmiany skórne, arystokracja w popłochu zdała sobie sprawę z krytycznej sytuacji. Patrole żołnierzy znikały w tajemniczych okolicznościach, znajdowano tylko zakrwawione strzępy. Zareagowano izolacją, tym razem permanentną.

– Co zrobiliście z tymi licznymi zwłokami? – zadał pytanie biolog któremu mrużyły się powieki a umysł się mroczył od nadmiaru chętnie rozdawanych trunków.

– Wywieźliśmy tam gdzie kiedyś był las koralowy a teraz wyeksploatowane złoża – Wydawało się, że mówienie o tym sprawiało gubernatorowi przyjemność.

– To uboczny produkt metabolizmu – wtrącił bezsensownie Dawkin. Pan na włościach udał, że pojmuje. Obcy wysłannik wrócił do tematu. – Jesteście pewni, że usunęliście wszystkie truposze?

– Moi ludzie są kompetentni. – Zmarszczki na oburzonej twarzy mężczyzny tworzyły głębokie bruzdy.

– Każdemu zdarzają się błędy – skontrował biolog.

     Czerwieniejący ze złości namiestnik – podniósł swój królewski urząd z tronu, zataczając się lekko. – Słuchaj no, młokosie! – Wskazał dłonią z upierścienionymi palcami. – Posłano cię, abyś poszedł tam i to sprawdził! – zdzierając gardło, niemal się udławił przekąską. Słudzy w pośpiechu zaradzili problemowi. Odzyskując dech, dodał: – Co tak patrzysz? – Myślisz, że Baal nie przysłał odpowiedzi na prośbę o pomoc? – Nie sądziłem, że da mi takiego chłystka! – Gubernator został na powrót usadzony przez dworaków.

– Mogę teraz coś powiedzieć? – odezwał się w końcu Dawkin. Władca Bbell wybałuszył oczy aczkolwiek biorąc głęboki wdech, machnął przyzwalająco ręką. – Wiem, że wszyscy niebieskoskórzy archoni, są od urodzenia odporni na wszelkie choroby dzięki symbiotycznym mikrobom, a ty panie nie przyjmujesz obcokrajowców z pewnymi wyjątkami. – Skierował bursztynowe oczy ku konkubinom. – Myślę jednak, że to może być nowy szczep jakieś choroby. Zwierzęta potrafią być przebiegłe i bardzo niebezpieczne. Jak chociażby elektro-wystrzeliwator, wyrzuca z jamy gębowej żuwaczkowate zęby o ładunku elektrycznym na dużą odległość. Namiestnik zasłonił dłońmi twarz. – Proszę tylko o eskortę, płócienne maski i trochę świeżej galaretowatej masy od nawoźnic.

– Dam ci dwudziestu najemników z mojej straży przybocznej. Maski zrobisz sam! Pod czujną kontrolą! – zapowiedział. – Czy wiesz, jak o tej porze roku trudno zdobyć świeży nawóz! – Podrapał się po bokobrodach. – A właściwe po co ci on?

–Świeżo pozyskany ma silne działanie antyseptyczne. – Gładkie i szybkie słowa przypominały mistrzowsko zagrane, wirujące nuty.

     Rządca pobladł aczkolwiek zdołał wykrztusić: – Dostarczcie mu wszystko! A mnie dajcie coś na ból głowy! – zawołał do służących. Dawkin już otwierał usta pełne dobrej rady, gdy nie pozostawiający wątpliwości gest kazał mu zamknąć jadaczkę.

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dziękuję za kolejną część  :D

Świetnie się rozwija akcja, naprawdę mnie wciągnęło i za każdym razem, kończąc, jest mi smutno, że na następny fragment będę musiała czekać. Ale wiem, że się nie rozczaruję.

Tematyka "proletariat dobry, burżuazja ble" jakoś niespecjalnie do mnie przemawia, ale ten konflikt dobrze opisałeś i nie mam do niego wrogich uczuć  :P Dużo fantasy, opisów, niepowtarzalna i jakoś tak niezwykle charakterystyczna atmosfera sprawiają, że czyta się jeszcze przyjemniej.

