Jump to content

8. Zmiany

Coraz widoczniejsze stawały się znaki, że źle się dzieje w obozie Nightwish. Tarja nie przepadała za podróżowaniem. Była nieustannie chora i pozwalała sobie okazywać niezadowolenie z sytuacji na wiele sposobów. Poza tym problemem było też nastawienie Samiego. Fakt, że spóźniał się na spotkania częściej niż był na czas, tak bardzo frustrował Tuomasa, że nawet brał pod uwagę rozwiązanie zespołu.

– Sami zawsze się spóźniał na wszystko, czy to próbę dźwięku, czy próbę zespołu, nigdy nie był na czas – tłumaczy Tuomas. – Najgorsze w tym wszystkim było to, że nigdy nie przepraszał. Wydawał się myśleć, że to było całkiem w porządku, pozwalać sobie na te szczególne swobody. Jego największą wadą było to, że nigdy nie przyznałby się do żadnego błędu. Kolejnym dużym problemem był fakt, że nie lubił naszej muzyki i ideologii.

Tuomas zaznaczał, że te problemy nie miały nic wspólnego z alkoholem.

– Wiem, że krążyły takie plotki, ale zapewniam cię, że to nie miało nic wspólnego z piciem Samiego. To znaczy, każdy w tym zespole upija się od czasu do czasu. Problemem były te wszystkie małe rzeczy, które ciągle się nawarstwiały, plus jedna rzecz, która najbardziej mnie wkurza w ludzkim charakterze: kiedy ktoś nie potrafi przyznać się do błędu.

Tuomas nie był jedynym, którego denerwowały problemy Samiego z nadążaniem za harmonogramem.

– Działał wszystkim na nerwy. Koleś przychodził ćwiczyć, kiedy miał ochotę – mówi Emppu.

Zdaniem Jukki chroniczne spóźnianie się Samiego było znakiem braku szacunku dla jego kolegów z zespołu.

– Facet przyjął zwyczaj bycia spóźnionym na autobus, kiedy musieliśmy opuszczać hotel nad ranem. Rozmawialiśmy z nim o tym wiele razy i podawaliśmy mu dokładne godziny wyjazdu, ale bardziej zależało mu na spaniu niż na uszanowaniu naszych życzeń.

Na czele tego wszystkiego, Tuomas, który zawsze dawał z siebie sto procent na scenie, był niezadowolony z występów Samiego na żywo. Kiedy inni zasugerowali, że Sami powinien starać się trochę bardziej na koncertach, nawet nie chciał o tym słyszeć. Wydawało się, że Sami nie chciał ryzykować.

– On po prostu nie mógł wziąć za nic odpowiedzialności. Próbowaliśmy zasugerować, że może mógłby być trochę bardziej aktywny na scenie, ale to nic nie dawało.

Po tym, jak spotkania zespołu nie przyniosły rezultatów, rozpoczął się złośliwy okres ciszy i posępnych spojrzeń.

Problematyczne sytuacje w zespole często wydają się postępować według tego samego schematu: jeśli Tuomasowi wydaje się, że ktoś nie daje z siebie wszystkiego dla zespołu, zaczynają pojawiać się problemy. Tuomas jest głęboko przekonany o tym, że nie może przekazać niektórych uczuć w inny sposób niż poprzez muzykę. Według Wilski problemy w Nightwish zawsze miały korzenie w północno-karelskiej tradycji introwertycznej małomówności.

– Relacje między członkami zespołu stały się bardzo napięte – mówi Wilska. – Ludzie z Karelii są powściągliwi i nigdy nie zaczną walki na pięści – po prostu będą się nawzajem unikać, wkurzeni i zranieni. Coś w stylu: „Nie lubię Samiego, Jukka mnie nie lubi, a Tarja nie lubi nikogo. Właściwie to też nikt nie lubi Tarji”.

Poza kłótnią o zachowanie Samiego, także Emppu i Tuomas – oraz Tuomas i Tarja – próbowali rozstrzygnąć swoje spory.

Emppu czuł, że nie był w stanie zrealizować swoich ambicji z Nightwish. Nadal uważa, że jest prawie jak zatrudniony karabin, który robi tylko to o, co go poproszą, mimo że uważa, iż mógłby dać zespołowi dużo więcej – jeśli tylko miałby czas pracować nad swoimi partiami gitarowymi bez przeszkód. W tym czasie Emppu uważał wpasowanie się w jego rolę w zespole za szczególnie trudne.

Emppu zwierzył się ze swoich problemów jego dawnemu nauczycielowi – Plamenowi Dimovowi, który poradził mu, żeby po prostu zacisnął zęby.

– Doszło do punktu, z którego do rozpadu Nightwish było bardzo blisko – mówi Dimov. – Emppu czuł, że powinien móc robić coś więcej, niż tylko realizować pomysły Tuomasa. On ma dominującą osobowość, a Emppu jest melodyczno-rockowym gitarzystą, nie hardcorowym metalowym gościem. Tuomas jest tonacją mollową, Emppu – durową. Przeszli przez trudną fazę, kiedy koncertowali na całym świecie i zyskiwali rozgłos w tak młodym wieku. Nic dziwnego, że nie znieśli tego za dobrze. Z drugiej strony, każdy zespół przechodzi przez okresy pełne konfliktów – jeśli się nie kłócą, to wcale nie są zespołem.

Jak można się domyślić, Emppu i Tuomas nie potrafili rozmawiać o konflikcie. Nawet Emppu ma problemy ze zrozumieniem przerw w komunikacji w zespole.

– Pomyślałbyś, że już pozbyliśmy się tej kultury ciszy przez te wszystkie lata – powiedział później. – Koncertowaliśmy intensywnie i widzieliśmy już tak wiele miejsc i kultur, że pomyślisz, że nauczyliśmy się rozmawiać o pewnych rzeczach. Powodem, dla którego ja siedzę cicho, nie jest to, że nie mam odwagi się odezwać, ale to, że po prostu łatwiej się zamknąć. Próbowałem coś powiedzieć wcześniej, ale wtedy zrozumiałem, że inni mają bardzo różne zdania na pewne sprawy. Ostatecznie łatwiej się po prostu zamknąć i zgodzić z innymi. Dlatego mam te wszystkie odrębne rzeczy, moje własne projekty, które mogę robić zupełnie na swoich własnych warunkach. To znaczy, świetnie jest być w zespole, ale z czasem wszystkie te chłopięce iluzje o wspaniałym rock’n’rollowym życiu z laskami i w ogóle się rozpadły. To stopniowo stało się pracą.

