Jump to content
Lawenda

Lawenda ;)

Recommended Posts

To jest moja twórczość. Muszę coś wcześniej jednak powiedzieć - ja tak wszystkiego nie piszę. Ta książka... hm, wystarczy, że powiem, że za dużo jest w niej wykrzykników i za mało opisów. Dlatego, że chciałam spróbować, jakbym pisała w takim stylu. Mam jednak nadzieję, że komuś to się spodoba. Aha, pewnie niektórzy ludzie na forum wiedzą, co to jest Dave Mustaine - sorry, ale mocno się z niego nabijam. Ok... no to proszę:

 

"Z łazienki dobiegał lekko ochrypły śpiew i szum wody, która lała się zdecydowanie za długo. Pamela pokręciła ze zrezygnowaniem głową i sięgnęła po tosty, roztaczające swą niezwykłą woń; wyciągnęła je z tostera i ułożyła na talerzu.

Na patelnię wbiła cztery jajka, dodała kilka plastrów boczku, i gdy jajecznica się ścięła, zrzuciła ją na ten sam talerzyk, gdzie już nieco pod stygły tosty. Śniadanie uzupełniła kawą z mlekiem.

Kiedy obskrobywała w zlewie patelnię, do kuchni wszedł Dave Mustaine - jej mąż. Długie, już nieco siwiejące rude włosy były mokre i związane w kitkę. Mężczyzna przybrany był w szlafrok, nieco przykrótki - ukazywał on kolana i owłosione łydki.

- Witaj, Pamelo! - zawołał radośnie, podśpiewując nadal "A Tout la Monde". Przysiadł na krześle, opierając łokcie o barek. - Jak ci minął dzień?

- Chyba ranek - mruknęła jego żona, siadając przy stole z kawą zbożową w dłoni. - Jest już dziesiąta. Nie spóźnisz się czasem na próby?

- Chyba oni się spóźnią - wybuchnął śmiechem Mustaine. - Organizuję próbę generalną w salonie.

- W salonie?! - Pamela wytrzeszczyła oczy.

- No, co się tak na mnie patrzysz? - obruszył się Mustaine. - Nie naśmiecimy.

- I nie rozwalcie lampy - westchnęła Pamela. - A także nie doprowadźcie do tego, aby się tu policja zjechała.

- Dobrze, dobrze - machnął ręką Mustaine. W drugiej trzymał tosta, którego pogryzał ze smakiem.

- Wyborny - ocenił. - Acz przydała by się nutka wanilii.

- Wanilia? Z tostem? - Pamela nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Uniosła wysoko brwi.

- To tylko taka aluzja była. Chociaż, możesz kiedyś wykorzystać ten pomysł i...

Tego już dalej Pamela nie słuchała, gdyż zadzwonił telefon.

- Electra? - zapytała. Słuchała przez chwilę. - Tak, jest. Jak, jak? Uhm. To dobrze, pokażę. Na pewno będzie zachwycony. Pa, to o czwartej? Rozumiem. Cóż, będziemy czekać.

Wcisnęła klawisz, kończąc rozmowę i napotkała pytające spojrzenie Mustaine'a.

- Electra dzwoniła? - zapytał.

- Tak, zrobiła jakiś cover twojego utworu.

- Taaak? - zapytał przeciągle Mustaine. - A wydawałem jej zgodę?

Pamela spojrzała na niego z politowaniem.

- Przecież to twoja córka. Może chyba robić covery twoich rzeczy.

Dave wzruszył ramionami. Pamela odwróciła się i otworzyła szafkę, z której wyciągnęła cukier. Posłodziła sobie kawę. Kiedy Mustaine sie nadal nie odzywał, zaskoczona odwróciła się. Ujrzała swojego męża z niedojedzonym tostem w dłoni, policzkami wydętymi jak u chomika i zapełnionymi jajecznicą a także z nieobecnym spojrzeniem.

- Co się stało? - przestraszyła się.

Mustaine wyciągnął palec, nakazując ciszę.

- Mam natchnienie - wybełkotał, strzelając na wszystkie strony jajecznicą. Zerwał się z krzesła i pobiegł do swojego pokoju.

Zaintrygowana Pamela ruszyła za nim. Nagle przypomniała sobie szczegóły rozmowy z córką.

- No i Electra przyjedzie dziś o czwartej - powiedziała głośno, idąc przez korytarzyk i otwierając drzwi do pokoju.

Mustaine siedział przy komputerze i klikał w niego z zapałem. Widać było, że zacięcie pracuje.

Pamela dokończyła słowa:

- I ta piosenka nazywała się "A Tout la Monde".

Dave wzdrygnął się.

- Co?! - ryknął. - Dlaczego akurat tę?!

Pamelę zatkała.

- A... co z różnica? - zapytała słabo.

Mustaine wstał z krzesła (niechcący go wywracając) i wybuchnął:

- Jedna z moich najlepszych piosenek! Jak ona mogła! I wrzuciła ją do internetu?! Skalała imię naszej rodziny!

- A skąd wiesz, może dobrze jej wyszło - próbowała złagodzić go żona.

- A dobrze, dobrze, zobaczymy - Mustaine z gniewu wszedł w ironię. Podniósł krzesło i zasiadł. Po sekundzie pokój zalał się muzyką.

Mustaine dyszał.

- Jak ona śpiewa! - wykrzyknął. - I ten chłystek! Co za bezczelność!

W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

- Otwórz - polecił tonem nie znoszącym sprzeciwu i Pamela podbiegła do drzwi frontowych.

Szarpnęła za klamkę i zobaczyła Dave Ellefsona, potocznie zwany Juniorem.

- O, cześć - powiedziała. - Gdzie reszta?

- Zaraz przyjdą - Ellefson wszedł do sieni. - Gdzie Dave?

- W sypialni - nagle Pamelę coś tknęło. - Poczekaj w salonie, zaraz go ściągnę.

Sprintem rzuciła się do sypialni, gdzie Mustaine pisał maila do Electry pełnego wyrzutu i wykrzykników.

- Dave! - wykrzyknęła Pamela, z trudem łapiąc oddech. - Ubieraj się!

- Przecież jestem ubrany - mąż spojrzał na nią zaskoczony.