Co mam dalej naskrobać? CZEKAM NA DALEJ  :P

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dzięki, dzięki Zofio  :D W smutne dni zawsze czytam Twoje wypowiedzi i od razu mi lepiej, co tam piwo  :P Dobrze, że zwróciłaś uwagę na wątek społeczny ale pamiętaj, że w fabule występują twisty, jeszcze możesz się zdziwić rozwinięciem lini fabularnej. Czekam na Twoje nowe opowiadanie, bo dla mnie to też najwyższa przyjemność  :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Przedostatni fragment:

 

     Nazajutrz w cieniu pochmurnego poranka, przedzierali się przez brudne dolne miasto. Maszerowali w zwartym dwuszeregu najeżonym długimi pikami. Nie ujrzeli ani jednej żywej duszy. Kraina umarłych obficie obdarzała ciszą. Nasączone wydzieliną nawoźnic maski chroniły przed silnym zapachem zgnilizny. Zagłębiali się w labirynt zaułków i ruderalnych domów, gdy usłyszeli ciche popiskiwanie. Dochodziło z pokaźnych rozmiarów klatek.

– To tylko nieużyteczne lumie – powiedział jeden z eskorty. – W sąsiedniej trzymamy stare apidy. – Hełm skutecznie maskował wyraz twarzy żołnierza.

     Biolog ostrożnie podchodząc, zajrzał za wąskie szpary w kratach. Kłębowisko cierpiących stworzeń stanowiło smutny widok. Część nie dawała oznak życia. Podobne zjawisko panowało w sąsiedniej klatce. Lumie, które z wiekiem straciły swoje świecące właściwości, stawały się niepotrzebne arystokratom, to samo z apidami, które nie produkowały słodkiej spadzi. Rozmach tej niebywałej udręki i okrucieństwa wywołał łzy młodego archona, płynące niczym cichy, odosobniony potok. Żołądek groził erupcją wymiocin. W głowie wybuchały wspomnienia. Lumie podczas okresu godowego, dobierające się w pary za pomocą indywidualnych sekwencji błysków światła. Bite przez właścicieli i bezmyślnych przechodniów, dręczone w wymyślne sposoby przez nastoletnich archonów z Stolicy. Ponure obrazy widziane w mrocznym widmie, zalepiającym oczy melancholika.

   Dawkin oddalił się na chwilę, budząc tym głośny rechot niektórych zbrojnych. Wkrótce wznowili posępny pochód, szukając przyczyny choroby i tajemniczych zniknięć. Kroki ciężkich butów i tumult zbroi niosły się głuchym echem. Przyboczni gubernatora bez przyczyny zaczęli zwolnili tempo. Biolog, nie zważając na nich, przyśpieszył kroku. Ujrzał rurkowate beżowe kokony i to w ogromnej ilości. Gdy się odwracał ku żołnierzom, chcąc ich przyśpieszyć, zobaczył jedynie pobojowisko po krwawej jatce. Nim zdołał zareagować, coś bardzo ostrego przecięło mu nogę a następnie uderzyło w tors. Nie zdążył nawet krzyknąć. Padł na bruk, osuwając się w nieświadomość. Wyciągnął rękę ku jedynemu, jeszcze ruszającemu się członkowi eskorty.

                                                                              ****

    Gubernator płakał. Siedział w prywatnym pomieszczeniu przy urnie z prochami córki. Zginęła otruta w czasie zamieszek. Była jego jedynym dzieckiem. Bardzo się starał budować lepszą przyszłość dla miasta. A co z tego wyszło? Same nieszczęścia! Proletariat nie chciał dojrzeć pełnego obrazu sytuacji. Chcieli więcej i więcej. Czy zastanowili się nad harmonią? Zawsze sądzili, że rządzący mają lepiej. Czy spojrzeli ponad własne nosy? Nic tylko rewolty im w głowie! Kto odpowiadał za impuls do tak zdecydowanych działań? Ponure rozmyślania namiestnika przerwało pukanie.

– Mówiłem żeby mi nie przeszkadzać! – krzyknął władca Bbell.

– Panie, mam wiadomości na temat misji biologa – odparł głos zza drzwi.

– Wejdź – zdecydował ojciec pogrążony w żałobie. Młodziutki strażnik lekko wychylił się zza progu. – Byliśmy na patrolu w wyciągu krzesełkowym – zaczął nieśmiało. Nastąpiła chwila ciszy. – Mów! – zachęcił go przełożony.