Komunikacja między Tarją a resztą zespołu też stanęła w martwym punkcie. Po tym, jak Marcelo Cabuli zaczął brać udział w trasach, Tarja stopniowo oddalała się od innych. Dla niej obecność Marcelo miała oczywiste zalety: od kiedy Cabuli stał się jej osobistym menadżerem, wziął na siebie obowiązek zaspokajania wszystkich potrzeb Tarji, pracę, która było poprzednio wykonywana głównie przez Wilskę. Podczas trasy życie Tarji płynęło znacznie łatwiej, kiedy pojedynczy asystent, specjalnie przeznaczony do tego zadania, dbał o jej specjalną dietę, prywatność i inne życzenia. Dodatkowo wtedy miała towarzystwo, z którym mogła pozwiedzać i pójść na zakupy w czasie dni wolnych.

Jednak taki układ sprawił, że Tarja oddalała się coraz bardziej i bardziej od pozostałych członków zespołu. Miała z nimi coraz gorszy kontakt w czasie trasy – wycofała się do swojego własnego małego świata, do którego wpuściła tylko Marcelo. Komunikacja wewnątrz zespołu stawała się jeszcze trudniejsza i niewiele pozostało mostów między odrębnymi światami wokalistki i zespołu.

Tuomas był tak zmęczony walką na różnych frontach, że zaczął myśleć o radykalnym rozwiązaniu.

– Tuomas powiedział, że nie miał już siły dalej pracować z zespołem – przypomina sobie Tarja. – Czułam się też źle dlatego, jak niekomunikatywni się staliśmy. Uważałam, że nasze trasy były za długie i postanowiłam porozmawiać z Tuomasem. Spotkaliśmy się w Kitee i zgodziliśmy się na pewne kompromisy: trasy nie powinny być za długie, powinniśmy mieć więcej wolnego i warunki na trasie będą musiały się poprawić. Prawda jest taka, że jeśli nie zgodzilibyśmy się na te zasady, fizycznie nie byłabym w stanie już śpiewać.

Osoby trzecie też były obecne na spotkaniu: ponieważ Tarja uczyniła Marcelo Cabuliego swoim rzecznikiem.

– Rozmawialiśmy we trójkę o różnych rzeczach, jak sprawić, by było nam łatwiej – mówi Tarja. – Nightwish już wtedy miał znaczącą pozycję na międzynarodowej scenie metalowej i nie chcieliśmy się tego pozbywać. Zdecydowaliśmy się nie organizować już długich tras – ponieważ doprowadziłyby one do choroby całego zespołu – oraz stworzyć warunki dla nas wszystkich tak komfortowe, jak to tylko możliwe. Nie byłam pewna, czy można wierzyć, że nasze spotkanie rozwiąże te problemy i dlatego chciałam, aby najbliższa mi osoba była tam ze mną.

Chociaż niektóre sprawy ustalono na spotkaniu, Tuomas był skrajnie zmęczony wszystkimi sprzeczkami i dąsami wokoło.

– Ewo i Emppu też się wtedy kłócili. Wszyscy zwalczaliśmy się nawzajem. Myślałem, że nie ma takiej możliwości, że zdołamy to razem przetrwać. Miałem wtedy gotową ponad połowę piosenek na następny album, ale czułem że już więcej tego nie zniosę – że chciałbym po prostu zacząć nowe życie.

Kiedy trasy Wishmaster i Over the Hills and Far Away, trwające ponad osiemnaście miesięcy, dobiegły końca w 2001 roku, Tuomas zrobił sobie przerwę w pracy.

– Po ostatnim występie zadzwoniłem do biura Spinefarmu, oznajmiając, że zespół kończy działalność, a potem do Drakkaru, któremu powiedziałem, że nie zamierzam już nic robić z tym zespołem – jeśli wszystko pójdzie dobrze, może będziemy w stanie nagrać kolejny album, ale już nigdy więcej nie zagram z tymi ludźmi żadnego koncertu. Powiedziałem też o wszystkim zespołowi i umieściłem komunikat na naszej tablicy ogłoszeń.

Ku swojemu zdziwieniu, Tuomas po podjęciu tej decyzji nie stał się smutny, lecz odczuł ulgę.

– Pamiętam wyjazd do Kemi zaraz po ostatnim koncercie, w Nivali. Wybrałem się na trwającą tydzień pieszą wycieczkę do Laponii z Tonym [Kakko] z Sonaty Arctiki i czułem się zajebiście dobrze przez cały czas. Zrzuciłem ze swoich barków ten ogromny ciężar, zwany Nightwish. Mogłem zacząć nowe życie.

Tony był zupełnie zaskoczony problemami Nightwish.

– Pierwszy raz zauważyłem, że nasiliły się wrogie nastroje, kiedy dostałem SMS-a od Tuomasa. Mieli koncert w Rosji i napisał: „Nie wydaje mi się, żebym jeszcze miał zespół. Co chcesz porobić w przyszłym roku?”. Jednak to był dopiero wstęp. Później jechał prosto z Nivali do Kemi i razem kontynuowaliśmy podróż do Laponii. Był zaskakująco spokojny. Wydawało się, że naprawdę gruntownie przemyślał swoją  decyzję i pogodził się z nią. Nie pamiętam, żebyśmy dużo rozmawiali o tej całej sytuacji, kiedy byliśmy na pustkowiu, ale pamiętam, że miałem to przez cały czas z tyłu głowy.

Na szczęście ta decyzja nie okazała się być ostateczna.

– Zaczęliśmy rozmawiać o tym szczegółowo w naszej drodze do domu z Laponii – przypomina sobie Kakko. – Było widać, że Tuomas nie czuł się najlepiej. Przez wiele lat Nightwish był dla niego wszystkim i oczywiście zespół znaczył wiele też dla innych ludzi, nie tylko dla niego i reszty. Wiedział, że istniały osoby, które prawdopodobnie dawno temu by się powiesiły, gdyby nie zespół i ich muzyka. To może wydawać się niesprawiedliwe, ale bierze się pewną odpowiedzialność za tych ludzi. Nawet jeśli nie chcesz tego zaakceptować, musisz wziąć pod uwagę, z czym będziesz musiał żyć, jeśli usłyszysz, że rozpad zespołu był dla kogoś kroplą, która przepełniła czarę. Trzeba byłoby być dość oziębłą osobą, żeby nie myśleć wcale o takich rzeczach. A Tuomas myślał – wiedział, że nie można tak po prostu rzucić takiego zespołu jak Nightwish.