- Jesteś w szlafroku! A już Ellefson przyszedł!

Rozległ się kolejny dzwonek.

- Otwieraj - polecił małżonek głosem jak spiż. - Poczęstuj kawką, ja się ubiorę.

Pamela z duszą na ramieniu zaprosiła resztę zespołu na kanapę i kawę.

Wszyscy się rozsiedli i raczyli napojem. Chris Adler mieszał kawę widelczykiem, a łyżką jadł ciastko. Chyba mu się coś poplątało ze zdenerwowania, gdyż następnego dnia miał być koncert.

- Kiedy Mustaine przyjdzie? - zapytał Ellefson. Wtem wszyscy usłyszeli psyknięcie i zobaczyli dłoń Mustaine w szparze w drzwiach, kogoś przywołującą. Pamela z rumieńcem zakłopotania opuściła towarzystwo i wyszła na korytarz.

Tam czekał na nią ubrany Mustaine - w T-shirt, spodnie. Był jedynie bosy.

- Gdzie są moje skarpetki? - zapytał zdenerwowany.

- Załóż buty na gołe stopy - zaproponowała Pamela, ale tak władczo, że Mustaine nawet nie myślał protestować. - I pośpiesz się, do cholery jasnej!

- No dobrze, dobrze - mruczał do siebie Mustaine, wbijając tenisówki na wielkie stopy. - Nie wiem czemu zawsze się tak na mnie wkurzasz, choć nic złego nie robię...

Pamela weszła z powrotem do saloniku, zamykając za sobą drzwi i tym samym kończąc rozmowę.

Po chwili wszedł skruszony Mustaine. Przysiadł na boczku kanapy i westchnął cichutko. Nie pozwolono jednak mu się tak wzruszać.

- Dave! - krzyknął Kiko. - Czy już skończyłeś miksować te utwory?!

- Ja, ja, ja - zająknął sie Dave. - W sumie to tak, ale sami musicie sprawdzić, czy jest dobrze - tu zrobił zaniepokojoną minę. Nikt jej nie dostrzegł, bo wszyscy ruszyli - gadając, śmiejąc się i rechocząc do gabinetu Mustaine'ea. Za nimi dreptał speszony gospodarz, usiłując wepchnąć do szafy szlafrok zostawiony kompromitująco na środku podłogi i wkopnąć pod szafę wczorajsze ubrania (nie mówiąc już o trzech pustych pudełkach po pizze i dwóch niezupełnie pustych puszkach z piwem).

- No, włączaj - Chris machnął zblazowany dłonią. Dave trzęsąc myszką kliknął jakiś folder, a potem jeden z piętnastu linków.

- Co to za utwór? - w przeciwieństwie do Adlera, Kiko był bardzo podekscytowany.

- Dddeath ffrom Wiwithinn - powiedział drżącym głosem i czekając, aż się program załaduje, przysiadł na biurku.

- Nie jąkaj się - rozległ się przenikliwy szept Pameli. Dave poczerwieniał zawstydzony.

Rozległo się kilka pierwszych dźwięków. Ostre łomotanie perkusji, z delikatnymi wirującymi solówkami gitar. Dave wyraźnie się odprężył. Kiedy jednak do utworu dołączył wokal, coś zaczęło się psuć.

- Chręrrręęrrdeathchrrfromzzzii - rozległ się dziki pisk z głosników. Chris zatkał uszy, a Kiko, który stał najbliżej głośników, odskoczył od nich zajęczym susem, wpadł na Pamelę, która z głośnym "Boże!" wpadła na regał z kasetami.

Rozległ się kwik, wrzask, dzikie jodłowanie, przerywana histerycznym chichotem Adlera. Mustaine nie wiedział co robić - ratować żonę przygniecioną ciężarem regału, zrugać Kika za wywrócenie Pameli, uciszać Chrisa, czy wyłączyć utwór, produkujący coraz głośniejsze jęki i wycia, które powstały nie wiadomo jak.

- Cisza! - wrzasnął wreszcie. - Zamknąć się wszyscy!

I wyłączył program.

- Pomocy! - krzyczała Pamela. - Dave, pomóż mi!

Nie wiadomo czemu jednak Kiko jej pomagał - co prawda nieudolnie. Podnosił regał tak, że z jednej strony parł nim w szafę, przez co starania spełzły na niczym.

- Czekaj, czekaj - Dave podszedł i ujął w dłonie mebel. - Ty z jednej strony, ja z drugiej. No, właśnie tak!

Głośny wrzask Pameli i stukot spadających kaset na nią tak wstrząsnęły Kikiem, że puścił regał, który zwalił się z niepokojącym trzaskiem pękającego drewna wprost na gospodarza domu, który z głuchym jękiem "Umieram!" upadł dramatycznie na dywan."

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Kuzynko kochana! Pamiętam jak mi to podsyłałaś (wtedy jeszcze niepełne) i z tego co kojarzę opinię już wyrażałam, ale powtórzenie nie zaszkodzi ;) Historia fajna, typ ciekawy, ale troszkę za szybko przez niego akcja idzie. A końcówka mnie rozwaliła xD

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dzięki serdeczne, Lilijen! Już myślałam, ze nikt, nic mi nie powie ;) Pamiętaj, poprawiajcie błędy i mam nadzieję, że Marty Friedman przyciągnie paru fanów ;)

Dalsza część:

"Friedman wkurzony kopał jakiś kamyk na brudnym chodniku. Był głodny i zmęczony, a tu we wszystkich knajpach nikt nie chciał podać mu sushi. To było głęboko niesprawiedliwe. Może nie był Japończykiem, ale przyzwyczajenia żony spłynęły i na niego. Wyciągnął swojego nowoczesnego smartphone'a z kieszeni jeansowej kurtki i sprawdził na GPS, gdzie się znajduje.

Nagle zatrzymał się podniecony. GPS wyraźnie mówił, że jest w miejscu... w którym podobno mieszka ten przeklęty Dave.

Marty zgrzytnął zębami. Jakże nienawidził tego faceta! To ten Dave Mustaine sprawił, że wyrzucono go z Megadeth! Dłonie Marty'ego samoczynnie przybrały taką pozę, jakby zamierzały kogoś udusić.