– Przy murze natknęliśmy się na makabryczny widok – mówił z wyraźnym niesmakiem gołowąs, kręcąc przy tym głową. – Tylko dwóch przeżyło, panie! – Z reszty zostały same strzępy! – Młokos był wyraźnie poruszony. Zarządca skrył twarz w dłoniach. Za co musiał tak cierpieć? – zadawał sobie w duchu pytanie. – Czy biolog przeżył? – chciał wiedzieć.

– Ma wiele ran, ale przeżył.

– A ten drugi?

– Ledwo dycha. Nie dożyje jutra – odrzekł przestraszony strażnik.

– Prowadź mnie do nich! – nakazał gubernator.

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Zwrot w akcji niespodziewany, zaskakujący i... świetny  ;) Fajnie, że opisałeś punkt widzenia gubernatora, to dodaje tekstowi jakby paru wymiarów - poznajemy zdanie różnych bohaterów na wiele tematów. Charakterystyczne opisy robią niesamowitą atmosferę, wprowadzają czytelnika w nastrój pełen oczekiwania i niepokoju. Biolog jest ciekawie zarysowaną postacią. Dziękuję za dalszą część ^^. Czyta mi się bardzo przyjemnie i z niecierpliwością oczekuję końca ♥

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Świetne opowiadanie, Patryku! :) Wyłapałam kilka błędów stylistycznych, ale to nieważne. Wyobraźnia działa na pełnych obrotach, a świat, który wymyśliłeś jest pełny niesamowitości. Bardzo podobają mi się nazwy typu driadanka, lumie, archon - zakładam, że wymyśliłeś je sam?

Nie wytrzymałam i przeczytałam zakończenie na stronie Nowej Fantastyki. Zaskoczyłeś mnie, takiego obrotu spraw się nie spodziewałam ;) Należą się brawa, kawałek dobrej fantastyki!

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Alicjo, zaskoczyłaś mnie komentarzem, myślałem, że nie masz aktualnie wolnego czasu. Bardzo dziękuję za komentarz ;) Rozwaliłaś mój system kompletnie tym, że przeczytałaś całość, aż tak Ci się podobało? ;) No i widziałaś komentarze na NF (mniemam, że o te błędy chodzi, jeśli inne uprzejmie proszę o wskazanie). Jestem w stanie głębokiego szoku, że paru osobom na DE jednak się podobało, pomimo licznych błędów a czasu też trzeba trochę poświęcić. Składam pokłony, Alicjo ;) Co do nazw, tak sam wymyśliłem (bardzo staram się celować w oryginalność) oczywiście inspirując się przeróżnymi rzeczami. Zainteresowanie tematyką angelologii i demonologi przerodziło się w archonów i imiona postaci. Driadanki jak nietrudno się domyślić, pochodzą od driad (nazwa i kolor skóry). Lumie są odpowiednikiem domowych zwierząt, no i świecą jak świetliki, a więc pasowała mi nazwa (choć jest chyba taki model telefonu). Dodam na koniec, że opowiadanie na forum jest w wersji "ekskluzywnej" zawiera parę fragmentów których nie ma, na NF. I to także dotyczy końcówki ;)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Fakt, ostatnio mam co robić, ale w końcu znalazłam chwilę, żeby choć trochę nadrobić forumowe zaległości ;)

Szczerze mówiąc, tylko zerknęłam do tamtych komentarzy. Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o edycję tekstów (nie znam się, ale się wypowiem :P), ale mogę się podzielić tym, co zwróciło moja uwagę.

 

Tak jak wspomniała Nightfall i ktoś na stronie NF - i na moje oko pojawia się zbyt wiele porównań, szczególnie w tym pierwszym krótkim fragmencie.

 

Nieśpieszny i niezdarny chód stworzeń o szczudłowatych trzech parach odnóży przywodził skojarzenie z pijanym tancerzem.

 

Wydaje mi się, że lepiej brzmi o trzech parach szczudłowatych odnóży przywodził na myśl pijanego tancerza/nasuwał skojarzenie z pijanym tancerzem.

Patrzący wysoko archon widział gnieżdżące się lepidy na twardym korpusie zwierzęcia.

 

Tutaj zmieniłabym na lepidy gnieżdżące się na twardym korpusie.

Teren potrafił być groźny. Nie musiał się martwić olbrzymimi syfonami Kroczących Wysp, nie były mięsożerne.

 

Z tego wynika, że drugie zdanie także opisuje teren ;)

Najtrudniej było przejść przez Zabójczy Krąg, grupę miniaturowych koralowców o psychodelicznej palecie kolorów, w sprytny sposób zastawiające sidła.