Kakko bardzo sobie cenił wytrwałość Tuomasa.

– Tuomas był jak wierzba, był skłonny dać z siebie wszystko i się załamać. Był gotów zrobić wiele rzeczy, żeby zespół znów działał. Czasami mnie to wkurzało i przerażało, kiedy patrzyłem na wszystko z boku, widziałem, jak bardzo musiał walczyć, żeby to utrzymać. Dla niego jedynym wyjściemwydawało się być zastąpienie jednego z członków zespołu i oczywiste było, że tą osobą będzie Sami. Tuomasowi ciężko było zrobić ten krok i w pełni to rozumiem, ponieważ sam musiałem kiedyś zrobić to samo.

Jak się później okazało, anioł stróż wkroczył, by wziąć na siebie ciężar i przekonać Tuomasa do odwołania swojej decyzji raz na zawsze.

– Kiedy wróciliśmy do Kemi, Ewo zadzwonił do Tuomasa i zasugerował, że zostanie menadżerem zespołu – przypomina sobie Kakko. – To oczywiście sprawiło, że brzemię Tuomasa stało się o wiele lżejsze i przypuszczam, że ten telefon był początkiem nowej, odważnej ery dla Nightwish.

Tarja usłyszała o decyzji Tuomasa jedynie z drugiej ręki.

– Słyszałam, że Tuomas zrezygnował, kiedy studiowałam na Karlsruhe w Niemczech – opowiada Tarja. – Dobra przyjaciółka zadzwoniła do mnie z Finlandii i powiedziała mi, że Nightwish się rozpadł. Była pierwszą osobą, od której to usłyszałam. Później dowiedziałam się, że Tuomas chciał mimo wszystko kontynuować i nie chciał pozbywać się swojej twórczości tak łatwo. Ale tylko pod pewnymi warunkami: miały zostać wprowadzone pewne zmiany. Jedną z tych zmian było to, że Sami musiał opuścić zespół, ponieważ Tuomas nie mógł już dłużej z nim pracować.

Dyrektor generalny Spinefarmu, Riku Pääkkönen, albo nie słyszał o decyzji, albo nie czuł potrzeby martwienia się nią.

– Nie przypominam sobie, żeby Tuomas kiedykolwiek mówił, że chce odejść. Nawet jeśli mówił, przypuszczam, że nie wziąłem tego na serio. To był bardzo barwny etap dla zespołu pod wieloma względami – działy się różne rzeczy, i w pewnym sensie ostatecznie musiałem przesiewać to, co każdy powiedział. Jestem pewien, że były kryzysowe momenty i Tuomas musiał mieć wtedy ciężko w wielu sprawach. Zespół zawsze był dla niego wszystkim. Oczywiście jest ciężko, kiedy nie wszystko idzie tak, jakby się tego chciało, ale nigdy naprawdę nie wierzyłem, że Tuomas mógłby zrezygnować. Moim zdaniem, nawet wtedy każdy członek zespołu z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, co osiągnęli i rozumiał, że byliby kompletnymi idiotami, gdyby się wycofali. Wtedy Nightwish naprawdę był na fali, więc rozpad zespołu byłby czystym szaleństwem.

Tuomas ostatecznie doszedł do tego samego wniosku, ale przyszłość zespołu nadal była niepewna. Tarja wykorzystała tę niejasną sytuację jako dobry czas na inwestycję w swoją solową karierę. Podążając za sugestiami Marcelo, zgodziła się połączyć siły z Argentyńczykiem Beto Vazquezem, heavymetalowym basistą zespołu Infinity, na którego albumie obiecała zaśpiewać. Partie wokalne były napisane na ostatnią chwilę w domu Emppu.

– Tarja zadzwoniła do mnie i powiedziała, że ma następnego dnia iść do Finnvox, chociaż nie ma jeszcze gotowych partii wokalnych – mówi Emppu. – Powiedziałem, żeby do mnie przyszła, to napijemy się czerwonego wina i coś wymyślimy. Marcelo i Tarja przyszli i pracowaliśmy nad melodiami cały dzień. Następnego dnia Tarja poszła do Finnvox nagrać jej partie.

– Nie miałam możliwości przećwiczyć moich partii, więc byłam strasznie zdenerwowana – mówi Tarja. – Nie spotykałam się z Marcelo zbyt długo, a to on zaproponował ten projekt. Zgodziłam się spróbować, bo nigdy nie brałam udziału w takich projektach i pomyślałam, że to może być ciekawe doświadczenie. I zdecydowanie takie było. Kiedy dostałam wersję demo piosenki, powiedziałam prosto z mostu, że mi się nie podobała i chciałam coś z tym zrobić. To jest dla mnie normalne: zawsze chciałam mieć dużą swobodę przy współpracy z innymi artystami. Jeśli jestem w stanie uformować coś tak, żeby mi się podobało, można na mnie liczyć, w przeciwnym razie – nie biorę w tym udziału. W tym konkretnym projekcie chciałam zmienić linie melodyczne. Tekst też wcale nie pasował, więc Marcelo napisał nowy noc przed pójściem do studia.

Wydawało się, że Tarja odkryła nieskończone pokłady siły dzięki Marcelo.

– Następnego dnia poszliśmy do Finnvoksu na nagrania i przez cały czas Marcelo był tam, asystował mi i mnie wspierał, po prostu patrzył, jakim jestem znerwicowanym wrakiem. To był pierwszy raz, kiedy byłam z nim w studiu i naprawdę mi pomógł. To było ekscytujące i pozytywne doświadczenie. Nagrałam też sporo wspierających partii wokalnych. Później spotkałam Beto w Argentynie i zostaliśmy przyjaciółmi.

Reszta zespołu całkowicie pochwalała solową karierę Tarji.

– Słyszeliśmy, że Tarja ma wziąć udział w projekcie Beto Vazqueza i nikt z nas nie miał nic przeciwko – mówi Jukka. – Każdy ma prawo zajmować się czym chce tak długo, jak to nie koliduje z Nightwish. Jednak według mnie, projekt, o którym mowa, nie wyszedł tak świetnie. To tylko przeciętny melodyjny heavy metal.