Friedman ruszył przed siebie, zatopiony w wspomnieniach. Grał w Megadeth, a kiedy udało mu się go powoli niszczyć, ten Dave się zorientował.... i - łatwo się domyślić.

Upokorzenie zapiekło Friedmana tak mocno, że ten warknął, strasząc starą babuleńkę, drepczącą z naprzeciwka.

- Cham! - mruknęła staruszka, ale Marty jej nie zauważył, ani nie usłyszał. Prawie potrącając przechodniów, wspominając gorzką przeszłość, wprost niespodziewanie znalazł się na przedmieściach La Mesa.

Zaniepokojony rozejrzał się. Stał obok drogi, na chodniku, otaczały go wysokie, na oko bogate domy, mieszczące bogate rodziny. Jakieś stłumione wrzaski nadbiegały z jednego budynku, rozpływając się w powietrzu.

Marty zatrzymał się i czujnie nasłuchiwał. Miał wrażenie, że słyszy znajome głosy. Kierując się słuchem, dotarł do jednego z domków. Przyjrzał mu się z podziwem. Aż gwizdnął.

Budynek był piętrowy, zewnętrzne ściany parteru były wykładane kamieniem, pierwsze piętro - białą cegłą. Dachówka o ceglanej barwie, porośnięta bluszczem, nadawała jakiś przytulny klimat. Okna były duże, białe, z drewnianymi okiennicami. Działka była oznaką czyjegoś dobrego gustu - do drzwi, a raczej do ganku, prowadziła kamienna ścieżka, obrośnięta po obu stronach kwiatami i ziołami w barwach biało-fioletowych. Ganek był otoczony kępami irysów. Na podjeździe znajdował się wypasiony Aston Martin - lśnił blaskiem, reflektory błyszczały w świetle słońca. Wyglądał jak wprost z fabryki. Z jednej strony domu znajdowała się altana, otoczona drzewami, z pięknie umiejscowioną kuchnią polową.

Marty poczuł ściśnięcie w żołądku, że czegoś takiego on nie ma. Już miał dotknąć klamki furtki, gdy usłyszał chrapliwe ujadanie jakiegoś psa.

- A! - wrzasnął, mimo, że nie widział zagrożenia. Powstrzymał szczękanie zębów i rozejrzał się ostrożnie. Panicznie bał się psów.

Nagle zobaczył zwierzę, które go przestraszyło. Cofnął się o krok. Na działce, którą przed chwilą podziwiał, stał wielki owczarek niemiecki. Wielkością przypominał młodą krowę. Z olbrzymich, ostrych zębów kapała mu ślina, a małe, przekrwione oczka patrzyły na niego, mówiąc coś typu "Ktoś ty? Jak zrobisz coś mojemu panu, zagryzę cię. Nie jadłem śniadania"

Friedman przełknął ślinę i odchrząknął. Czuł jakiś dziwny ucisk w okolicach serca, które biło mu w przyspieszonym tempie.

- Ddobbry piepiepiesekk - zająknął się.

Dobry piesek obnażył kły jeszcze bardziej i warknął. Wyglądał jak nieźle wkurzona kupa mięsa, naszpikowana pazurami i zębami, mierząca go złowrogim wzrokiem.

Nagle coś innego odwróciło uwagę psa. Drzwi domu otwarły się z trzaskiem i wypadło przez nie paru facetów, krzycząc: "Ratunku!", "Pomocy!" i "Mamusiu!".

Marty podskoczył, lecz dzięki swemu nadzwyczajnemu refleksowi zdążył odskoczyć od furtki i przyczaić się w cieniu ogrodzenia.

Za facetami wyskoczyła jakaś blondynka pod pięćdziesiątkę. Wymachiwała wałkiem do ciasta i krzyczała:

- Wynocha! Przygotowujcie się do koncertu w psiej budzie, idioci!!! Jeszcze raz rozwalicie regał, a was poduszę!!

To mówiąc, podbiegła do jakiegoś faceta, i walnęła go swoją bronią, po czym rozdzieliła ciosy pomiędzy resztę mężczyzn, którzy piszcząc i błagając o litość biegli w kierunku furtki. Pies przyłączył się do przedstawienia, gryząc facetów po łydkach i ujadając radośnie. "A jak sąsiedzi to widzą?" pomyślał zniesmaczony Marty. Nagle drgnął. Jeden facet miał rude włosy! Friedman przyczaił się w cieniu i wbił w tamtego wzrok pełen nienawiści. Tak, to był Mustaine. Nie ma wątpliwości. A ta baba?.. Jego żona?

- A płytę wydawajcie sobie gdzie indziej!!! - wrzasnęła ponownie kobieta, odwróciła się i wróciła do domu, zatrzaskując drzwi.

Mężczyźni, leżący pobici na ścieżce, zaczęli podnosić się z żałosnymi jękami skrzywdzonych niewinności. Friedman skulił się w ciemnościach, modląc się w duchu do Allacha, by nikt go nie zobaczył.

***

Dave masował sobie guza dużego jak śliwka na czole i rozgoryczony myślał o swojej żonie. Czoło bolało go coraz bardziej i Dave miał wielką ochotę pójść do domu i nałożyć sobie na nie trochę maści - bał się jednak reakcji Pameli. Może ona stwierdzić, że wałek jest niewystarczającą bronią przeciwko niemu i chwyci... na przykład krzesło. Albo... talerze. Starą porcelanę.

Dave aż zadrżał. "Nie, nie rób tego" poprosił w myślach, ale żona go nie mogła usłyszeć.

- Dave, czemu masz taką okropną żonę? - jęknął Chris, rozcierając sobie stłuczone i bolące części ciała.

Mustaine zdębiał.

- Jak śmiesz! - wyrzucił z siebie zdławionym głosem i zamachał nerwowo rękoma. - Ona...ona... jest aniołem!

- Ciebie też pobiła - zauważył Kiko, przerywając pochlipywanie w kącie ogrodzenia.

- Proszę, zejdź z grządki - polecił Dave łagodnie i poprawił swoje miejsce na małej ogrodowej ławeczce. Nagle przypomniał sobie, co powiedział Kiko. Zmarszczył rude brwi. - Bardzo ją zdenerwowałeś tym atakiem.