Powinno być zastawiających. Jeśli wykasujemy kawałek zdania, jes to bardziej widoczne - Najtrudniej było przejść przez Zabójczy Krąg, grupę miniaturowych koralowców w sprytny sposób zastawiających sidła.

hipnotyzujące straszywyrostki

 

To muszę zacytować, bo jest urocze ;)

wydzielające lotne substancję

 

Literówka.

Dwóch leniących się strażników przy wrotach zmierzyło go wzrokiem.

Tutaj znów szyk zdania: strażników leniących się przy wrotach.

Słowa podstarzałego mężczyzny uleciały wraz z mgiełką gęstej śliny.

 

Nie bardzo sobie wyobrażam tą mgiełkę śliny, trzeba by to jakoś zmienić. Może kroplami gęstej śliny?

– Jestem biologiem. Mogę zaradzić problemowi – rzekł niezdegustowany chudy młodzieniec.

 

– Kim? My potrzebujem animaloga a nie bio… coś tam. – Zmarszczki na pobrużdżonym czole wartownika świadczyły o zaprzęgnięciu umysłu do pracy.

 

Tutaj zdziwiło mnie, że facet poradził sobie z pięciosylabowym animalogiem, a miał problem z wypowiedzeniem trzylabowego biologa, zwłaszcza, że nie dał rady wypowiedzieć akurat części wspólnej obu słów. Trochę to naciągane, mógłbyś jeszcze pomyśleć, jak inaczej pokazać, że wartownik do bystrych nie należał.

 

To tyle z pierwszego posta. Nie są to jakieś koszmarne błędy, ale takie szczegóły niestety też są ważne. Do kolejnej części zajrzałabym następnym razem, jeśli jeszcze nie masz dość wytykania błędów ;)

Dodam jeszcze, że fajnie by było, gdybyś pzybliżył nieco kim jest archon jako hmm gatunek, o ile można to tak nazwać. Wiadomo tylko, że ma niebieską skórę. Ma też zarost. Jakiego koloru? Też niebieski? Czy wśród ludzi wyróżniałby go tylko kolor skóry? A może ma jakieś inne charakterystyczne cechy? Brakuje mi pewnych informacji do tego, żeby w pełni wyobrazić sobie tą postać. Dokładny opis postaci nie jest czymś obowiązkowym w opowiadaniach, ale wydaje mi się, że przyda się w opowiadaniu tego typu.

Ogólnie moje zdanie jest takie, że jeśli masz oryginalny pomysł, to błędy stylistyczne, ortograficzne czy przecinki nie mają aż takiego znaczenia (u Ciebie i tak nie jest z tym bardzo źle). Masz ciekawą wizję, własne nazewnictwo i pomysł w ogóle - to jest ogromna część sukcesu, resztę sobie wypracujesz. Kiedy czytałam Twoje opowiadanie, przyszedł mi na myśl "Pan Lodowego Ogrodu" Grzędowicza, tam też postaci i stworzenia, tak samo jak sam świat przedstawiony w serii, są bardzo oryginalne. A że Grzędowicz ma wielu fanów, to przed Tobą trochę pracy i świetlana przyszłość :D

Na ekskluzywną końcówkę czekam z niecierpliwością! ;)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dziękuję za bardzo merytoryczny komentarz ;) Z perspektywy ludzi z NF jakby gorzej to wyglądało. Oczywiście, jeśli będziesz miała czas i chęci, jak najbardziej proszę o więcej tak wnikliwych postów ;) Co do archonów, fakt powinienem rozszerzyć koncept, niestety doradzono mi jak najmniej takich szczegółów. Myślę, że przy następnym opowiadaniu nieco to rozwinę (dotyczy głównie driadanów, innego ekosystemu itp.) Pierwszy fragment edytowałem wg Twoich świetnych sugestii ;) Porównania z Grzędowiczem (widzę, że będę musiał nadrobić zaległości w polskiej literaturze), przesadzone! Nie mniej jednak, cieszę się ;) Inspirowałem się mocno twórczością Brandona Sandersona.

A na koniec dla zainteresowanych, niesamowita praca anonimowego artysty, niemal idealnie oddająca, świat przedstawiony:

 

800x600https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/a8/e1/44/a8e144ab82c1f271136034511f607b3f.jpg[/img]

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

To jest koniec i nie ma już nic...