Ocena Emppu jest ostrzejsza:

– Tak między nami, to ten album to straszne gówno.

NEMS Enterprises Marcela Cabuliego wydało Beto Vasquez Infinity pod koniec 2001 roku. Tarja śpiewała również piosenkę „Tuulikello” [„Wietrzny zegar” – przyp. tłum.] na albumie fińskiego kompozytora Anssiego Tikanmäkiego Perinteinen pop-levy [CD z tradycyjnym popem – przyp. tłum.]. Znowu Marcelo był organizatorem stojącym za projektem.

– Po tych projektach byłam tak zajęta z Nightwish, że nie interesowało mnie angażowanie się w nic innego – powiedziała Tarja kilka lat później. – Ciągle dostaję oferty od różnych metalowych zespołów. Dzwonią do mnie do domu i robią praktycznie wszystko poza błaganiem na kolanach, ale ja nie chcę w to wchodzić, bo śpiewam heavy metal wyłącznie dla Nightwish. To z Beto Vazquezem było pierwszym i ostatnim doświadczeniem tego typu – i nie mówię tego w negatywnym sensie, po prostu chodzi mi o to, że Nightwish jest dla mnie najważniejszy. Jeśli mam zyskać doświadczenie jako piosenkarka, chcę to zrobić z różnymi gatunkami muzycznymi.

Po rozpoczęciu kariery solowej, Tarja podpisała kontrakt menadżerski z NEMS Enterprises Marcela. Wygląda na to, że kontrakt pozwalał Marcelo zajmować się wszystkim, co dotyczyło kariery Tarji – nie tylko jej solowych projektów, lecz również wszystkiego, co robiła w Nightwish. Ciężko jest dokładnie określić, kiedy interesy Tarji i Nightwish zaczęły ze sobą kolidować – i czy stało się to za sprawą aspiracji Tarji i Marcelo, czy nie – ale jedno wydaje się pewne: ziarno brzemiennego w skutki konfliktu zostało zasiane, gdy Tarja upoważniła Marcela do dbania o swoje interesy.

– Wygląda na to, że istnieje umowa pomiędzy NEMS Enterprises a Tarją, która między innymi mówi o tym, że Tarja nie może sama podpisywać żadnych kontraktów – mówi osoba blisko związana z Nightwish. – Żadna umowa nie jest ważna bez podpisu Cabuliego. Nie jest to oczywiście przestępstwo, ale nie jest to też do końca zgodne z fińskim prawem. Mimo wszystko Tarja jest pełnoprawną obywatelką i ma prawo podejmować własne decyzje.

Umowa między Tarją a NEMS zawiera klauzulę, która mówi o tym, że Cabuli wypłaca Tarji pensję oraz płaci za kostiumy, makijaż i wszystkie usługi fryzjerskie. Nie ma więc żadnych wątpliwości, że Tarja dostanie wszystko, czego będzie potrzebować przed koncertem, ale według naszego źródła umowa okazuje się w pewien sposób nierozsądna z finansowego punktu widzenia.

– Najwyraźniej kontrakt Turunen zawiera klauzulę, dającą komuś innemu władzę nad jej finansami, nawet dziesięć lat po jej rozwiązaniu, co jest całkowicie niedorzeczne – mówi źródło. – To okropne, ponieważ oprócz Tarji cierpi na tym też reszta zespołu. Tarja może winić za to tylko siebie, ale z jej punktu widzenia sytuacja również jest smutna – ona dostaje pensję od NEMS, ale wszystkie jej tantiemy i pieniądze ze sprzedaży biletów na koncerty lądują na kontach NEMS.

Pod koniec 2001 roku Nightwish nie miał pojęcia, jak rozwiązać problemy wynikające z nowych porządków, ale sytuacja zespołu poprawiła się, gdy ich menedżerem został Ewo, a firmą zarządzającą – King Foo.

– Powiadomienie o tym Piikkikasvi, naszej agencji bookingowej, było straszne – mówi Tuomas. – Ale musieliśmy podjąć pewne decyzje, żeby uchronić zespół przed rozpadem, a jedną znich było przejęcie przez King Foo zarządzania i bookingu.

– Wcześniej to ja zajmowałem się naszymi stosunkami z promotorami i byłem też w pewnym sensie menedżerem trasy – mówi Jukka. – Dobrze żyłem z ludźmi z Piikkikasvi, ale kiedy Tuomas i Ewo zadecydowali, że Ewo i Toni Peiju zajmą się zarządzaniem, by zespół mógł skupić się tylko na muzyce, nie było sensu rozdzielać tych obowiązków pomiędzy dwie różne firmy. To znaczy, łatwiej jest, gdy wszystkim zajmuje się jedna firma, bo wystarczy jeden telefon i masz wszystkie potrzebne informacje.

Chłopcy z Nightwish potraktowali zakończenie współpracy bardzo poważnie.

– Pojechałem z Tuomasem na wycieczkę do Ruka w Laponii i przez cały czas myślałem tylko o tym, jak mam przekazać te wieści Possiemu z Piikkikasvi – kontynuuje Jukka. – Jak powiedzieć ludziom, którzy odwalili dla ciebie kawał świetnej roboty, że nie potrzebujesz już ich usług, chociaż nie zrobili nic złego? Gdy wróciliśmy do chatki, napiłem się czegoś mocniejszego i zebrałem się w sobie. Powiedziałem do Tuomasa: „no dobra, idę na zewnątrz zadzwonić”. Ludzie z Piikkikasvi poczuli się oczywiście trochę urażeni, ale tak jak powiedziałem, nie było innego wyjścia. Gdybyśmy nie dokonali wszystkich tych zmian, zespół musiałby zakończyć działalność. Mam nadzieję, że nie złoszczą się już na mnie tak bardzo.

Emppu był sceptyczny wobec podwójnej roli Ewo, jako menedżera zespołu i pracownika działu artystycznego wytwórni.

– To było śmieszne, że Ewo pracuje jednocześnie dla Spinefarmu i dla nas, bo jednocześnie powinien nas wydymać, żeby dać firmie jak najwięcej zarobić i negocjować z nimi jak najlepsze dla nas kontrakty! Zastanawiałem się, jak to w ogóle możliwe. Miałem wątpliwości wobec tego układu, dopóki Ewo nie zrezygnował z pracy w Spinefarmie.

Chociaż w zespole było wiele spięć, muzycy nie tracili poczucia humoru. W grudniu Nightwish umieścił w Internecie specjalne, świąteczne pozdrowienia dla swoich fanów.