- To było niechcący! - W oczach Kika pojawiły się łzy. Dave się zakłopotał. On sam nigdy (no, prawie nigdy) nie płakał, a Kiko... wręcz przeciwnie.

- Dave - rozległ się złośliwy głos Adlera. - Słyszałem, że kilka lat temu prawie się rozwiodłeś z tym swoim aniołem.

Mustaine poderwał się z ławki, wdepnął w doniczkę, wyciągnął z niej nogę, potknął się o figurkę driady, zamachał rozpaczliwie rękami, wrzasnął urywanie, złapał równowagę (Ellefson mu pomógł) i stanął wreszcie pewnie.

- Ja, ja, ja - głos mu dygotał. - To, to był kryzys małżeński! Ja, ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! Były tylko takie drobne nieporozumienia!

- Tak, jasne - głos Chrisa był jasny i złośliwy. - Każdy wie, że Pamela ma trudny charakter -

Nie dokończył, bo pięść Dave'a właśnie zatoczyła szeroki łuk i trzasnęła go w twarz. Na działce zakotłowało się, bo do bójki dołączył również Kiko. Ellefson stał i nie wiedział co robić.

Nikt nie zauważył ciemnego cienia, który wyskoczył zza krzaków i oddalił się chyłkiem w przeciwnym kierunku.

***

- Zrobicie to dla mnie, ok? - Marty pilnował się, aby nie drżał mu głos. Przywódca Arabów leniwie skinął głową i podniósł plik banknotów. Spojrzał na niego z lekkim uśmieszkiem i wyniośle schował go do kieszeni. Marty przełknął ślinę i poprosił Allaha o opiekę.

- Zrobimy - potwierdził Arab i uśmiechnął się, błyskając białymi zębami.

- Dziękuję - powiedział z godnością Friedman i zaczął cofać się z ulgą do drzwi. Wizyta u tych nieucywilizowanych dzikusów sprawiła, że czuł się bardzo nieswojo. Bał się powiedzieć coś więcej, niż musiał, gdyż wielka pięść Ahmmeda Alego nauczyłaby go dobrych manier.

- Czekaj, czekaj - Muhammed, wielki, umięśniony Arabus wstał z jakiegoś krzesełka i przeciągnął się. Górował nad Martym jakieś trzy głowy, co raczej się temu niższemu nie podobało. Cofnął się dwa kroki w tył i uśmiechnął nerwowo.

- Słucham? - zapytał, starając sie, by głos zabrzmiał mu wesoło, jak podmuch letniego wiaterku w wiosenny poranek.

- Gdzie mieszka ten facet? - zapytał Muhammed, wbijając wzrok w Friedmana. Ahmmed klasnął się w czoło.

- Właśnie! - syknął. - Gdzie?

Marty przełknął ślinkę i drżącą dłonią wyciągnął z kieszeni bluzy notes i czarnym długopisem napisał adres.

- Proszę - wyjąkał, wyrywając karteczkę i podając ją drżącą dłonią Muhammedowi, który zrobił głupią i jednocześnie zaskoczoną minę, i podał Ahmmedowi Alemu, który przyjął ją ze zdenerwowanym uśmieszkiem.

Marty zaczął podejrzewać, że Arabusy nie potrafią czytać. Jako cywilizowany i nowoczesny człowiek, który zdobył wiele nagród w dziedzinie j-popu, miał wystarczająco duże poczucie taktu, by stwierdzić, że jakby napomknął w jakimś delikatnym słowie, niuansem o fakcie analfabetyzmu - natychmiast zostałby wciśnięty w ziemię za pomocą łap Muhammeda, czego żaden cywilizowany człowiek by nie uważał za dużą przyjemność. Ani nawet za małą.

- L a - Ahmmed Ali sylabizując, wytężając wzrok brnął literka za literką. Muhammed patrzył na niego z pełnym podziwu szacunkiem. - Mm e ss aa - zająknął się. - La Mesa?! - prychnął. - Przecież my tu mieszkamy!

- Czytaj dalej - powiedział Marty i Arab faktycznie po chwili natrafił na adres, który przeczytał z szerokim uśmiechem zadowolenia.

- No - powiedział Muhammed i walnął radośnie cywilizowanego Marty'ego w łopatkę z taką siłą, że ten potknął się omal runął na ziemię. Zaraz jednak złapał równowagę i spojrzał na Araba z miną skrzywdzonego psa.

- No, co? - obruszył się Muhammed."

 

Opinie? :)

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Fajne, fajne. Co do tego, co rzuciło mi się w oczy:

Opis psa. W każdym zdaniu jest przymiotnik ,,wielki''. Źle to wygląda.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Fajne, fajne. Co do tego, co rzuciło mi się w oczy:

Opis psa. W każdym zdaniu jest przymiotnik ,,wielki''. Źle to wygląda.

Dzięki, Lilijen, za swój komentarz. Nie myślałam, że komuś innemu, niż Tobie się to spodoba... Mój FanArt jest jednym z najmniej uczęszczanym wątkiem na forum i nie twierdzę, żeby mi się jakoś od tego wesoło robiło :undecided:

Za kilka dni wrzucę kolejny kawałek, choć wątpię, by trafił mi się jakiś inny czytelnik, niż ty, Lilijen. Aha, poprawiłam ten fragment z psem ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Następny kawałek. Proszę, jeśli jest to tak złe, że aż nie chce się wam komentować, to powiedzcie, przestanę wrzucać.

 

"Dave siedział obrażony i skulony w fotelu. Nie wiedział, dlaczego cała rodzina go tak dręczy. Przecież zrobił wszystko, co chcieli. I nie wiedział też, dlaczego zespół ma do niego tyle wyrzutów. Próba generalna, która odbyła się w garażu, gdy tylko Ellefsonowi udało się ich rozdzielić, wypadła zupełnie dobrze. Album ma Dave zupełnie zmiksowany i należy go tylko przesłuchać ( żałosne pojękiwania w utworze "Death from Witchin" zostały mechanicznie usunięte), co teraz robiła cała rodzina i zespół.