 

   Opis zdarzeń wzbudził w namiestniku Bbell jedynie rozgoryczenie i frustrację. Według biologa miasto opanowały stworzenia zwane parzywłosami. Wylęgły się z rurkowatych kokonów siejąc zgrozę w mieście. Stosowały niezwykłą metodę łowów. Przemieszczając się w obrębie własnego terytorium, rozsiewały malutkie neurotoksyczne włosy które unosił wiatr. Zwierzę maskując się dzięki zmiennej fakturze skóry i chromatoforom, wyczekiwało na oznakę osłabienia ofiary. To właśnie spotkało żołnierzy gubernatora. Przeżycie dwóch osób wiązało się prawdopodobnie z pełnymi żołądkami dzikich bestii. Owe włosy były także przyczyną tajemniczej choroby. Niektórzy przeżyli tak długo jedynie dlatego, że parzywłosy miały nadmiar pożywienia.

– Co mam uczynić? – spytaj zasmucony władca Bbell, siedząc na krzesełku w przyprawiającym o mdłości pokoju leczniczym.

– Jest tylko jeden sposób. Bardzo radykalny – odparł Dawkin pokryty opatrunkami. Co chwila miejscowy medyk w asyście zielonej driadanki czymś go poił oraz zmieniał okłady. – Musisz zalać miasto wodą, ona zniszczy kokony oraz wymyje daleko stąd te potwory. Namiestnik zaniemówił. – Mam zniszczyć miasto?! – nie dowierzał.

– Jedynie dolne. Pałace wytrzymają – dodał biolog.

– Ale co z tymi nieszczęśnikami? Mam ich zabić?! – zarządca Bbell nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. – Zawiadomię elohima Baala, niech przyśle armię!

– Wojsko jest zajęte pacyfikacją Wielkiego Lasu Brunatnicowego, Baal dał mi wyraźne instrukcję oraz wolną rękę – rzekł stanowczo Dawkin. – To jedyny sposób. Studiowałem plan miasta. Korzystacie z górskiego źródła, kontrolowane powódź zniszczy tylko dolne miasto, tam i tak nie ma żywej duszy – objaśnił.

    Gubernator zamilkł i rozmyślał. A jeśli ktoś przeżył? Jak może poważyć się na taki czyn? W czasie buntu musieli się bronić. A teraz? Zniszczyć pół miasta a zarazem zlikwidować wszystkich robotników?! Wtem podszedł wysoki, lekko kuśtykający medyk. – Panie, ostatni zbrojny z eskorty nie żyje – oświadczył. Namiestnik poderwał się z miejsca i odszedł bez słowa.

 

                                                                                    *****

     Po dwóch dniach przystąpiono do działania. Wszyscy pozostali żołnierze na służbie u możnych lordów, nie bacząc na niebezpieczeństwo, odkręcili sześć zaworów z wodą. Gubernator na szczycie pałacu przypatrywał się nieszczęściu, które spotyka jego ukochane miasto, zbudowane w pocie, krwi i łzach. Zaczęła się powolna ekspansja mokrego żywiołu. Zbrojni już mieli wsiadać do wyciągu krzesełkowego, gdy Bbell wstrząsnęła seria potężnych wybuchów. Wysoko położone miejsce ujścia górskiego źródła zostało wysadzone. Kontrolowany żywioł zmienił się rwącą rzekę zagrażającą teraz także wysokim pałacom. Woda niszczyła wszystko na swojej drodze. Przelewała się przez mury, wyważyła bramę. Kamienne piedestały arystokracji chwiały się w posadach. Były zbyt wysokie, ponadto miały lichy fundament, nieprzygotowany na tsunami. Wstrząśnięty, główny lord Bbell zobaczył na horyzoncie, w pobliżu byłej już bramy orszak z flagą elohima Baala porwany przez niszczycielską siłę natury. Wtedy zdał sobie sprawę, że został okpiony. Zielonoskóra ręka trzymająca sztylet powędrowała ku jego gardłu. Następnie pojawił się kulejący, uśmiechnięty biolog Dawkin. Dał znak driadance o imieniu Sariel, aby związała gubernatorowi ręce.

– Ty potworze! – krzyknął szamoczący się namiestnik.