– Nagraliśmy to przed imprezą świąteczną w naszym domu w Mikkeli – mówi Jarmo Lautamäki, webmaster strony Nightwish. – Byliśmy z Jukką, Tuomasem i Tero Kinnunenem. Po kilku piwach wpadliśmy na pomysł nagrania krótkiego filmiku dla fanów, jako mały prezent świąteczny. Pierwszym pomysłem była „piramida śmierci”: w prawdziwym stylu Scorpionsów, Jukka wdrapał się na nasze ramiona i zaprezentowaliśmy gorące świąteczne pozdrowienia. Jednak gdy wytrzeźwieliśmy, ten pomysł nie wydawał się już taki świetny, więc postanowiliśmy spróbować czegoś innego.

– Wtedy moja żona Sumppi zasugerowała, żebyśmy biegali wokół choinki na naszym podwórku, a Jukka się zgodził pod warunkiem, że zrobimy to nago – śmieje się Lautamäki. – Sumppi nie zgodziłaby się, żebyśmy zrobili to całkiem nago, więc skorzystaliśmy z pomysłu Red Hot Chilli Peppers, ale zamiast skarpetek założyliśmy małe świąteczne czapeczki. Było jakieś minus dwadzieścia stopni Celsjusza, mniej więcej o czwartej nad ranem, ale po dostarczeniu naszej porannej gazety, cztery półnagie elfy wybiegły na podwórko, śpiewając „Jingle Bells”. Przebiegliśmy dwa okrążenia wokół choinki i popędziliśmy do środka. Drzewko nie było ukryte na tyłach domu, stało naprzeciwko domu, obok drogi publicznej! Na szczęście udało nam się uchwycić bieg na nagraniu i nie potrzebowaliśmy drugiego ujęcia. Wideo było udostępniane na stronie Nightwish w każde święta, a pobrano je już dziesięć tysięcy razy.

Pod koniec stycznia 2002 roku Ewo zrezygnował z pracy w Spinefarmie i przeszedł na pełen etat w King Foo Entertainment, firmie założonej przez niego i Toniego Peiju. Wcześniej Nightwish podróżował na własną rękę, zdany na menedżerów zaproponowanych przez promotorów, ale Ewo był po to, by pomóc im wszędzie i ze wszystkim, od codziennych spraw podczas trasy po kontrakty i inne umowy.

Pod koniec marca w Spinefarm Records doszło do zaskakujących zmian. Riku Pääkkönen sprzedał swoje większościowe udziały w firmie międzynarodowej korporacji Universal Music. Spinefarm nadal posiadał autonomię, jednak ze zwierzchnictwem nad własnymi wydawnictwami, a Pääkkönen pozostał dyrektorem firmy. Od tej pory albumy Nightwish były wydawane pod marką Universal wszędzie tam, gdzie Spinefarm nie posiadał umowy licencyjnej.

Fakt, że zespół miał nowego menedżera na pełen etat, zmniejszył presję odczuwaną przez Tuomasa i poprawił sytuację ogólną w wielu aspektach. Z punktu widzenia Tarji, zespół zaczął rozpadać się na dwie części dokładnie w momencie, gdy Ewo został menedżerem grupy. Turunen miała już Marcelo jako swojego reprezentanta, a, według niej, tych dwóch menedżerów nigdy nie mogło się dogadać.

– Te dwie grupy zarządzające wspólnie decydowały o wszystkim i zajmowały się bieżącymi sprawami, żebyśmy mogli skupić się na muzyce, ale nie rozwiązało to problemu z komunikacją – mówi Tarja. – Nowa sytuacja spowodowała nowe problemy, które tylko zwiększały się podczas ciężkich tras koncertowych.

Pierwsze zadanie Ewo na stanowisku menedżera nie należało do najprzyjemniejszych: musiał wyrzucić z zespołu swojego dobrego kumpla, Samiego.

– Pierwsza myśl, jaką miałem w głowie, to że jeśli Nightwish ma przetrwać, to ja już nie mogę współpracować z Samim – wspomina Tuomas. – Kolejną rzeczą, również nieuniknioną, było to, że nie potrafię mu tego sam powiedzieć. Nie wiem, czy to dlatego, że jestem miękki, czy po prostu zachowałem się jak tchórz, ale po prostu nie byłem w stanie powiedzieć kolesiowi, który był od dziesięciu lat moim przyjacielem, że już nie możemy razem pracować. Osobiście wolałbym rozwiązać zespół, niż powiedzieć Samiemu, że ma odejść. To jedna z rzeczy, których żałuję najbardziej w życiu i jestem pewny, że będę tego żałować aż do śmierci.

Wyglądało na to, że Tuomas znalazł się w sytuacji, w której wszyscy byli przegrani.

– Wielka szkoda, że w końcu to Ewo musiał zwolnić Samiego. Jako przyjaciel i kolega z zespołu, to ja powinienem to zrobić. To byłoby w porządku. Ale wtedy to zadanie wydawało mi się niemożliwe do wykonania.

Możliwe, że Sami nie był zaskoczony, słysząc te wieści.

– Jestem pewny, że Sami już od dłuższego czasu się domyślał, że to się tak skończy – powiedział później Tuomas w wywiadzie na DVD. – Sam mi to powiedział, gdy się kiedyś spotkaliśmy. Wciąż pamiętam jego słowa: powiedział, że czuł, że to się zbliża i pogodził się z tym, jedyne nad czym się zastanawiał, to dlaczego, do cholery, sam mu tego nie powiedziałem. Źle się czuł z faktem, że poprosiłem Ewo, by mnie wyręczył – i miał całkowitą rację.

Pod wieloma względami Vänskä wciąż był dla Nightwish właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

– Ludzie przypuszczają, że Sami był za mało oddany – prycha Wilska. – Wszystkie te mądrale rozprawiają „po prostu to wiedziałem, ten koleś, Sami, zawsze wyglądał na nieobecnego”. Pieprzyć was! Grałem z Samim jeszcze kiedy byliśmy w Nattvindens Gråt, w 2004 roku, on jest taki sam jak wszyscy w Kitee: cichy, powściągliwy mieszkaniec fińskiej Karelii, który o swoich problemach mówi tylko wtedy, gdy jest pijany. Może to zbyt ostro powiedziane, ale chodzi mi o to, że nie jest on typem osoby, która uzewnętrznia swoje emocje. Na scenie może wyglądać na wyluzowanego i niewzruszonego, ale to nie znaczy, że nie wkładał w grę całego swojego serca. Nie każdy uważa za konieczne robienie min do publiczności przez cały koncert, w stylu „tak, kurwa, świetnie się tutaj czuję!”. I nawet jeśli Nightwish nie był spełnieniem największych muzycznych marzeń Samiego, to nie znaczy, że nie dawał tam z siebie wszystkiego.