Cała rodzina - bo przyjechała Electra i Justis, a także chłopak Electry - Jeason Keatson, czy jakoś tak. Dave nigdy nie pamiętał, jak on się nazywa - wiedział tylko, że to on - ten chłopak - razem z Electrą zrobili cover "A Tout le Monde", co było wyjątkowo dużą złośliwością.

Dave zatrząsł się ze złości, także mu smartphone omal nie wypadł z dłoni. Z goryczą zmierzył Jeasona wzrokiem, nazywając go w myślach "Gruboszyjnym". Kiedyś, gdy to powiedział na głos, Pamela zganiła go za obrażanie innych ludzi, więc teraz Dave był cicho.

Jeason siedział obok Electry. Obok! Dave poczuł się tak, jakby ktoś podłożył mu szpilki pod siedzenie. Teraz miękki fotel, z jednej strony osłonięty lampą na stojaku, a z drugiej regałem nie wydawał mu się przyjemnym miejscem do odpoczynku.

W centrum salonu na dwóch kanapach rozsiedli się członkowie Megadeth. Przybierając ważne miny słuchali albumu "Dystopia" i mądrze kiwali głową po każdym utworze. Dave poczuł się niedoceniony - to on zmarnował tyle nocy, tyle głosu i gitary dla tego albumu. To on wszystko zrobił! A nikt na to nie zwraca uwagi! Jest niedoceniany i nikt go nie kocha. Zawsze tak było.

Dave zwrócił swój rozżalony wzrok ku Electrze. Ta jednak chichotała i gadała Z Gruboszyjnym, który również chichotał. Justis siedział w fotelu i z ponurą miną zawzięcie coś kilkał na laptopie.

A Pamela? Dave poczuł coś na kształt nadziei. Może to ona go pocieszy i ukoi jego zszargane nerwy? Nie, skąd. Ona nosi kawę i ciasto, myje talerzyki, gada z Electrą, przytula Justisa, i w ogóle ingeruje się w życie towarzyskie, nie zwracając uwagi na swojego męża, przyczajonego w kącie, z żałosną miną, dużym siniakiem na czole, nie wspominając o wiele zadrapaniach, które zarobił, walcząc o jej honor przecież! Nie, ona siedzi i z tajemniczym uśmieszkiem zagaduje Gruboszyjnego.

Dave nie wiedział, że zaraz coś się wydarzy. Kiedy zastanawiał się, czy do Gruboszyjnego bardziej pasowałoby przezwisko Wkurzający i Lalusiowaty Małolat, rozległ się trzask szyby i dziki wrzask.

- A! - pisnął Gruboszyjny i wskoczył Electrze w ramiona. Ona przygnieciona jego ciężarem, runęła na stolik kawowy.

- Allah Agbar! - ryknął jakiś facet z kominiarką na twarzy, który właśnie wskoczył przez okno do pokoju. Wyrwał nóż zza pasa i rzucił się na Justisa, który odbił cios swoim laptopem.

- Dave! - wrzasnęła histerycznie Pamela, po czym rzuciła w bandytę zestawem kryształowych talerzy. Facet runął na ziemię wśród okruchów szkła.

- To jest jeden - powiedział Dave powolnym głosem. Zastanawiał się, kto śmiał go zaatakować.

Wtem usłyszeli kolejny dziki wrzask i do pokoju wskoczyło paru zamaskowanych mężczyzn.

- Ratunku! - wrzasnęła Pamela, złapała Electrę za rękaw i obydwie wczołgały się pod stół.

Gruboszyjny wrzasnął tak głośno i piskliwie, ze na chwilę wszyscy zamarli. To jednak dało Mustaine'owi chwilę do chwycenia noża, którym przed chwilą kroiła Pamela ciasto.

Wielki napastnik rzucił się na Dave'a, który na oślep wymierzył mu cios. Ku zdziwieniu obydwóch, ramię bandyty pokryło się czerwoną smugą.

- Umieram! - ryknął facet i upadł na ziemię.

Dave rozejrzał się. Justis odpierał właśnie dwóch uzbrojonych facetów za pomocą krzesła.

- Nie bój się synku! - chuknął Dave, kopnął jakiegoś faceta (możliwe, że był to Gruboszyjny), który zagradzał mu drogę, chwycił czajnik z wrzątkiem i chlusnął nim w twarz napastnikowi.Wróg wrzasnął dziko i zamachał rozpaczliwie rękoma, wydając głośne dźwięki. Nic nie mówił, ale brzmienie jego głosu mogło nasuwać dziwne refleksje.

- Uważaj! - wrzasnął Justis. - Za tobą, tato!

Dave miał wspaniały refleks. Odwróciwszy się, zadał na oślep niesamowity cios karate, który ćwiczył już o sześciu lat.

Już czterech facetów leżało pokonanych. Dave rozejrzał się jak pantera poszukująca ofiary. Niemal słyszał radosną muzykę, gdy w filmach wkracza dobry bohater do akcji i ratuje świat. Mustaine napędzany radosnym uczuciem, a nie jest takim łamagą, na jakiego wygląda, od razu spostrzegł, w jak niebezpiecznej sytuacji jest Pamela i Electra. Obydwie siedziały pod stołem kuchennym i na oślep zadawały miotłą ciosy wielkiemu, zamaskowanemu mężczyźnie. Był on przybrany w czarną szatę i biały turban. Ciemna kominiarka zsunęła mu się do połowy twarzy. Widać było wielki, czerwony, napuchły nos, któremu miotła musiała zadać cios i wściekłe oczka, niemal całkowicie zasłonięte przez grube, krzaczaste brwi srogo zmarszczone.

- Allah Agbar! - wył facet próbując sięgnąć dłonią pod stół, jednak za każdym razem obrywał po gębie. W końcu chwycił blat i odrzucił go na drugi kąt pokoju, rozbijając kredens i ustawioną na nim drogocenną porcelanę.

Chris, Kiko i Ellefson patrzyli się na wydarzenia z otwartymi ustami.

- Za Pamelę! - wrzasnął Dave i rzucił się na bandziora, zbijając go z nóg i upadając prosto w szczątki mebli i okruchy szkła, oraz tego, co zostało z ciasta. Justis też coś krzyknął, ale jedyne, co zrobił, to, to, że zobaczył kolejnego napastnika, wielkiego faceta, który drobnymi kroczkami zbliżał się ku oknu. Trzymał przewieszony przez ramię jakiś tłumok.