– Och, lordzie, to zależy od perspektywy. Dla mnie ty jesteś bestią – odparł zadowolony z siebie młody archon.– Właściwie wszyscy niebieskoskórzy archoni są skażeni. Mikrobiom czyni nas nadzwyczaj agresywnymi i destruktywnymi. Jesteśmy niewolnikami mikroorganicznej duszy. Pieprzonym hologenomem.– mrugnął okiem do lorda. – Piękną intrygę ci zafundowaliśmy, a ty niczego się nawet nie domyślałeś – zaśmiał się. – Wystarczyło pokazać ci symbol twojego przyjaciela Baala Seraphima. Musisz wiedzieć, że jestem jego synem. – Biolog podszedł blisko i spojrzał w oczy gubernatora.

– Lucifer Seraphim pośmiewisko całego Archonu! – Władca Bbell silił się na uśmiech.

– A teraz jest ci do śmiechu! – odparował syn rodu Seraphim. – Dobrze przypuszczałeś, że to ekoterroryści podpuścili twoich archonów do buntu. Działamy w Bbell od dawna. Chyba już wiesz, że nie było żadnej choroby ani bestii. Tylko piękna mistyfikacja – Dawkin-Lucifer pławił się triumfie. – Eskorta, którą mi przydzieliłeś, potruła się z twojego rozkazu i niewiedzy. Nic tylko wytrzeszczali oczy i zdychali w męczarniach. Moi Świetliści Synowie Poranka poćwiartowali ich zwłoki, raniąc przy tym mnie, abyś dalej tkwił w iluzji. Dwa dni, gdy zwlekałeś z działaniem, dały nam czas, aby uwolnić lumie i apidy. Cudna intryga, czyż nie?- Lucifer bardzo zadowolony z siebie, chłonął cierpienie gubernatora. – Nic już nie powiesz? Odebrało ci mowę?

– Co zrobiłeś z moimi robotnikami? – przemógł się lord.

– Ci, którzy przeżyli, odeszli założyć własną społeczność. Tego chcieli. Nie jestem dumny z ich nieświadomego poświęcenia dla naszej sprawy, mam jednak priorytety. Nie będę przedkładał dobra archonów nad inne żywe istoty. – Wzruszył tylko ramionami ekoterrorysta Lucifer. – Wiesz co twój ulubieniec Baal, zrobił driadanom?! – wybił większość a resztę wygnał z ich domu, w imię pozyskania surowców i bogactwa. – A ty namiestniku dołożyłeś swoją cegiełkę wspomagając tą wyprawę – młodzieniec posmutniał. – Niech powie, co zrobiła z twoją córką – kiwnął głową do driadanki Sariel.

– Dałam jej specjalną trucizną, aby zdychała jak najdłużej – przemówiła ekoterrorystka.

    Gubernator ze złości omal nie wymknął się z więzów. Lucifer złapał go za ramiona, Sariel za nogi, a władca Bbell runął ze szczytu wprost w potop który ogarnął miasto.

– Widać mówimy innymi językami – syn Baala, rzucił uwagę w pustkę.

    Jeźdźcy na lepidach ukazali się na horyzoncie. Zdali pomyślny meldunek swojemu przywódcy. Zasiane przez nich ziarenko-jajeczka koralowców szybko rosły. Rurkowate struktury będące wyjątkowo ekspansywnym ekosystemem w samym sobie, zdominują na nowo, dawne terytorium. Lucifer ucieszył się z widoku Jutrzenki, jego czarnego lepida, czule głaskając po skrzydłach na co ten wydał okrzyk zadowolenia. Te wspaniałe stworzenia w procesie cudownej metamorfozy, z malutkich polipów koralowców, stawały się olśniewającymi tęczowymi barwami odrębnymi organizmami. Różnorodnością w jedności.

   Blisko dwudziestu ekoterrorystów różnych narodowości, w ostatniej przejażdżce dnia, odleciało ku źródłu czynnika chorobotwórczego. Do stolicy Archonu, gdzie władał ojciec Lucifera.

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Zauważyłam kilka błędów, ale całość przedstawia się genialnie   :) Cieszę się, że udostępniłeś wszystko. Końcówka zaskakuje i oszałamia. Nie miałam zielonego pojęcia, że to aż tak zawiła intryga. Świetne opowiadanie! Teraz będzie mi smutno, że wszystko się skończyło  :P Masz jeszcze jakieś swoje teksty do opublikowania? Na każdy czekam z utęsknieniem  ♥

Jestem Twoją wierną czytelniczką ^^

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Please sign in to comment

You will be able to leave a comment after signing in



Sign In Now

  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.