Chociaż było to bolesne, Tuomas nigdy nie żałował zwolnienia Samiego.

– To było najlepsze rozwiązanie dla wszystkich, dla Samiego również – stwierdził Tuomas jesienią 2003 roku.

Sami zawsze wydawał się Tarji zdystansowany.

– Nigdy naprawdę nie poznałam Samiego podczas nagrywania i tras Oceanborn i Wishmaster – mówi. – Zachowywał dystans. Chłopcy chyba znali go lepiej, bo mieli swoje męskie więzi. Zawsze pytałam go, jak leci i tym podobne, ale nie byliśmy ze sobą blisko. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, gdy myślę o jego odejściu, to że może za mało rozmawialiśmy. To największy grzech Finów: nie przegadywanie spraw. Boisz się, że inni i tak cię nie zrozumieją.

Sami przez długi czas nie opowiadał o okresie, kiedy był w zespole, dopóki gazeta Karjalainen nie opublikowała jedynego „ponightwishowego” wywiadu w 2003 roku. Sami chyba w końcu trochę o sobie opowiedział: że studiował informatykę na uniwersytecie i grał w kapeli bluesowej z Joensuu, Root Remedy, i świetnie się bawił. Nie chciał rozmawiać o Nightwish, stwierdził tylko, że jeśli lubi się trasy koncertowe, to styl życia Nightwish w stu procentach spełni oczekiwania – ale jeśli nie, to w końcu znudzi ci się picie piwa, a wtedy motywacja jest wystawiona na próbę.

Zimą 2006 roku Sami w końcu zgodził się podzielić swoimi wspomnieniami z Nightwish z autorem tej książki. Ujawnił, że podczas jego ostatnich dni w zespole nie grało mu się już tak dobrze, bo atmosfera w grupie nie była najlepsza.

– Był taki czas, że zacząłem na poważnie się zastanawiać, czy na pewno chcę grać taki typ muzyki, ale co ważniejsze, czy chcę ją grać z tymi ludźmi. Koniec końców, muszę przyznać, że to chyba jednak nie było dla mnie. Na pewno nie pomagał fakt, że było sporo niepotrzebnych sprzeczek w zespole. Byłoby dobrze, gdybym znalazł sposób na odciążenie się, wyrzucenie tego z głowy raz na zawsze, ale w tamtych okolicznościach i przy moim stanie emocjonalnym po prostu nie potrafiłem.

Po otrzymaniu wypowiedzenia Sami poczuł się „pusty, ale w pewien sposób mu ulżyło”, a z czasem dobre wspomnienia wyparły trochę te złe.

– Czuję się zaszczycony, że doświadczyłem czegoś, co niewielu ludziom jest dane. Odwiedziłem miejsca, których pewnie nigdy bym nie zobaczył, gdybym nie był w zespole. Ludzie często mnie pytają, czy jestem wkurzony, że nie gram już w Nightwish, a ja odpowiadam im, że nie. Wkurza mnie, że o to pytają. Trasy koncertowe to ciężka praca. Tylko szaleńcy lubią być w ciągłym ruchu.

Następca Samiego okazał się nie być żółtodziobem. Urodzony 14 stycznia 1966 roku Marko (Marco) Tapani Hietala grał w niemal legendarnym Tarocie, pierwszej wartej uwagi fińskiej kapeli metalowej. Później udzielał się też w Sinergy.

– Zadzwonił Ewo i powiedział, że ma coś dla mnie – wspomina Marco. – Spotkał się w swoim domu z Tuomasem i zasugerował, żebym przyszedł się przywitać. Okazało się, że Nightwish potrzebuje basisty. Powiedziałem Ewo, że najpierw muszę skończyć kawę i zapalić. Wtedy mieszkałem jakieś sto metrów od niego, więc przyszedłem do niego w moich spodniach od dresu, cały obszarpany i zarośnięty. Toumas powiedział, że nie układało im się z poprzednim basistą i poszukują nowego. Miał już skończonych kilka nowych piosenek i wpadł na pomysł, że przydałby się też jakiś męski wokal. A co tam, pomyślałem. Pewnie, że jestem zainteresowany. Widziałem ich już na żywo w 2000 roku na trasie z Sinergy i zauważyłem, że już wtedy byli dość profesjonalni. Nieźle im szło.

– Na początku trochę odrzucałem ich powermetalowe wpływy – no wiesz, podwójna stopa na perkusji, tradycyjne zmiany akordów i melodie przypominające jodłowanie – uśmiecha się Marco. – Nie za dobrze się czuję w czymś takim, ale z drugiej strony część materiału bardzo mi się podobała, gdy widziałem ich na trasie. Więc co do ich starszych kawałków miałem mieszane uczucia. Jednak Tuomas powiedział mi, że nowe piosenki będą cięższe, wolniejsze, i że miałbym partie śpiewane. Oczywiście zainteresowałem się jeszcze bardziej i powiedziałem, że muszę się nad tym zastanowić przez kilka tygodni. Gdy wróciłem tej nocy do domu, byłem już prawie pewny, że spróbuję – przynajmniej żeby sprawdzić te nowe kawałki i zobaczyć, jak pójdą przesłuchania. Wciąż podążam tą drogą.

– Szczerze mówiąc, ich muzyka nie była tak wymagająca jak to, co grałem w Sinergy z [Jannem] Parviainenem, [Aleksim] Laiho i [Roopem] Latvalą – wyznaje Marco. – Ci kolesie są przerażający – grasz z nimi, a wszystko dzieje się tak szybko, że to aż straszne! Z Nightwish wszystko było dużo wolniejsze i łatwiejsze, ale też bardziej odprężające. Musieliśmy tylko sprawdzić, czy będziemy się dogadywać prywatnie. Pojechałem pociągiem do Kitee, chłopcy odebrali mnie ze stacji i pierwsze, co zrobiliśmy, to poszliśmy po piwo. Później poszliśmy do pokoju przesłuchań i zalaliśmy się w trupa. Pod koniec wieczoru było jasne, że w głębi serca wszyscy jesteśmy chłopcami z prowincji. Wszystko było takie cholernie proste.