- Ilu was jest, do cholery jasnej?! - Justisowi czasem puszczały nerwy i dlatego zaklął. Jednak zobaczył, że facet nie atakuje, tylko wyskakuje z powotem na dwór.

Nagle Justisowi zmiękły kolana. Ten tłumok, przewieszony przez ramię bandyty był... Jeasonem!

***

- Kto to jest?! - ryknął Marty, wyrywając sobie pofarbowane loczki z głowy. - Kogo wyście tu przytargali, idioci skończeni?! To ma być Justis?!

- Jest podobny - wyjąkał Muhammed.

- Tak! Jest! - szalał Friedman, miotając się po pokoju. - Ale tylko waszych cholernych łepetynach! Czy on w ogóle wam przypomina Mustaine'a?! To jakis wieśniak!

Gruboszyjny podniósł głowę i rozejrzał się omdlewającym spojrzeniem.

- Gdzie jestem? - zapytał. Dobrze, że jeszcze nie zatrzepotał rzęsami.

- A jak myślisz? - warknął Friedman.

Gruboszyjny skulił się, pociągnął kilka razy nosem, a łzy zaczęły mu się wymykać na pucułowate policzki.Włosy miał potargane, ubrania w nieładzie, na czole dużego siniaka.

- Proszę, nie róbcie mi krzywdy - załkał, wydymając usta w podkówkę. Spojrzał wielkimi oczami na Marty'ego, w których piętrzyły się wielkie i krystalicznie czyste łzy. Wyjąkał: - Moja mamusia... nie przeżyłaby tego!

Friedman chrząknął. Wyraźnie smutek Gruboszyjnego zaczął mu wpływać na sumienie.

- No dobrze, dobrze - odchrząknął. - Jak masz na imię, chłopcze?

- Jeason - Gruboszyjny otarł oczy i wydmuchał nos w chusteczkę. - Ale Electra mówi do mnie "Jeasy"

Friedman'owi zaświeciły się oczka. Wciągnął głośno powietrze przez zaciśnięte zęby.

- Electra! - powiedział. - Znasz ją?

- Tak, panie - chłopak zarumienił się, wbił zawstydzony wzrok w swoje buty.

- Kim ona dla ciebie jest, chłopcze? - Marty przeobraził się ze wściekłego tyrana, w miłego wujka.

Gruboszyjny westchnął.

- Bardzo ją kocham - powiedział. - Ale nie wiem, co ona do mnie czuje.

- Po prostu ci się podoba, tak? - zapytał Marty bezpośrednio.

- Chcę, by była moją żoną - powiedział Jeason z godnością i spojrzał z góry na Friedmana.

Marty chrząknął.

- To... chwalebne - wykrztusił.

Gruboszyjny skinął głową, wyraźnie dumny, ze swego światopoglądu. Nagle oklapł.

- Tylko nigdy nie mam okazji jej się oświadczyć - szepnął.

Arabusy patrzyli na niego z obrzydzeniem pomieszanym ze strachem, a Marty wyglądał, jakby ktoś mu zapalił w głowie żarówkę.

- Chyba wiem, jak ci pomóc, chłopcze - powiedział szeptem.

- Pomoże mi pan? - oczy Jeasona wzniosły się do góry i spojrzały na Friedmana z wdzięcznością.

- Oczywiście - Marty ujął go za ramię i powiedział poufnym szeptem: - Najpierw musisz napisać list....

***

Electro!

Spokojnie, jestem zdrowy i żyję. Ważne powody sprawiły, że nie mogę się wam pokazać. Nie bój się, że coś mi Arabowie zrobili.

Elecro! Chcę Ci zadać ważne pytanie. Czy będziemy mogli spotkać się dziś o północy w Twoim ogrodzie? Pamiętaj, nikomu o tym nie mów. Proszę, zgódź się, a uszczęśliwisz mnie.

Jeasy

Electra otarła łzy, które pojawiły się w jej oczach od przeczytania liścika, który ktoś wrzucił jej przez okno.

Jakie ważne pytanie? Electra przycisnęła sobie dłonie do szybko bijącego serca. Jakie? Electra zaczęła coś podejrzewać. Może... Nie, nie. Niech o tym nie myśli. Pewnie się zawiedzie... Jeason chyba nigdy by jej nie poprosił o rękę. Dla niego jest przyjaciółką... Nawet nazwanie się jego dziewczyną jest wyolbrzymione.

Electra przycisnęła mocniej dłonie do piersi. Westchnęła głośno i spojrzała na zachód słońca. Dziś... Więc ma kilka godzin na wybranie ubrań i uczesanie się.

Electra otworzyła szafę i zaczęła w niej gwałtownie grzebać. Biała sukienka z błękitnym pasem i złotą przepaską? Nie... Jeasy nie lubił białego koloru... Może różowa tunika z turkusowe jeansy? Hm... Może tak. A biżuteria? Złote paciorki czy perły? Lepiej się poradzić mamy.

Electra na wszelki wypadek przebrała się w wybrane ciuchy, ujęła w dłonie naszyjniki i zbiegła po schodach na dół.

***

Pamela skończyła odkurzać. Przez chwile jeszcze szkło gruchotało w rurze odkurzacza, ale można było stwierdzić, że po gwałtownej wizycie Arabów zapanował względny porządek. Względny - bo przed kanapą nie było stolika, regały były poniszczone i w miejscach, gdzie wcześniej stały, ziały puste dziury. Pamela westchnęła. Zawsze lubiła być estetyczna.

Usłyszała lekki stukot kroków po schodach. "Electra" pomyślała Pamela, wyłączyła odkurzacz, odstawiła go pod ścianę i usiadła w fotelu.

Odruchowo spojrzała na dywan, gdzie majaczyła czerwona plama. To była krew tego Araba - którego Dave zranił, chcąc ją, Pamelę, uratować. Teraz Arabów nie było, bo ich policja zgarnęła do więzienia, ale samo wspomnienie bohaterskiego Dave'a przynosiło przyjemność."

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

Oczywiście jest fajnie. W jednym miejscu zamiast ,,tak że'' napisałaś ,,także'' ;) I... tyle!