Marco okazał się strzałem w dziesiątkę dla całego zespołu.

– Gdy dołączył do nas Marco, poczuliśmy się grupą jak nigdy wcześniej – mówi Tuomas. – Oczywiście były też inne czynniki, ale poprosiłem Marco, żeby do nas dołączył głównie dlatego – poza jego osobowością i sposobem, w jaki gra i śpiewa – że idealnie do nas pasował. Napisałem piosenki, myśląc o męskim wokalu, ale nie konkretnie o Marco. Pomyślałem, że jeśli nie znajdę nikogo odpowiedniego, to Toni Kakko świetnie by się w tym sprawdził. Oczywiście byłyby problemy z graniem na żywo, bo Toni ma jeszcze swój zespół, więc pomyślałem, że śpiewający basista byłby jedyną opcją.

Wygląda na to, że przekonując Marco do wstąpienia do zespołu, Tuomas upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.

– Cholera, koleś świetnie pasuje do grupy – Tuomas chwalił Marco w 2003 roku. – Jest naszym drugim ogromnie szczęśliwym trafem. Pierwszym była Tarja. Chyba powinienem podziękować moim szczęśliwym gwiazdom. Marco wniósł całkowite mentalne i muzyczne odrodzenie do zespołu. Wiele mu zawdzięczamy, zwłaszcza to co zrobił dla naszych dusz. Wszyscy jesteśmy 10 lat młodsi od niego, więc bierzemy z niego przykład na scenie, nawet Tarja. Na scenie zawsze jest jeden człowiek, który niczego nie zawali. Można na to liczyć.

– Marco również zaakceptował swoją rolę w zespole – jest śpiewającym basistą – podkreśla Tuomas. – Ja nadal jestem liderem grupy, a Tarja symboliczną przywódczynią. Marco nigdy nie wkroczył na ten teren. Chociaż na początku w pewnym sensie go podziwialiśmy, zawsze nas szanował, bo można powiedzieć, że zasiadł przy stole, kiedy karty już były rozdane. Marco nigdy nie nadepnął nikomu na odcisk. Wiedział, że chociaż jest weteranem heavy metalu, to w tym zespole jest nowicjuszem. A ja to bardzo szanuję.

Marco od razu wszystko pojął.

– Przeżyłem ciężkie chwile w swoim życiu i wiem, jak to jest ciężko pracować i walić głową w mur, i dlatego mam teraz bardziej zdystansowane i przyziemne nastawienie. Chociaż wszystko idzie dobrze, wiem, że nic nie trwa wiecznie. Ludzie mogą cię czcić i wynosić na piedestały, ale nie zmienia to faktu, że codziennie musisz srać tak samo jak inni. W tej chwili staram się robić wszystko tak dobrze, jak to tylko możliwe i tak długo, jak się da lub jak długo będziemy chcieli. Myślę, że wniosłem pewien beztroski realizm – oprócz alkoholizmu, ha! – do zespołu.

Rzeczywiście wydaje się, że stoickie podejście Marco rozluźniło trochę napięcie na polu minowym, którym była atmosfera w zespole. Beztroską, a jednocześnie rozważną i refleksyjną osobowość, Marco lubi zatrzymywać dla siebie i mieć wewnętrzny spokój. Jego brat, Sakari, uważa, że apatyczny spokój jego młodszego brata jest wręcz wkurzający.

Według Jarmo Lautamäkiego, powiedzenie, że „wygląd może być złudny”, dobrze pasuje do Marco.

– Koleś może wyglądać trochę strasznie z tymi swoimi długimi włosami i brodą, ale jak tylko z nim porozmawiasz, odkryjesz, że jest najlepszym towarzyszem, na jakiego mogłeś trafić.

Z punktu widzenia Tuomasa, fakt, że Marco jest starszy niż reszta Nightwish, nie ma znaczenia. W kilku wywiadach powiedział, że wiek Marco widać tylko w tym, że może wypić więcej od reszty, ale stwierdzenie to okazało się tylko męskim komplementem – w rzeczywistości Marco jest zazwyczaj pierwszym, który wita Piaskowego Dziadka na imprezach Nightwish.

– Wiek nic nie znaczy – mówi Tuomas. – Świetnie się dogadujemy. Marco i ja dobrze do siebie pasujemy, bo wiele nas łączy. Jako autorzy piosenek oboje jesteśmy bardzo refleksyjni. Jesteśmy na tym samym poziomie. Marco dał nam też wsparcie przy pisaniu nowych kawałków. Sprawił, ze chcemy pokazać wszystkim, na co nas stać.

Według Marco, autorzy piosenek w zespole są zobowiązani wpływać na siebie.

– Zawsze patrzysz na to, jak inni coś robią. Tuomas pisze piosenki, przykłada wiele uwagi do konkretnych, ważnych rzeczy, na przykład jak bardzo refren będzie wymiatał. Ja jestem bardziej teoretyczny. Analizuję muzykę od początku do końca, żeby zobaczyć, jakie struktury akordów i przejścia w niej występują. Być może niektóre z moich metod odcisnęły się na twórczości Nightwish.

– To zupełna prawda – przyznaje Tuomas. – Na przykład zdałem sobie sprawę, że jeśli gitara i klawisze grają w tonacji e-moll, to możliwe jest, żeby bas był w tonacji G-dur. Fakt, ze można tak zrobić, był dla mnie nie lada odkryciem.

– Studiowałem teorię muzyki, ale koniec końców wszystkie te reguły prawie zdusiły moją kreatywność – relacjonuje Marco. – Ale jeśli znasz reguły, możesz zacząć je łamać. W muzyce prawie wszystko idzie ze sobą w parze, jeśli tylko uda ci się to odpowiednio zgrać.

Zaczynając od lekcji gry na pianinie w wieku ośmiu czy dziewięciu lat, Marco miał już za sobą długą muzyczną karierę. Pianino nie przykuło jego uwagi na długo, preferował niższe brzmienie basu – i z czasem znalazł sobie zajęcie. Muzyka metalowa całkowicie skradła mu serce, a kariera muzyka była jego jedynym wyborem. Nie miał planu B.

Marco wspomina, że miał swego rodzaju muzyczne przebudzenie mniej więcej w wieku dziewięciu lat.