A co do tego, że innym się nie podoba czy coś - olej. To że nie komentują - też olej. Sama tak miałam na stronce na Facebooku, ale się nie poddawałam i posty dodawałam. A teraz ponad 3000 like ma stronka xD I może od czasu do czasu jakiś obrazek dodaj?

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dałabym jakiś obrazek, tyle że nie mam jak. Jak raz zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam do komputera, to okazało się, że plik za duży jest i nie mogę go wrzucić :( A poza tym dzięki za komentarz. Błąd poprawię ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Skoro, prosiłaś, to coś napiszę.

Teraz jeszcze nie napiszę o tym co jest głównym tematem w tym wątku, jeszcze nie.

Nie wiem, czy rzeczywiście jest czym się przejmować. Myślę nawet, że nie ma się czym przejmować. Taki teraz mamy czas, że niektórzy są zbyt zajęci by komentować, pisać posty. Widać, że masz już spory kawałek twórczości więc, trzeba na troszkę czasu poświęcić. Przy takiej ilości może nawet poszukaj jakiegoś serwisu, albo strony gdzie by można publikować twoją twórczość. Nie proponuje FB, nie mam coś do tego przekonania. I może wstawiaj krótsze fragmenty. Jak znajdę czas, to może coś napiszę. Tak, czy owak, pisz dalej i publikuj. Na pewno ktoś skomentuje :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ancient, przeczytaj, co napisałam, bo jeszcze stwierdzisz, że niepotrzebnie posta napisałeś ;)

A co do innych stron - do tej mam zaufanie. Jestem z wami już "dosyć długo", a tak poza tym - na innych stronach nie ujawniałam się z moimi literackimi "głupotami". Postaram się wrzucać mniejsze kawałki.

I wrzucę jakiś rysunek, jak znajdę czas, bo już wiem, jak to się robi, buahaha ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

To moje dwa rysunki... Jeden przedstawia Tuomasa, bawiącego się z Naomi, z siedzącymi tuż obok Marcelem i Tarją. Johanna stoi i jest zazdrosna o Tua, buahaha. Przepraszam za duże zwały korektora - mój rysunek po bardzo krótkim czasie ukończenia został pohańbiony (czyt. zalany atramentem) przez moją małą siostrzyczkę...

Drugi zaś przedstawia.... dziwny domek i plątaninę gałęzi różnych drzew. Uprzedzam, że w rzeczywistości to wygląda lepiej ;)

Co o tym sądzicie? :cool:

Tuo.thumb.jpg.b8e7defc3345111b1bcd77bfe09b038c.jpg

Japonnnia.jpg.820342c25eb9f5d731d5e228e294c978.jpg

  • Like 6

Share this post


Link to post
Share on other sites

Bardzo fajny ten Twój pierwszy szkic! Śmieszna, wręcz satyryczna scenka przyciąga oko. Tuomas wygląda jak kobieta, a Marcello jak Tuomas z początków kariery ;) Nie wiem, czy to było zamierzone, ale mimo braku podobieństwa do rzeczywistych postaci fajnie się patrzy na Twój rysunek..Chociaż nie jest najlepszy technicznie, wyraża dużo emocji..Przy tworzeniu drugiej pracy miałaś ciekawy pomysł, tylko te poprawki przy domku troszkę zepsuły ogólny efekt wizualny..Podobają mi się te poplątane konary..:)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dzięki! Wiem, wiem, że moje postacie nie są podobne do rzeczywistych. Ja po prostu nie umiem rysować :(. Ale lubię :devil:

A chyba najbardziej to Johanna wyszła niepodobnie... Co do Tuomasa - każdy się pyta, widząc ten rysunek "Dlaczego ta kobieta ma wąsy?". ?!?

Dziękuję również za pochwałę mojego domku i sama stwierdzam, że korektor jest okropny...

Ale i tak cieszę się, że ktoś nareszcie zauważył moje rzeczy :happy:

Share this post


Link to post
Share on other sites

To jest mój Odd Thomas w swoim żywiole, czyli w kuchni. Strasznie delikatnie rysowałam ołówkiem, więc sorry, że tak słabo wszystko widać :undecided:

Widać wśród gości Stormy... I paru innych ludzi, wszyscy z pierwszej części serii o Oddzie, autorstwa Deana Koontza. Ale reklamuję te książki :D Mam nadzieję, że wam się spodoba....

Oddie.thumb.jpg.359b5710dafc62d4ea8c9e3b8d9d27f1.jpg

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

Muszę w końcu coś napisać w FanArcie siostry. :P Fajne rysunki Lawendo, a Twoje opowiadanie przeczytam, jeśli znajdę chwilę czasu. :)

PS.Widzę, że na forum nikt nie zna Oddie'go. :cool:

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Najbardziej podoba mi się rysunek domku, a konkretnie TŁO !!! Jest naprawdę super :) Jeżeli chodzi o resztę - fakt, nie są to dobre technicznie rysunki, ale masz jeszcze czas na wyćwiczenie ręki. Więc jeśli sprawia ci to przyjemność, to rysuj jak najwięcej. Nikt nie był od samego początku mistrzem ;)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Najbardziej podoba mi się rysunek domku, a konkretnie TŁO !!! Jest naprawdę super :) Jeżeli chodzi o resztę - fakt, nie są to dobre technicznie rysunki, ale masz jeszcze czas na wyćwiczenie ręki. Więc jeśli sprawia ci to przyjemność, to rysuj jak najwięcej. Nikt nie był od samego początku mistrzem ;)

 

Dzięki, Evi. Wiem, że moje rysunki nie są dobrze narysowane. Chciałabym chodzić na jakieś "zajęcia z plastyki", czy coś w tym stylu, bo chciałabym umieć dobrze rysować. Niestety, jakoś mi się przyjęło, że moje narysowane postacie są bardziej karykaturami, niż rzeczywistymi ludźmi. Z chęcią pobierałabym jakieś nauki malarstwa/rysowania, itp. Ale chodzi o to, że ja nawet nie mam jak tego dokonać - więc bazgrolę sobie jakieś głupotki. Ale i tak dziękuję ci za pochwałę.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Lawenda - mnie się wydaje, że może to nawet lepiej. No wiesz, jak się nie uczysz tego od kogoś, tylko sama do tego dążysz. Bo wyrabiasz sobie swój własny niepowtarzalny styl! Teraz tylko trzeba jak najwięcej ćwiczyć i próbować. Jeszcze zależy co chcesz osiągnąć. Bo twoje rysunki przypominają mi trochę mangę ;) a w internetach są proste kursy, które podpowiadają jak można coś narysować. Spróbuj z nich skorzystać, może rzucą nowe światło na to, co już potrafisz?