– Leżałem na kanapie i czytałem [książkę dla dzieci Tove Jansson] Kometę w Dolinie Muminków. Ta książka jest cholernie apokaliptyczna, to znaczy, naprawdę ma ten klimat przepowiedni. Gdy tak czytałem, mój starszy brat, Saku [Sakari Hietala], wszedł z płytą, którą pożyczył od sąsiada. To było Master of Reality Black Sabbath. Włączył ją i usłyszałem „Into the Void” i wszystkie inne piosenki pierwszy raz w życiu. I oto ja, czytający Muminki i myślący „cholera, to jest ciężkie!” Nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszałem. To było moje pierwsze wrażenie na temat tego, jak muzyka, tekst i fantastyka mogą ze sobą współpracować we wstrząsający sposób. Historia Muminków jest jak opowieść o końcu świata: do Ziemi zbliża się kometa, morza wysychają, a ryby wiją się na suchej ziemi, a w tle gra Black Sabbath – jak cholernie ciężkie to jest? To był dla mnie punkt zwrotny, tylko tyle mogę powiedzieć.

Marco nauczył się czytać w wieku czterech lat, a do szkoły poszedł, gdy miał sześć. Jego ojciec był nauczycielem języków, więc nauka angielskiego szybko zainteresowała Marco. Częściowo przez wpływ ojca – ale głównie przez przykład, który dawał mu brat – zaczął również grać na gitarze.

– Gdy miałem jedenaście czy dwanaście lat, patrzyłem, jak Saku gra na gitarze. Nie minęło dużo czasu, a sam chciałem to robić. Gdy udało mi się zagrać kilka akordów, wiedziałem że to jest to, co chcę w życiu robić.

Sakari, starszy brat Marco, grał w różnych lokalnych kapelach. Gdy jego młodszy brat zaczął nalegać, żeby zabierał go ze sobą na przesłuchania, bardzo go to wkurzało. W gimnazjum Marco utworzył zespół, w którym grał na gitarze, a gdy po niedługim czasie okazało się, że jego kapela jest lepsza od grupy Sakariego, ten wymusił na młodszym bracie, by przyjął go jako gitarzystę. Gdy odszedł ich perkusista, basista przerzucił się na perkusję, a Marco zajął się basem. Nazywali się Purgatory.

Pierwszy koncert zagrali w lokalnej dyskotece.

– Graliśmy takie kawałki, jak „Smoke on the Water”. Ludzie pewnie myśleli: „Cholera, są do kitu, ale może ci chłopcy wyjdą jeszcze na ludzi, mają w sobie to coś.”

Po kilku latach Purgatory przekształcił się w Tarot.

W połowie lat osiemdziesiątych fiński heavy metal był pośmiewiskiem całego świata – jeśli ktokolwiek w ogóle wiedział o jego istnieniu – a granie w fińskim zespole metalowym na pewno nie zapewniłoby nikomu środków do życia. Podczas gdy inne fińskie kapele preferowały głównie hard rock w stylu amerykańskim, Tarot był pionierem prawdziwego heavy metalu – podążając za przykładem Black Sabbath i Judas Priest, byli pierwszą fińską kapelą, grającą światowej klasy brytyjski heavy metal.

Po szkole średniej rozpoczął naukę gry na basie w konserwatorium Popu i Jazzu w Oulunkylä, niedaleko Helsinek. Zanosił demo Tarota do różnych wytwórni muzycznych, tylko po to, by raz za razem zostawało odrzucone. Młodemu basiście powtarzano, że zespół powinien śpiewać po fińsku, ale Tarot się nie poddawał. W końcu udało im się zawrzeć umowę z Flamingo, filią kanału muzycznego MTV3. Wytwórnia upadła kilka lat później.

Jest dobry powód, by nazywać Tarota najbardziej pechową heavy metalową kapelą w Finlandii. Zaliczyli serię wpadek, która słabszą grupę zmusiłaby do obcięcia włosów i znalezienia prawdziwej pracy już wiele razy. Wyglądało to tak, jakby została na nich rzucona klątwa.

– Graliśmy przed Tapio Rautavaarą na letnim festiwalu Tervo – mówi Sakari. – Niedługo po tym umarł. Następnego lata supportowaliśmy Esę Pakarinena. On też zmarł. Po tym wydarzeniu karma naszego zespołu wydawała się oczywista.

I to się po prostu nie kończyło. Byli niedoświadczeni i podpisywali umowy, które zapewniały, że nigdy nie dostaną złamanego grosza. Ich drugi gitarzysta uciekł z pieniędzmi zespołu. Muzycy stracili zdolność kredytową. Ścigały ich organa podatkowe. Ich styl, tradycyjny heavy metal, zaczynał tracić słuchaczy na rzecz thrash i death metalu. Gdy w końcu otworzył się dla nich rynek japoński, nie zajęło wiele czasu – oczywiście – aż ich japońska wytwórnia upadła.

– Nie wiem, jakie haniebne zbrodnie popełniliśmy w poprzednich wcieleniach, żeby dopadła nas taka karma – śmieje się Marco. – Saku musiał być chyba Stalinem, a ja pewnie byłem Hitlerem. Janne [Tolsa, klawiszowiec – przyp. aut.] mógł być Mao, a Spede [Pecu Cinnari, perkusista – przyp. aut.] Idim Aminem!

Zdecydowanie Marco widział ciężkie czasy, był „głodującym artystą” latami, gdy nagle wszystko się odmieniło.

– Zadzwoniła do mnie Kimberly [Goss] z Sinergy – wspomina Marco. – Chyba Alexi Laiho miał mój numer od Ewo, a Kim chciała wiedzieć, czy nie pojechałbym z nimi w europejską trasę koncertową. Właśnie zacząłem spotykać się z Manki [obecna żona Marco – przyp. aut.], ale powiedziałem: „jasne, piszę się na to”. Potem musiałem poćwiczyć. Wszyscy okazali się bardzo mili. Graliśmy piosenki w kółko i pojechaliśmy z Primal Fear i Metalium. Podczas naszej drugiej europejskiej trasy otwieraliśmy koncert Nightwish.

Poza grą w Sinergy, Marco regularnie występował w studiu i nagrywał drugoplanowe wokale na wielu albumach. Zyskał już spore międzynarodowe uznanie, ale to było nic w porównaniu z popularnością, jaką miał się cieszyć jako basista Nightwish.


×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.