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Na tym obrazku tyle się dzieje! Nieźle sobie radzisz z proporcjami postaci, perspektywę w kuchni też zachowałaś. Może troszkę się "rozjeżdża", ale to nie razi aż tak bardzo. Zauważyłam, że wyrobiłaś sobie już pewną manierę w rysowaniu osób, robisz to na swój sposób. Chociaż niektóre wyglądają karykaturalnie, nie są źle narysowane. Nie bój się użyć mocniejszej kreski. W niektórych miejscach aż prosi się o miękki, ciemniejszy ołówek, więcej cieniowania, "działania plamą". Twoje szkice są jakby ilustracjami do pewnych historii. I to jest fajne. Więcej odwagi! Może dodaj trochę koloru? Masz wiele możliwości i wierzę w to, że Twoje prace będą coraz lepsze :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Na tym obrazku tyle się dzieje! Nieźle sobie radzisz z proporcjami postaci, perspektywę w kuchni też zachowałaś. Może troszkę się "rozjeżdża", ale to nie razi aż tak bardzo. Zauważyłam, że wyrobiłaś sobie już pewną manierę w rysowaniu osób, robisz to na swój sposób. Chociaż niektóre wyglądają karykaturalnie, nie są źle narysowane. Nie bój się użyć mocniejszej kreski. W niektórych miejscach aż prosi się o miękki, ciemniejszy ołówek, więcej cieniowania, "działania plamą". Twoje szkice są jakby ilustracjami do pewnych historii. I to jest fajne. Więcej odwagi! Może dodaj trochę koloru? Masz wiele możliwości i wierzę w to, że Twoje prace będą coraz lepsze :)

Dzięki, Aniu ^^

Cały czas ćwiczę i się staram, więc może za jakiś czas będę gotowa pokazać wam jakieś moje "poważniejsze" prace. Ale i tak bardzo Ci dziękuję, i cieszę się, że ktoś jeszcze oprócz Marji zauważył mojego Oddie'go ♥


Lawenda - mnie się wydaje, że może to nawet lepiej. No wiesz, jak się nie uczysz tego od kogoś, tylko sama do tego dążysz. Bo wyrabiasz sobie swój własny niepowtarzalny styl! Teraz tylko trzeba jak najwięcej ćwiczyć i próbować. Jeszcze zależy co chcesz osiągnąć. Bo twoje rysunki przypominają mi trochę mangę ;) a w internetach są proste kursy, które podpowiadają jak można coś narysować. Spróbuj z nich skorzystać, może rzucą nowe światło na to, co już potrafisz?

Nie, no ja nie rysuję mangą. Przynajmniej się staram nią nie rysować. A to, że niektóre postacie mają np. "duże oczy", to nie moja wina. Mama mi mówi, że powinnam zacząć rysować tak, jak coś widzę - a ja również pragnę rysować rzeczywistość, niestety - mi się to specjalnie nie udaje. Co do kursów - postaram się jakieś znaleźć, a przynajmniej poszukać.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Hej, już się dawno w moim wąteczku nie odzywałam :P Tak trochę od czapy wrzucam portret członków Metallici, słuchając "Kill 'Em All, tylko bez Mustaine'a, a z Kirkiem i Johnem. Mam nadzieję, że zgadniecie, który to który :-D :sleepy: . Kolejny rysunek - wokalista The Cure ;) Jeszcze niedokończony, jutro wrzucę całość - gdy poprawie mu ubranie i podrasuję ogólnie ;)

Metallica.thumb.jpg.530e7b5c0748df280c8ccb4c0518cb43.jpg

2121617094_thecure.thumb.jpg.f8fbf39635dfaea1028262e8f624e8d2.jpg

  • Like 6

Share this post


Link to post
Share on other sites

Robert nadchodzi! Ok, ukończyłam go, nie wiem czy wyszedł lepiej, czy gorzej - jakoś tak opadłam w krytyczny nastrój :dodgy: . Przerysowałam go z pocztówki ( :sleepy: ) i gdy tam wygląda na sennego i zmęczonego, tu przypomina szaleńca powstrzymującego się od wyrywania własnych włosów. Może to jednak tylko moja opinia... Ok, macie!

24259118_RobertSmithfazaukoczona.thumb.jpg.73fb995f611306b0a1c0c43d5951e757.jpg

  • Like 5

Share this post


Link to post
Share on other sites

Narysowałam wokalistę Pantery - Phila Anselmo. Wiem, wyszła mi za duża głowa i trochę dziwne ręce, ale mam taki dziwne, miłe wrażenie, ze jest nieco podobny do prawdziwego Phila. A może ktoś wyprowadzi mnie z błędu..? No cóż, proszę - pan Anselmo idzie się zademonstrować ;)

phil.thumb.JPG.d74e1bfc1bf1922c46689a1a303f0f66.JPG

  • Like 7

Share this post


Link to post
Share on other sites

Wybrałaś sobie trudną pozę do rysowania, ale dałaś radę. ;) W porównaniu do poprzednich prac widać, że się rozwijasz i rysowanie sprawia Ci radość. Kto wie jak się to wszystko dalej potoczy? ;) Powodzenia!

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Wybrałaś sobie trudną pozę do rysowania, ale dałaś radę. ;) W porównaniu do poprzednich prac widać, że się rozwijasz i rysowanie sprawia Ci radość. Kto wie jak się to wszystko dalej potoczy? ;) Powodzenia!

Dziękuję, Adi ♥ Właśnie podczas rysowania zdałam sobie sprawę, że pozycja, w jakiej się znajduje Phil, jest... bardzo niezręczna. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć do tego, by wyglądał "jako tako". To, że napisałeś że "dałam radę" bardzo mnie ucieszyło. Dziękuję ;)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now

  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.